Camerimage to taki festiwal, na który jedzie się jak do filmowej mekki, gdzie dominuje sztuka przez duże S i nawet średnio oryginalna treść ubrana jest w artystyczny kostium i odpowiednią formę. Gdzie nikt nie gwiazdorzy, bo na widowni zawsze siedzi kilkanaście Oscarów, dziesiątki Złotych Palm, Lwow, Niedźwiedzi i Globów, gdzie „jak to między nami zawodowcami” związana z wszystkimi zawodami filmowymi, branżowa publiczność bywa bezlitosna dla fałszywych treści i profesjonalnych niedoróbek. Gdzie w końcu liczona w setki, może nawet tysięczna grupa studentów szkól filmowych z całego świata ogląda, słucha i uczy się KINA od najlepszych z najlepszych, mistrzów i klasyków. I zapowiada swój powrót za rok do Torunia na kolejną lekcję zawodowego życia w najlepszym wydaniu!
SAMO ŻYCIE!
To pewnie brzmi jak banał, że dokument zawsze będzie bliżej życia niż fabuła bo stoi za nim prawda, rzeczywistość, żywi ludzie i realne zjawiska. Ale każdy kolejny sezon w dziejach światowego kina potwierdza tą opinię i przynosi dowody na to, że każdy człowiek jest albo może być ciekawy, każdy los wart uwagi a prawie każde miejsce zasługuje na odwiedziny z kamerą i mikrofonem. Tegoroczne konkursy długich i krótkich form dokumentalnych nie pozostawiały co do tego wątpliwości, tym bardziej, że jak zawsze na Camerimage selekcja była staranna i nie ulegająca modom na pokazywanie skrajności i katalogu dziwolągów.
Do Torunia zaprasza się dokumentalistów, którzy- jak deklarują organizatorzy- „twórczo interpretują otaczająca ich rzeczywistość dbając o formę wizualna i estetyczną dzieła”.
Takich choćby jak Tatiana Huezo, która w zagubionej w górach meksykańskiej wiosce zrealizowała z autorem świetnych zdjęć, Ernestem Pardoswe „Echo”, mądry i piękny film o dorastaniu. Bo w tytułowej osadzie i tu cytat z katalogu, bo bezbłędnie oddaje zawartość i przesłanie filmu: dzieci opiekują się nie tylko stadem owiec, ale także jej najstarszymi mieszkańcami. Gdy mróz w duecie z suszą wyniszczają okoliczną ziemię, młodzi uczą się rozumieć śmierć, znaczenie choroby oraz miłości, obserwując i wsłuchując się w każdy czyn, słowo i milczenie swoich rodziców. To historia o dotykającym duszy echu, o trwałości schronienia, jakie zapewniają nam otaczający nas ludzie, o buncie i niepewności w obliczu wyzwań stawianych przez życie.
„Echo” zasłużenie otrzymało Złotą Żabę w konkursie długometrażowych filmów dokumentalnych, bo zrealizowane „karabaszowską” metodą czyli niespiesznie, uważnie i z miłością do nastoletnich bohaterów, każe widzowi zadumać się choćby chwilę nad zmiennością ludzkiego losu, siłą uczucia i tradycji.
Zaraz potem musi pojawić się akapit o obrazie wyjątkowym, a jego wyjątkowość dotyczy nie tylko z miejsca realizacji zdjęć ale również faktu, że produkcja zabrała autorce, estońskiej reżyserce, Annie Hints osiem lat, również z konieczności pozyskiwania kolejnych funduszy. Nie chciano wierzyć, że film toczący się w ciemnej, zadymionej izbie tradycyjnej sauny dymnej będzie w stanie zainteresować kogokolwiek. Dzięki francuskim i islandzkim partnerom udało się doprowadzić projekt do szczęśliwego finału i… rozpocząć triumfalny pochód przez ekrany wielu światowych festiwali (Sundence, Amsterdam, Zurych, Tallin, teraz Toruń) ale też wejść do repertuaru kin i telewizyjnych ramówek. W „Siostrzeństwie świętej sauny” (estoński kandydat do Oscara i faworyt Europejskich Nagród Filmowych) poznajemy grupę kobiet w różnym wieku, z bagażem często trudnych życiowych doświadczeń i zamiłowaniem do niebanalnych obserwacji, które gotowe są do wspólnego relaksu, śpiewu i gotowania, ale przede wszystkim, by dzielić między sobą najgłębsze sekrety i czerpać siłę ze wspólnoty. W rozgrzanej, intymnej przestrzeni sauny wypędzają z siebie lęki i wstyd, odzyskując chęć życia. Niejako, przy okazji „ujawniają” narodową niechęć Estończyków do okazywania emocji, mówią z żalem o braku naturalnej empatii swych rodaków i chłodnym tak charakterystycznym dla Skandynawów, chowie dzieci.
Nie tylko w małej Estonii ludzie mają problemy w kontakcie z otoczeniem i ze światem zewnętrznym . Przekonywał o tym choćby angielski obraz „A Man’s Man” Myles`a Desenberga, zapis cotygodniowych spotkań grupy psychicznego i społecznego wsparcia dla mężczyzn. Jak pisał recenzent: Ten wyjątkowo uczuciowy i estetycznie bogaty film, który chwyta za serce i nierzadko wywołuje trudne emocje, w prowokacyjny sposób zgłębia temat bycia mężczyzną w XXI wieku. Dokument konfrontuje nas z destrukcyjnym wpływem toksycznej męskości, a także utrzymującą się stygmatyzacją problemów natury psychicznej oraz bolesnych konsekwencji tego niszczycielskiego status quo. Co ciekawe, pokazuje nam coś jeszcze – siłę wspólnoty oraz nadziei czerpanej z dzielenia się naszymi historiami z innymi. Tylko z pozoru historia mieszkającej nad Wisłą pani Krystyny, która ma 72 lata i nigdy nie przeżyła prawdziwej miłości jest łatwiejsza do ekranowego zdiagnozowania niż film o silnych/słabych Anglikach z północy wyspy. Bohaterka nie potrzebuje grupy wsparcia ale ponieważ, choć nie mówi o tym otwarcie, nie radzi sobie z samotnością, zapisuje się, pełna nadziei na odmianę losu, do biura matrymonialnego. Niestety „Starsza pani szuka” Marii Wider to mało optymistyczny katalog kolejnych towarzyskich porażek pani Krystyny, a kontakt ze starzejącymi się mężczyznami uświadamia, że romantyczny związek może nie być tym, czego brakuje jej do szczęścia. Choć może to się zmieni, bo w ostatniej scenie…
Może przez przypadek a może świadomie nie wybrano do dokumentalnych konkursów toruńskiego festiwalu, żadnego filmu odnoszącego się do spraw, którymi „żyje świat”. Nie było więc reportaży z wojny w Ukrainie czy relacji z wypełnionej imigrantami Lampedusy. Nie zakwalifikowano filmów o odradzającym się populizmie w bogatych państwach Europy, arabskich gangach pustoszących Skandynawię, aferach politycznych i tylko okazjonalnie potraktowano postępującą degradację środowiska naturalnego. Ale pokazują je inne imprezy filmowe, więc może nie warto robić zarzutu z tych nieobecności?
SERIALE, SERIALE…
Konkurs seriali telewizyjnych przyniósł w tym roku dziewięć pokazów (4 amerykańskie, 2 polskie oraz angielski, izraelski i południowokoreański) i wrażenie więcej niż pozytywne z całości. Realizowane dzisiaj na świecie seriale kochają kostium, historię i grę namiętności, bo telewizyjna publiczność, świadoma siły sprawczej swych wyborów bywa mocno kapryśna i oczekuje na ekranowe widowiska a nie zrealizowane małym kosztem opowieści z piwnicy, gdzie dwóch facetów, popijając piwo, chwali się swymi miłosnymi podbojami. Co telewidzom zatem proponują światowi producenci i filmowcy?
Na przykład wysmakowane wizualnie „Krwawe serce” (Korea Płd.) opowiadające historię fikcyjnego króla Lee Tae, który musi zrezygnować ze wszystkiego, nawet z kobiety, którą kocha, aby utrzymać władzę w swoim królestwie. Lee Tae wierzy, że ten cel uświęca wszelki środki. Sprawna realizacja wsparta widocznym wysiłkiem specjalistów od efektów specjalnych opłaciła się, bo serial sprzedano do wielu, nie tylko azjatyckich stacji.
Niewątpliwie najlepszy z konkursowej dziewiątki bo zagrany, wyreżyserowany i sfilmowany po mistrzowsku okazał się amerykański serial „The Offer: Miejsce przy stole” Dextera Fletchera z wartymi zapamiętania zdjęciami obecnego w Toruniu Salvatore Totino. Akcja przenosi nas do roku 1972, kiedy to producent filmowy i telewizyjny Albert S. Ruddy postanawia nakręcić film „Ojciec chrzestny”, według aktualnego bestsellera napisanego przez Mario Puzo. Angażuje do tego sprawnego scenarzystę i reżysera, Francisa Forda Coppolę ale nie do końca chyba zdaje sobie sprawę ze stopnia komplikacji, które towarzyszyć mu będą stale na drodze do spodziewanego sukcesu. Numerem jeden na tej liście jest włoska mafia, której szefowie, mówiąc najdelikatniej, nie sa zachwyceni faktem, że ktoś, jeszcze gorzej, że jeden rodak, opisał a teraz inny Włoch z pochodzenia chce pokazać w kinie ich dotąd hermetyczny, miejscami barwny ale także mroczny i bandycki, świat.
A inny zaoceaniczny serial czyli „Światło, którego nie widać” to ekranizacja powieści nagrodzonej Pulitzerem opowiadający historię niewidomej francuskiej dziewczyny oraz jej ojca, którzy uciekają do St. Malo z okupowanego przez Niemców Paryża, zabierając ze sobą legendarny diament, aby nie wpadł w ręce nazistów. W ślad za nimi wyrusza okrutny oficer gestapo pragnący zdobyć cenny kamień dla siebie.. Już po tym wstępie widać, że rys fabularny nadzwyczaj luźno trzyma się okupacyjnej czy wojennej rzeczywistości, ale… Ale kino i telewizja to jarmarczno- domowa rozrywka, nawet jeśli na ekranie giną pod bombami ludzie a wszystkich straszy ubrany w skórę demoniczny esesman.
Niczego rozrywkowego nie ma w brytyjskiej serii „The Woman In the Wall: Bact To Life” (reż. Harry Wootlif) bo kiedy z Dublina przyjeżdża do nadmorskiego miasteczka detektyw prowadzący śledztwo w sprawie zamordowanego księdza, na światło dzienne wychodzi mroczna przeszłość pobliskiego azylu Sióstr Magdalenek, których zakon zapisał się w pamięci otoczenia i całej Irlandii najgorsza sławą.
Na koniec o polskich reprezentantach. Być może niektórzy widzowie publicznej telewizji dobrze pamiętają „Polowanie na ćmy” Michała Rogalskiego ze zdjęciami Macieja Lisieckiego ze względu na wystawna inscenizację piękne kostiumy i więcej niż poprawne aktorstwo. Ale inni nie mogą zapomnieć, że cała wysokiej jakości praca ekipy realizacyjnej poszła niestety na marno wobec słabości scenariusza, którego autorkom wystarczyło pomysłów ledwie na pierwszy odcinek, co skutkowała gwałtownym spadkiem oglądalności.
„Udar” firmowany przez wycofującą się właśnie z polskiego i nie tylko rynku, firmę Viaplay to najnowsze dziecko współautora pamiętnych „Artystów”, serialu w którym humor rodem z NRD- owskich komedii obyczajowych szedł w parze z „prawdziwymi” wyimkami ze świata nadwiślańskiego teatru i jego ludzi. Teraz- jak zapowiadano- autorskim wytworem dramaturga i scenarzysty, Pawła Demirskiego, jest komediodramat naśmiewający się z polskiej elity artystycznej, dla której Warszawa jest „jedynym prawdziwym polskim miastem”, nie dający się porównać z innymi produkcjami. Rzeczywiście, „Udaru” nie da się porównać z czymkolwiek.
JANUSZ KOŁODZIEJ
fot. Olek Urbański ©EnergaCAMERIMAGE
LAUREACI ENERGACAMERIMAGE 2023!
KONKURS GŁÓWNY
Złota Żaba: The New Boy
zdj. Warwick Thornton
reż. Warwick Thornton
Srebrna Żaba: Hrabia
zdj. Ed Lachman
reż. Pablo Larraín
Brązowa Żaba: Biedne istoty
zdj. Robbie Ryan
reż. Yorgos Lanthimos
*** *** ***
NAGRODA FIPRESCI
Nagroda Międzynarodowego Jury Krytyków FIPRESCI dla najlepszego filmu: Strefa interesów
zdj. Łukasz Żal
reż. Jonathan Glazer
*** *** ***
KONKURS FILMÓW POLSKICH
Najlepszy Film Polski: Doppelgänger. Sobowtór
zdj. Bartłomiej Kaczmarek
reż. Jan Holoubek
*** *** ***
KONKURS ETIUD STUDENCKICH SZKÓŁ FILMOWYCH I ARTYSTYCZNYCH
Nagroda Studencka im. Laszlo Kovacsa – Złota Kijanka: Cremation, Or The Quarantine Hotel
zdj. Wen Lau
reż. Ning Qian
szkoła: National Taiwan University of Arts (NTUA)
Srebrna Kijanka: Plastic Touch
zdj. Celia Morales
reż. Aitana Ahrens
szkoła: The Madrid Film School (ECAM)
Brązowa Kijanka: Poor Boy Long Way from Home
zdj. Tuur Oosterlinck
reż. Jonas Hollevoet
szkoła: Sint-Lucas School of Arts, Brussel (LUCA)
*** *** ***
KONKURS DŁUGOMETRAŻOWYCH FILMÓW DOKUMENTALNYCH
Złota Żaba — za najlepszy film dokumentalny: Echo
zdj. Ernesto Pardo
reż. Tatiana Huezo
*** *** ***
KONKURS KRÓTKOMETRAŻOWYCH FILMÓW DOKUMENTALNYCH
Złota Żaba — za najlepszy krótkometrażowy film dokumentalny: Oasis
zdj. Myriam Payette
reż. Justine Martin
*** *** ***
KONKURS DEBIUTÓW REŻYSERSKICH
pod patronatem Stowarzyszenia Filmowców Polskich
Najlepszy debiut reżyserski: Bogu dzięki, chłopiec
zdj. Kanamé Onoyama
reż. Amjad Al-Rasheed
*** *** ***
KONKURS DEBIUTÓW OPERATORSKICH
pod patronatem Stowarzyszenia Filmowców Polskich
Najlepszy debiut operatorski: A Song Sung Blue
zdj. Jiayue Hao
reż. Zihan Geng
*** *** ***
KONKURS WIDEOKLIPÓW
Najlepszy wideoklip: Son Lux „Undertow”
zdj. Drew Bienemann
reż. Alex Cook
*** *** ***
KONKURS SERIALI TELEWIZYJNYCH
Najlepszy pilot: The Offer: Miejsce przy stole
zdj. Salvatore Totino
reż. Dexter Fletcher
*** *** ***
NAGRODA PUBLICZNOŚCI
Biedne istoty
zdj. Robbie Ryan
reż. Yorgos Lanthimos