Wybitny aktor okazał się przenikliwym psychologiem, który wie, że najważniejszym elementem terapii jest zdiagnozowanie czułego punktu pacjenta. Jak się w niego bezbłędnie trafi, to wywoła oczekiwaną reakcję. Oczywiście na początku będzie wybuchowa, pełna spektakularnych gestów, obrażonych min i nawet inwektyw pod adresem diagnosty. Ale gdy pierwsze emocje opadną, jest szansa na spokojną analizę i myślenie pozytywne.
Taką pewnie miał nadzieję i może dalej pozostaje przy niej Janusz Gajos, który, jak przystało na prawdziwego człowieka kultury czyli twórcę wolnego, bez pokrętnych figur i tchórzliwych insynuacji, opisał sięgając po analogie, polski przypadek AD 2020.
I nie są w stanie go obrazić, bo niby czym, takie potęgi wiedzy i elegancji jak słynąca z wirtuozerii słownej ponura europosłanka, której nic się nie odcisnęło, bo nie miało w czym, żałosny minister z tabletu i krakowski belfer wciąż walczący ze skutkami młodzieńczego uzależnienia. Ten doborowy tercet zapewne niebawem otrzyma wsparcie od innych gigantów, udanie łączących przypadkową wiedzę z oportunizmem.
Kiedy jednak bohater ostatnich sezonów, mentor i Wernyhora, dysponent haków i władca absolutny, znudzi się ich natrętnym wazeliniarstwem, co odbędzie się przy użyciu spłuczki w wiadomym przybytku, zostanie po nich tylko przykry, na szczęście, krótkotrwały zapach.
A dzięki artyście, który ujawnił medyczne predyspozycje, już są i na zawsze zostaną wybitne kreacje, wielkie przeżycia, pamiętne i przywoływane po wielokroć spektakle i filmy.
WD-40