55. VISIONS DU REEL, Nyon: Szwajcarski klasyk trzyma poziom

Jubileuszowa edycja międzynarodowego festiwalu filmów dokumentalnych Visions du Réel w Nyon powinna może skłaniać do bilansów i podsumowań ale zostawmy je na „okrągłą” rocznicę. Teraz przypomnijmy, że impreza nad Jeziorem Genewskim, przez lata kierowana sprawna ręką przez Ericę de Hadeln (żonę legendarnego dyrektora m.in. Berlinale i Locarno) jako jedna z pierwszych uzyskała prawo a raczej przywilej wskazywania swoich typów do oscarowych nominacji w kategorii krótko i pełnometrażowych filmów dokumentalnych. I robiła to z dużym wyczuciem, mając swój wcale nie symboliczny udział w wielu triumfach. Fakt ten w połączeniu ze świetną selekcją i rozsądnie pomyślanym programem sprawił, że festiwal w Nyon, wtedy jeszcze bez dzisiejszego, tytułowego hasła, stał się jedną z najważniejszych imprez pokazujących ten gatunek sztuki filmowej. Warto też dodać wspomnienie o polskim wątku czyli prof. Jerzym Bossaku, który uznawany jest za jednego z ojców założycieli festiwalu i podczas swych późniejszych, okazjonalnych wizyt przyjmowany był w leżącym nieopodal Genewy miasteczku, z należnymi ojcom honorami.

A dzisiaj VdR wciąż zaliczany jest obok Amsterdamu, Clermont- Ferrand i Kopenhagi do ścisłej czołówki światowych festiwali dokumentalnych. Choć i on nie chcąc pozostawać w tyle za konkurencją wprowadził do programu nowe konkursy i kategorie, a także sekcje towarzyszące, jak choćby VdR-Industry, w ramach którego do Nyon przyjechało w tym roku ponad tysiąc profesjonalistów, reprezentujących wszystkie zawody i specjalności filmowe, by wspólnie zastanowić się miedzy innymi nad możliwościami finansowania i dystrybucji w czasie, gdy sektor dokumentalny stoi w obliczu ograniczeń ze strony streamerów i zwiększonej konsolidacji korporacyjnej.

Po dwóch latach od rosyjskiej napaści na niepodległą Ukrainę, także na tym szwajcarskim klasyku pojawiło się coraz więcej obrazów wprost lub pośrednio nawiązujących do wydarzeń na Wschodzie Europy. O tych filmach niżej, bo wpierw akapit o „normalnym” świecie.

GDZIES NA WSCHODZIE

Słynny cytat, że na Wschodzie zawsze będzie jakaś cywilizacja, pozostaje aktualny, bo Wschód nie jako kategoria geograficzna ale obszar, gdzie filmowiec- dokumentalista zawsze znajdzie interesujący dla jego widza temat, nie traci na aktualności. Przykładów na to dostarczyło przynajmniej kilka tytułów pokazywanych w Nyon a pomieszczonych w różnych sekcjach. Na wstępie polski film „Koka” zrealizowany przez pochodzącego z Białorusi Aliaksandra Tsymbaliuka absolwenta wydziału operatorskiego łódzkiej Filmówki, który bohaterów swego debiutanckiego filmu znalazł nad Morzem Barentsa. A to duet zwykły i niezwykły, przy czym zwykłość, że nie ma niczego specjalnego, że rodzinę tworzą tylko ojciec z synem ale niezwykli sa członkowie tego duetu i relacje ich łączące. Stary Stas jest surowym nauczycielem życia ale nie dlatego, że to skrywany ojciec- sadysta ale kochający, wrażliwy mężczyzna, który doskonale wie, że tylko taki z pozoru arcy zimny wychów stwarza dla jedynaka szansę na prawdziwe, godne życie w warunkach, które niemal codziennie stwarzają ekstremalne sytuacje i równie skrajnych zachowań wymagają. Pięknie sfotografowany film, uważnie obserwujący swych bohaterów zachwycił przede wszystkim młodą widownię, nie dziwi więc, że jury młodzieżowe przyznało „Koce” Nagrodę Specjalną, która odebrał w Szwajcarii  Aliaksandr Tsymbaliuk.

Nieco bliżej bo w działającym nieopodal Mińska białoruskiego klasztorze toczy się akcja „Matki Very” pary brytyjskich dokumentalistek  Cécile Embleton & Alys Tomlinson. Obarczona burzliwą przeszłością Wiera znajduje schronienie w karmelu, gdzie- jak napisano w anonsującej pokaz informacji- wiedziona miłością do koni, kroczy ścieżką odkupienia. Nastrojowo- refleksyjna, czarno- biała opowieść o poplątanych, ludzkich losach, które znajdują niespodziewany finał w miejscu i otoczeniu zaskakującym. Nad spowolnioną, czystą fotografią pejzaży, zwierząt i ikon unosi się cień Tarkowskiego.

I jeszcze rewelacyjny “Powrót projekcjonisty”, zakwalifikowany do konkursu głównego pełnometrażowy debiut Orkhana Aghazadeha, który  opowiada historię Samida, byłego szefa kina, działającego w odległych górach Tałysz w Azerbejdżanie, który jest zdeterminowany, aby przywrócić placówkę do życia w swojej wiosce za pomocą starego radzieckiego projektora filmowego. Po drodze napotyka wiele przeszkód, ale znajduje też nieoczekiwanego sprzymierzeńca w 16-letnim Ayazie, fanie kina, który eksperymentuje z klipami animowanymi na swoim smartfonie i chętnie uczy się od Samida. Film jest kroniką ich rozwijającej się przyjaźni, przypominając pod pewnymi względami czułą relację między Toto i Alfredo w klasycznym “Cinema Paradiso” Giuseppe Tornatore. Tu para azerskich bohaterów angażuje do pomocy miejscowe kobiety, by te  podjęły się zszycia dużego białego prześcieradła, które posłuży jako ekran w odrodzonym przybytku X Muzy.

OBLICZA WOJNY

Na wstępie o filmie „W zawieszeniu” zrealizowanym przez Alinę Maksimenko w warszawskim Studiu Wajda, bo należy on do coraz liczniejszego grona obrazów, dla których tocząca się od ponad dwóch lat wojna w Ukrainie, jest tłem, uchem, odnośnikiem. Jej odgłosy zresztą docierają do wsi, do której Alina wróciła w zimie 2022, by wspomóc starych rodziców. Cała trójka zajmuje się sprawami życiowymi, w tym wypadku oznacza to  ratowanie i karmienie porzuconych zwierząt. Autorka filmuje ich codzienne życie, w którym powoli ale systematycznie narasta napięcie spowodowanie niepewnością jutra.

Zaraz potem o filmie, w którym toczy się zimna, a właściwie morska wojna. Mowa o francuskim „Ratuj nasze dusze” Jeana-Baptiste Bonneta, którego projekcję otwiera taka oto informacja: Od 2016 roku prawie 40 000 osób zostało uratowanych na Morzu Śródziemnym przez Ocean Viking, statek pogotowia ratunkowego wyczarterowany przez SOS Mediterranee.  Bonnet spędził tygodnie na pokładzie, starał się uchwycić każdy moment i każdy zakamarek tej dziwnej, zamkniętej przestrzeni, jaką tworzy niewielki ale bezcenny dla ludzi z biednego świata statek u bram Europy, między ich ratunkiem a zejściem na ląd.

Grand Prix 55 edycji Vision du  Réel zdobył szwajcarski obraz Nicole Vögele (na zdjęciu)  „Pejzaż i furia”, znowu naznaczony konfliktem ale jak poprzedni to wojna, w której strzały słychać na szczęście rzadko za to wybuchy niewypałów niestety dużo częściej. Mowa o pograniczu bośniacko-chorwackiej w pobliżu Velika Kladuša, to granica Unii Europejskiej i w związku z tym chroniona jest starannie i jak pokazuje praktyka właściwie bezlitośnie dla próbujących ją sforsować uciekinierów z Arabii i Afryki. Przepędzani przez policję i straż graniczną trafiają na pozostałe po wojnie bałkańskiej sprzed trzydziestu lat, nie do końca oczyszczone pola minowe Tytuł tłumaczą sielskie obrazki przepięknej okolicy, furia to uczucie nie opuszczające zdeterminowanych emigrantów i… mieszkańców okolicznych wiosek, którzy sami doświadczyli podobnej sytuacji w przeszłości.

Janusz Kołodziej