Ci pierwsi to gwiazdy światowych seriali, bez udziału których, taki festiwal jak w Monte Carlo, traciłby w ogóle rację bytu. Bo przecież poza pokazami konkursowymi i konferencjami prasowymi z twórcami, poza setkami spotkań środowiskowych, wywiadami i relacjami oraz dyskusjami o biznesie telewizyjnym, kontakt z ulubionymi aktorkami i aktorami nadaje takiemu świętu telewizji określony sens.
Kino autorskie, wręcz niszowe może żywic się wybraną publicznością, dla której premiera w kameralnej salce jest norma a spotkanie z poszukującym nowych środków wyrazu reżyserem, spełnieniem oczekiwań.
Telewizja bez masowej widowni ma sens tylko w ograniczonym zakresie, kiedy pomieszczona w gatunkowym kanale tematycznym, gromadzi przed ekranami miłośników układania ikebany czy samodzielnej naprawy Mini Morrisa z 1967 roku. Każda inna stacja, kanał, siec kablowa czy jak teraz platforma streamingowa musi mieć masowa publiczność, bo za nią idą zlecenia reklamowe czy kupowane abonamenty a najlepiej jedno i drugie. I żadna z nich nie może funkcjonować w przestrzeni publicznej bez sławnych osobowości, wielkich nazwisk, aktorskich gwiazd czy po prostu celebrytów.
GWIAZDY I GWIZDY
Festiwal telewizyjny w Monte Carlo w swej ponad 60. letniej historii gościł chyba wszystkie największe gwiazdy telewizyjnego ekranu i najgłośniejszych seriali. Także podczas tegorocznej 61. już edycji na niebieskim dywanie (pewnie dla odróżnienie od filmowego- czerwonego) pojawiali się każdego dnia znani i lubiani, podziwiani i kochani, chętni do dawania autografów i zrobienia sobie pamiątkowych sejfie ze swymi wielbicielami. Można się zżymać na ten „jarmark próżności” ale on ma naprawdę inny charakter niż tez znany z Cannes, Wenecji czy Berlina, bo tu widzowie chcą się spotkać ze swymi znajomymi z codziennych wizyt w ich domach, nie tylko poprzestać na okazjonalnych spotkaniach w sali kinowej. Statystyka festiwalu podaje liczbę blisko 170 specjalnych gości i pewnie tylu było ale festiwalowa publiczność, czekająca od rana pod schodami Forum Grimaldi, najbardziej oblegała m.in.: Jane Seymour, Jeana Reno, Dannye` go Glovera i Davida Hasselhoffa (dał popis usiłując po niemiecku i polsku wymówić poprawnie nazwę Gorlitz lub Zgorzelec- miasta zdjęć do ostatniego serialu). Oraz oczywiście, może mniej znanych na arenie międzynarodowej, ale tu bardzo popularnych gwiazdorów lokalnych stacji i kanałów.
Idea monakońskiego festiwalu jest maksymalne wykorzystanie obecności w jednym miejscu wszystkich dostępnych w danym roku ludzi telewizji, stąd przez cały czas trwania imprezy trwa niestanne praca dziennikarzy i reporterów, tym razem, z 21 krajów świata, którzy w tonacji bardzo serio ale też bardziej przyziemnie przeprowadzają wywiady prasowe, radiowe i telewizyjne (dla polskiego oddziału Canal+ pracował tu Artur Zaborski) , nadają relacje na żywo, wysyłają w świat newsy i newski.
Te tytułowe gwizdy to oczywiście zwyczajowy rodzaj uznania, element aplauzu a nawet dowód wyjątkowej akceptacji.
CO W TELEWIZYJNYM MENU?
A wewnątrz kompleksu Forum Grimaldi pokazywano w dwóch sekcjach konkursowych (fikcja, news & dokument) kilkadziesiąt filmów aktorskich, seriali, dokumentów i reportaży oraz dyskutowano do utraty tchu nad tym co teraz i co będzie się działo niebawem w telewizyjnym świecie. Podczas licznych konferencji prasowych nie ma, poza wyjątkami (w tym była taki), ograniczeń tematycznych ale z oczywistych względów pytania dotyczą konkretnego projektu, pracy nad nim, ról i reakcji widzów. Padło wiele słów ale jeden watek powtarzał się właściwie podczas wszystkich tych popremierowych spotkań, a mianowicie świadomość, że także za sprawą pandemii, zmienia się publiczność telewizyjna, jej oczekiwania, ambicje nie wspominając o elementach demograficznych, kulturowych, edukacyjnych i wielu innych mających wpływa na dzisiejszego widza. A za nimi idą czy muszą pójść także pewne zmiany w konstruowaniu opowieści, budowaniu narracji, grze aktorskiej czy mniej lub bardziej dynamicznym montażu. Wspominano także w Monte Carlo wielokrotnie o pewnym zmęczeniu materiału czyli dominacji formatów w telewizyjnych ramówkach. Od kilku dobrych sezonów królują zatem wszędzie seriale, w tym wiele obyczajowych oraz biograficzno- historycznych.
Właśnie jeden z tych ostatnich zdobył w tym roku Złotą Nimfę za najlepszy film. „Martha Liebermann” w reż. Stefana Bühlinga (zdjęcie obok) to rozgrywająca się w realiach wojennego Berlina opowieść o 85-letniej Żydówce, która staje przed życiową decyzją: czy burżuazyjna wdowa po słynnym i uwielbianym na całym świecie malarzu Maxie Liebermannie powinna nadal mieć nadzieję na to, że ochroni ja sławne nazwisko czy powinna uciekać do Szwajcarii? Z ciężkim sercem postanawia nielegalnie opuścić ukochaną ojczyznę, pozostawiając tym samym dzieło swojego zmarłego męża hitlerowcom. Bardzo starannie zrealizowany i świetnie zagrany (odtwórczynię roli tytułowej Thekle Carolę Wied, także wyróżniono Złotą Nimfą) obraz od początku był jednym z faworytów. I nie zawiódł. Trochę rozczarował inny film ubrany w kostium, węgierski „Romans Idy” Krisztiny Gody, okazał się bowiem zbyt teatralny i konwencjonalny.
Świetnie przyjęty został przez publiczność i zdobył bezapelacyjnie jej nagrodę specjalną, brytyjski serial „Turysta” Jacka i Harryego Williamsów, którego bohater budzi się na… australijskim odludziu bez pamięci, a tylko z kilkoma wskazówkami, które musi szybko i właściwie wykorzystać, by odkryć swoją tożsamość, nim dogoni go przeszłość.
Z kolei firmowany przez Wyspy Owcze serial „Trom” w reż. Torfinnura Jákupssona łączył w sobie watki kryminalne z ekologicznymi. Po tym, jak ciało zaginionego działacza na rzecz praw zwierząt zostaje znalezione podczas lokalnego polowania na wieloryby, dziennikarz Hannis Martinsson ( w tej roli nagrodzony w Monte Carlo Ulrich Thomsen), ryzykuje własną skórą, podążając tropem spektakularnej historii, która zburzy dotychczasowy świat odizolowanej, wyspiarskiej społeczności.
Brawurowo rozpoczął się włoski serial komediowy „Vincenzo Malinconico, prawnik” ale szybko utonął w lawinie słów, więc koniec pierwszego odcinka publiczność przyjęła ze słyszalną ulgą.
W Monte Carlo ocenia się także dokumenty i programy newsowe. Świat, który z nich wyziera jest pełen walki i przemocy. Zabrakło jeszcze, z oczywistych względów materiałów nakręconych podczas wojny w Ukrainie ale wcale niemało informacji, co do jej genezy przyniósł brytyjski reportaż (Złota Nimfa) „Navalny- człowiek, którego Putin nie mógł zabić”. Wstrząsające wrażenie pozostawił francuski dokument „Syria. Kobiety na wojnie” pokazujący, że tzw. Państwo Islandzkie zaplanowało w razie zwycięstwa dla arabskich kobiet powrót do głębokiego średniowiecza.
Na koniec tej pierwszej relacji z 61. Monte Carlo TV Festival trzeba wspomnieć o wspaniale sfilmowanym przez ekipę francuskich płetwonurków i filmowców obrazie „Morze Śródziemne: odyseja dla życia”. Zamknięty lądami akwen staje się powoli jednym wielkim śmietnikiem i zlewnią ścieków, w starciu z którymi, czego dowodem liczne sfilmowane przypadki, flora i fauna stoją na straconej pozycji.
JANUSZ KOŁODZIEJ