Za górami, za lasami, gdzieś na końcu wolnej Europy jest kraj, gdzie prawie wszyscy pochodzą ze wsi, ale ze wstydu? ze strachu? z przyzwyczajenia? się do tego nie przyznawali. Aż do teraz bo to naród reagujący na bodźce jak pies Pawłowa, więc kiedy polsko- angielskie małżeństwo pokolorowało znaną lekturę i animacyjnie ożywiło, Polcy i Polacy (PiP) ruszyli tłumnie do kina jak na „Krzyżaków” czy inny „Potop”. I zachwycali się a z nimi wszyscy dyżurni pisamcy od kina i telewizji, od plotek i skandali, od wypadków i uprowadzeń, ci od tego wszystkiego także. Euforia taka, że zabrakło z czasem przymiotników, ozdabiających przewidywania, że Oscary, Złote Lwy i Palmy., Smoki i Muszle oraz kolejne triumfy to tylko formalność, bo świat filmowo- telewizyjny wstrzyma oddech i wzorem Nadwiślan pęknie z zachwytu nad polskim arcydziełem.
Nie miały szans przebicia się do narodu nieśmiałe choć zdecydowane wieści z niektórych, wcale niemałych festiwali, że to ani wybitne malarstwo, ani porywająca animacja zaś fabuła to standardowa historia miłosna ubrana w historyczne stroje sprzed stu lat. I chyba także nie ma żadnych szans na powtórzenie prawdziwego sukcesu tych samych autorów sprzed lat, kiedy ich animowana wariacja na temat „życiu i twórczości” malarskiego klasyka, rzeczywiście zdobyła świat (188 krajów) i zarobiła niezłą kasę (ponad 40 mln dolarów).
PiP samo zgłoszenie do oscarowego wyścigu przyjęli jako niemal pewnik, że statuetek będzie nawet kilka w każdej możliwej kategorii. I było tak pięknie aż do teraz, kiedy zza oceanu doniesiono, że polskiej chłopskiej fety w Hollywood nie będzie. A para producentów rozpuszcza wieści o świtowym spisku, wywołanym przez redakcję gazety należącej do koncernu będącego… dystrybutorem filmu!!!???
WD-40