WITAMY W DOMU WARIATÓW

Za górami (chwilowo nie zadeptywanymi), za lasami (ledwo co ugaszonymi), między dwiema (na gwałt wysychającymi) rzekami jest kraina, zamieszkana przez specyficzną ludność tubylczą. Kocha ona wywoływać wojny, powstania i ruchawki (prawie wszystkie w wersji ?total massacre?), ale też od czasu do czasu (tak średnio raz na 300 lat) pokazuje drugą twarz. Twarz kreatywnego, kumatego i odważnego w decyzjach życiowych narodu. Szybko jednak wraca on do ulubionej pozycji i wyboru rządzących z najmniej udanego sortu. Tłum zakompleksionych nieudaczników albo dla odmiany cynicznych graczy (obie grupy z piętnem totalnego niespełnienia w realnym życiu) rządzi ochoczo i zawsze tylko interesownie, rozdziela świetnie płatne posady ?znajomym królika?, a kiedy już zepsuje wszystko, co można zepsuć, ląduje na brukselskiej placówce, choć z języków najczęściej zna tylko polski i to w wersji dla uczących się zaocznie. Dla cywilizowanej części Europy źle ubrana pani w okularach albo dziwny facet z szaleństwem w oczach to znak firmowy delegata znad Wisły, takie ?made in Poland?.

Za górami, za? nadaje poza stacjami komercyjnymi także telewizja publiczna. Nadaje to właściwe określenie, bo głównie zajmuje się nadawaniem na wszystkich, którzy żyją i myślą inaczej niż chciałby partyjno- kościelny duet podstarzałych samotników, i szczuciem jednych przeciwko drugim. Uwielbia też realizować w praktyce cytat swego ulubionego oszołoma ?my silni, oni słabi?, co oznacza, że nawet najgłupsze posunięcie aktualnej ekipy jest i tak lepsze od jakiegokolwiek pomysłu opozycji, choć ta ostatnia robi wiele, by nie wygrać.

W pięknym nadwiślańskim kraju powinny odbyć się wybory prezydenckie, w związku z czym ukochana stacja informacyjna ukochanego przywódczy nadaje w piątkowy wieczór niezapowiedziany występ satyryczny pretendenta na wysoki urząd, a aktualnie mniej kochana antena główna emituje z opóźnieniem zapowiedziane orędzie marszałka Senatu, wyemitowane zresztą już wcześniej i zgodnie z planem w telewizjach komercyjnych.  Taki myk żartownisiów z Woronicza.

Pierwszy z bohaterów wieczoru sławił zyski z wyborów pocztowych, drugi straszył śmiercią lub kalectwem każdego, kto tylko pomyśli o glosowaniu.

Nikogo to jednak nie dziwi, bo niby jak ma być w tak lubianym przez wszystkich domu wariatów?

WD-40