Ponad 200 tytułów, pomieszczonych w kilku konkursach i kategoriach, ponad dwa tysiące gości i uczestników części targowej i konferencyjne i tysiące sprzedanych biletów na pokazy konkursowe, specjalne i wyjątkowe- każdy szanujący się festiwal przedstawia ostatniego dnia podobny bilans i organizatorzy 21. edycji CPH: DOX w Kopenhadze nie postąpili inaczej. A w procesie kwalifikacji zgłoszonych z całego świata tysięcy filmów, postawili- inaczej niż konkurenci- nie na gorączkowe wyszukiwanie aktualności ale na spokojny i prowokujący do dyskusji dokumentalny dystans wobec tego co było, jest i będzie.
TO DZIEJE SIĘ NAPRAWDĘ?!
Powoli zaczynamy przyzwyczajać się do myśli, że kwestią czasu pozostaje moment, w którym totalną władzę nad wszystkimi dziedzinami życia społecznego, przejmą kobiety. Jedyną przeszkodą wydają się być w tym procesie… one same, bo póki co zwalczają się bezlitośnie ku uciesze samczej gawiedzi i mizoginów z politycznym sercem po prawej stronie. Teraz okazuje się, że kobietom rośnie konkurencja w postaci pomysłowo- złośliwych dzieci i małolatów obojga płci, czerpiących garściami z najlepszych w praktyce czyli najgorszych moralnie ale za to często skutecznych doświadczeń swych bliskich i antenatów.
Jeden z pierwszych sygnałów nadszedł z najmniej spodziewanej strony, bo z obszaru, gdzie cały świat od tysięcy lat kręcił się wokół męskiego nosa i… rozporka.
Oto zrealizowana w Iranie „Wielka ja” i jej ośmioletnia bohaterka, Melina mieszkająca z ukochanymi dziadkami w Isfahanie. Jej rodzice rozwiedli się i ani mama, ani tata nie są w stanie opiekować się córką. Melina chce zamieszkać z mamą w Teheranie, ale ani jej nieprzewidywalny ojciec, ani nowy ojczym na to nie pozwalają. Kiedy dziewczynka o zdecydowanym charakterze i nieposkromionej fantazji kończy dziewięć lat, a więc zgodnie z prawem osiąga pełnoletniość, postanawia ukarać w sądzie rodziców za brak życiowego rozsądku i rozwód. Reżyserka Atiye Zare Arandi jest również ciotką Meliny, a ich bliska relacja zapewnia wyjątkowy wgląd w jej życie i myśli. Od besztania mamy w samochodzie, przez denerwowanie taty przez telefon, po malowanie paznokci dobrodusznego dziadka. Konflikty, rozmowy telefoniczne i dziecięce zabawy przeplatają się w filmie, który wnosi świeże, współczesne spojrzenie na wielką irańską tradycję przedstawiania świata dzieci i niezrozumiałej rzeczywistości dorosłych.
Irańska lekko szalona dziewięciolatka to danie główne w katalogu festiwalowych zaskoczeń a na deser „Nokturny”. Dokument przyrodniczy jest z natury konserwatorski, ale film Anirbana Dutty i Anupramy Srinivasan oferuje ekologiczną perswazję nie poprzez słowne argumenty, ani nawet estetyczne uznanie. Raczej jego medytacyjne, hiper-zafiksowane podejście do procesu – widziane oczami doświadczonych lepidopterystów (badaczy świata motyli) – okazuje się tak hipnotyzujące, że wszelkie odwołania lub ulepszenia filmu są głęboko odczuwalne, zanim zostaną intelektualnie zrozumiane. Elementy układanki w końcu wskakują na swoje miejsce (to znaczy, “dlaczego” badać i ich wzory), ale “jak” jest na pierwszym planie tak mocno i poetycko przez cały czas, że widzowie prawdopodobnie zaczną się interesować tymi stworzeniami i tą dziedziną badań, na długo przed zrozumieniem bardzo realnych i naglących powodów, dla których powinni.
WOJNY STARE I NOWE
Wyróżnione nagrodą główną najważniejszego konkursu kopenhaskiego festiwalu czyli Dox: Award „Mieszkania” Alessandry Celesi (na zdjęciu) to zaskakujący w swej formie ale też treści dokument, odwołujący się, nie tylko z powodu irlandzkiego pochodzenia męża reżyserki, do wojennej przeszłości Irlandii Północnej. Już jedna z pierwszych scen budzić musi każdego widza. Starszy mężczyzna usiłuje wciągnąć trumnę do małego mieszkania w zrujnowanym bloku. Mroczna i tajemnicza scena, która od samego początku umieszcza film w nawiedzonym wewnętrznym krajobrazie, w którym przeszłość i teraźniejszość łączą się ze sobą. I z pewnością tak jest w New Lodge w centrum Belfastu, dzielnicy wciąż nawiedzanej przez prawie 30-letni konflikt między katolikami a protestantami, który oficjalnie zakończył się w 1998 roku, gdzie dzieci wciąż budują barykady i strzelają z plastikowej broni. Mężczyzna z trumną ma na imię Joe, a za jego niezapomnianą twarzą szybko rozpoznajemy małego chłopca, który w zbyt młodym wieku zaangażował się w zaciekłą walkę o zjednoczoną Irlandię. Dziś mieszka w tytułowych “Mieszkaniach”, a w jego rozmowach z psycholożką Ritą otwiera się szczelina w czasie i przestrzeni, odsłaniając dawne duchy, jak 17-letni wujek Joego, który zginął z rąk policyjnego szwadronu śmierci. A we wciąż obecnej traumie są walki uliczne, aresztowania i tortury, strajki głodowe i pogrzeb ikony ruchu oporu Bobby’ego Sandsa. Bolesna współczesna historia Belfastu jest ściśle spleciona z życiem Joego i innych mieszkańców New Lodge w filmie, który celowo rozgrywa się w ponadczasowej próżni przypominającej lata 70., ale bez wątpienia współczesnej. Dzięki rekonstrukcjom i błyskotliwemu wykorzystaniu archiwalnych materiałów dokumentalnych Celesia przywołuje subiektywny stan, w którym przeszłość tak naprawdę nigdy się nie skończyła.
Z kolei w “Czarnym ogrodzie” debiutującemu reżyserowi ormiańsko-francuskiemu Alexisowi Pazoumianowi udaje się sportretować ojczyznę swoich przodków z taką wrażliwością, że można by błędnie pomyśleć, że mieszkał tam przez większość swojego życia. Wykorzystując ramy trzech lat z życia trzech pokoleń ormiańskich mężczyzn, Pazoumian z wyczuciem uchwycił konflikty polityczne, środowisko społeczne i geograficzny teren małej wioski na pograniczu Armenii i Azerbejdżanu.
I jeszcze pokazywany w konkursie o prawach człowieka w filmie nowy polsko- niemiecko- duński dokument z elementami animacji, Agnieszki Zwiefki „Drzewa milczą”. Po tragicznej śmierci matki na polsko-białoruskiej granicy 16-letnia Kurdyjka Runa musi szybko dorosnąć i zająć się czwórką swoich młodszych braci oraz pogrążonym w depresji bezradnym ojcem. Podczas pobytu w obozie dla uchodźców rodzina zmaga się z traumą, niepewną przyszłością i groźbą deportacji. Ucieczką Runy od codziennych problemów jest szkicownik, który wypełniają kolejne niepokojące obrazy. Pewien optymizm w tym przejmującym zapisie walki o godne życie jest informacja końcowa, że po ponad roku rodzina otrzymała wreszcie tymczasowy azyl, choć uchodźcy wciąż umierają w przygranicznym lesie.
W tym wojennym bloku film może najbardziej dołujący a z pewnością zaskakujący. Firmowa przez producentów kanadyjskiego, francuskiego i ukraińskiego „Przechwycone” Oksany Karpovych . Pisał o nim recenzent: To trudne, jeśli nie niemożliwe, zrozumieć, co dzieje się w głowach rosyjskich żołnierzy walczących na froncie w Ukrainie. Czego się boją? Czy mogą spać w nocy? Podsłuchiwanie tego, co mówią członkom swoich rodzin w Rosji, przybliża nas do odpowiedzi, która ujawnia coś fundamentalnego na temat banalności zła.
“Przechwycony” konfrontuje nas z dzisiejszą Ukrainą. Zniszczone domy i drogi, opuszczone i zbombardowane, ale między gruzami znów rosną kwiaty. Ścieżka dźwiękowa składa się z rozmów telefonicznych, które państwowe służby ukraińskie przechwyciło od rosyjskich żołnierzy, którzy dzwonią do domu, aby opowiedzieć o morderstwach i nadużyciach, których dopuścili się wobec ukraińskich cywilów. Jedni mówią z perwersyjną dumą, inni z rozpaczą. Z drugiej strony słyszymy reakcje od troski i troski po czyste echa nienawistnej propagandy reżimu. Jedne ustami matki proszą by nie strzelał do bezbronnych, żona innego przypomina swój rozmiar ubrań i marzenie dziecka o własnym laptopie!
Ukraińska reżyserka w prosty i niesamowicie skuteczny sposób pozwala swojemu filmowi powoli wyłaniać się z pustki między tym, co widzimy, a tym, co słyszymy.
KU PRZESTODZE A MOŻE KU PAMIĘCI?
Na koniec akapit o jeszcze jednym zaskakującym filmie, pod prowokacyjnym tytułem „Hollywoodgate”, zrealizowanym przez Ibrahima Nash’ata, pierwszego filmowca, któremu Talibowie pozwolili filmować się odkrytą kamerą. I to nie byle gdzie bo w opuszczonej po niespodziewanej decyzji prezydenta USA pod koniec 2021 roku amerykańskiej bazie lotniczej na przedmieściach Kabulu. . Po drodze autor rejestruje jeszcze obrazki rodzajowe z ulic miasta Kabulu, ulic coraz bardziej zaśmieconych i niszczejących, gdzie nietrudno też zrobić ujęcie Taliba bijącego kobietę w burce..
Dziennikarz magazynu „Variety”, zauważał ze zdumieniem, że Talibowie tym różnią się od innych panujących reżimów, że nie składają nawet gołosłownych deklaracji na temat idei, zgodnie z którymi rząd powinien troszczyć się o ludzi, a nawet o terytorium, którym rządzi, a ten niezwykły film pokazuje w dobitnych zdjęciach i słowach czystą pogardę, jaką żywią dla czegokolwiek poza utrwalaniem i rozszerzaniem własnych wpływów.
Siła filmu dokumentalnego często tkwi w odkrywaniu pokładów człowieczeństwa w nawet najbardziej ponurych środowiskach. Ale choć autor “Hollywoodgate” przez rok funkcjonował w kręgu najważniejszych talibów to nie znalazł w nich nawet przebłysku dobroci. Początkowe sceny przedstawiają Mansoura spacerującego ze świtą potakiwaczy po bazie, nic go jednak nie wzrusza ani nie dziwi, a cieszą dopiero skrzynie wypełnione lekarstwami. Wysyła swoich podwładnych do pracy przy rozbebeszonych samolotach, choć wydaje się mało prawdopodobne, aby ci, tak źle wyposażeni i przypadkowo wyszkoleni pracownicy byli w stanie cokolwiek naprawić, podobnie jak nieprawdopodobne, aby Amerykanie pozostawili cokolwiek wartościowego w choćby najmniejszej możliwej do uratowania formie. W rzeczywistości, jak się później dowiadujemy, Stany Zjednoczone pozostawiły w Afganistanie sprzęt wojskowy o wartości ponad 7 miliardów dolarów.
Janusz Kołodziej