Rozmowa z aktorami, ANNĄ CIEŚLAK I KRZYSZTOFEM BANASZYKIEM
– Przeprowadziłem wiele rozmów na temat dubbingu, ale chyba nigdy nie było to o dubbingu gry – może z wyjątkiem Włodzimierza Szaranowicza przy okazji gry sportowej, ale to jest zupełnie inna rzecz. Jakie jest podstawowe wyzwanie w przypadku dubbingu do gry wideo?
– Anna Cieślak: Mam poczucie, że zawsze muszę się pilnować, by nie wykreować własnej postaci. Dlatego, że ta postać już jest zakodowana w grze, twórcy ją wymyślili. Trzeba swoim głosem podbić jej wiarygodność. To lekcja pokory dla aktora, żeby nie próbować kreować, a jednocześnie wejść w prawdę postaci, być z nią organicznym.
Krzysztof Banaszyk: Jest strasznie dużo zobowiązań: czas, kłapy (miejsca, w których widzimy postać w grze i musimy się wkleić w to, co ona mówi, musimy się nad tym bardziej skupić). Są miejsca, w których idąc za Angolem (głos w uchu), możemy w czasie jego wypowiedzi nałożyć jakąś swoją interpretację, ale rzeczywiście są bardzo duże kajdany.
AC: To jest bardzo trudne do ogarnięcia. Po pierwsze, widzisz twarz, która mówi, a kłapy to są usta, które ona otwiera i trzeba odpowiednio się wkleić. Po drugie, ta postać mówi w innym języku i ja słyszę ten język jako bazę. Po trzecie, przed sobą mam tekst, który jest polską wersją – odpowiednio zapisaną, żeby się mieściła w tych kłapach, które postać wydobywa z siebie. Trzy rzeczy jednocześnie. I jeszcze bądź do tego prawdziwy.
KB: I nałóż do tego odrobinę swojego pastelu.
AC: Jak mówi mój ukochany reżyser dubbingu Wojtek Paszkowski: „no dobra, to już mamy, a teraz odważ się na więcej”. Dubbing to przede wszystkim odwaga, odwaga zaproponowania czegoś szalonego, żeby ta postać żyła.
KB: Ale w ryzach.
AC: Więc bądź odważny, ale w ryzach. Traf w bardzo cieniusieńkie porcelanowe nutki.
KB: Ale jak się uda to przyjemność jest ogromna.
– Rozmawiając o rolach, często pyta się aktorów o budowanie postaci. Jak zbudować postać, w której wszystko jest zależne od użytkownika, to użytkownik wybiera jak będzie się rozwijać dana postać. Jak zbudować postać, gdy nie wiemy jak ktoś zagra?
KB: W zależności o wyboru drogi przez gracza, postać jest rozbudowywana. Ostatnio zagrałem np. w „League of Legends” (na prośbę mojego syna, który mi mówił: „tato, tam cię nie ma jeszcze”). (śmiech) Potem użytkownicy powiedzieli, że ta postać jest za silna – nie głosowo, tylko w grze, że ma za dużo broni, za dużo możliwości. Oprócz tego głosem się też dokłada. My jako aktorzy wykonujemy tutaj swoje zadania: mamy od-do i w tym marginesie musimy się zmieścić. A co robi gracz, to już od niego zależy.
AC: Przede wszystkim też dużo daje zaufanie do realizatora, który siedzi po drugiej stronie stołu i wszystko słyszy. Jeszcze kilka lat temu to wyglądało trochę inaczej, ponieważ jak gra wychodziła na świecie 15 lutego, to my mieliśmy premierę 14 kwietnia. Był już gotowy materiał, widzieliśmy animowany obrazek, do którego dogrywaliśmy dubbing. A teraz tego nie mamy, bo wszędzie na świecie gra wychodzi w tym samym czasie, materiały jeszcze się montują, a ja widzę aktora w sali treningowej podpiętego do motion capture (to specjalny kostium, na który potem nakłada się komputerową siatkę i na nią nakłada się animację, polecam zgłębić ten temat, bo jest to naprawdę bardzo ciekawe, i jest dostępne w legalnych źródłach). Dziś widzę na ekranie koleżankę z Nowej Zelandii, która ma 27 kropek na samej twarzy. To jest i dobrze i źle. Kiedyś widziałam tylko kreskówkę, dziś widzę prawdziwe oko człowieka, i szukam tak jak ona, szukam razem z nią.
KB: Wiele się też zmieniło jeśli chodzi o sposób nagrywania. Kiedyś miało się mikrofon przed sobą, teraz ma się go założonego, czasem jako opaskę, i jesteś w stanie przed ekranem się poruszać, wejść w tę postać.
AC: Jakbyś zobaczył aktora, który dubbinguje, to on bardzo często wykonuje te same ruchy, które robi postać.
KB: Bo jak chodzisz na przykład, to inaczej pracują mięśnie.
AC: Nie zagrasz sapania ze zmęczenia siedząc na krześle.
KB: Hugh Jackman w „Gigantach ze stali” miał taką scenę, że trenuje robota. A ja w studio zasuwałem razem z nim w czasie dubbingowania. I naprawdę pot się lał.
AC: Czasem postać się odwraca, więc i ty to robisz, a mikrofon się nie zawsze za Tobą rusza. Dubbing to wiele czynników, nie wystarczy tylko sobie wyobrazić postać i zacząć grać, musisz współpracować. Wydaje mi się, że dobry dubbing to przede wszystkim współpraca i czujność: czujność na mikrofon, czujność na komunikację z reżyserem i realizatorem, którzy mają swoje uwagi. Dostajesz kilkanaście rzeczy do wykonania jednocześnie. Gdy wychodzę ze studia dubbingowego po godzinie pracy, to mam wrażenie, że mój mózg paruje. To ciężka praca wymagająca połączenia wielu elementów, a aktor, który wchodzi do takiego studia, jest jak w transie, to ogromna koncentracja. Czasami przypomina mi to medytację, jest tyle bodźców naokoło, na które musisz być czujny, żeby to się wszystko skondensowało.
KB: Pamiętajmy jeszcze, że w tzw. zabijankach głównie się biega, umiera też wielokrotnie, a umieralność moich postaci jest duża (śmiech) – bójki, wszystko co jest związane z atakami, to powoduje, że raczej mało siedzisz podczas nagrywania.
AC: Ogromny koszt energetyczny. Kiedy wracam do świata zewnętrznego, mam wrażenie, że wszystko widzę i słyszę, a moje uszy są takie czujne i wielkie jak u elfa (śmiech). To jest ogromne skupienie.
KB: Albo wsiadasz do auta i nagle uświadamiasz sobie, że to nie symulacja, tylko już prawdziwe życie.
AC: Dubbing jest formą artystyczną, formą kreacji zupełnie niedocenioną jeszcze. Ludzie, którzy grają potrafią to docenić. Mam bardzo dobry odbiór od graczy, od cosplayerów, od ludzi, którzy są w tym świecie i potrafią to docenić.
KB: My to traktujemy jako zwykłą robotę, a tymczasem okazuje się, że ludzie są z tym bardzo związani. Potem słyszy się od fanów: Panie Krzysztofie, ostatnie dwa tygodnie z panem przeżyłam. (śmiech) To jest bardzo miłe.
AC: A dzwonią do Ciebie znajomi z prośbą, żebyś coś nagrał dla ich dzieci?
KB: Oczywiście, że tak! Najczęściej wiadomości na automatyczną sekretarkę jako Wiedźmin. (śmiech)
– Czy najpierw graliście w gry, czy dubbing zachęcił Was do grania w gry? Czy w ogóle dla aktora dubbingowego konieczne jest wejście w świat gry, żeby zorientować się, o co w tym chodzi?
KB: Zarówno ja jak i Ania mamy dużo wspomnień związanych z Teatrem Polskiego Radia, gdzie czytając tworzyliśmy postać na bazie tekstu. Myślę, że jest to dość podobne – nie trzeba grać w grę, żeby zagrać postać. Wystarczy tekst i to, co słyszymy w uchu. Może jesteśmy zdolni po prostu? (śmiech) Myślę, że nasze doświadczenia aktorskie zbudowały w nas dużą czujność.
AC: Baza, konstrukcja, podstawa. Uważam, że Teatr Polskiego Radia to jest kuźnia słowa pod dyrekcją Janusza Kukuły – tutaj wielkie ukłony w jego stronę, bo kocha artystów i pozwala im po prostu być w historiach, które im proponuje do wykonania. Byłam wychowana na słuchowiskach radiowych, te wszystkie Bajki-Grajki były dla mnie światem, który kolorowałam w swojej głowie. Moi rodzice wychodzili na imprezę do sąsiadów, puszczając mi słuchowisko na winylu, a jak wracali po 2 godzinach, to ja dalej siedziałam jak zaczarowana i tylko przekładałam płytę z jednej strony na drugą. Wychowałam się na „Alicji w Krainie Czarów”, którą grała Magda Zawadzka, polecam posłuchać też „Lato Muminków” – Gustaw Holoubek grał narratora. Dostępne są na YouTube, w legalnych źródłach. To jest tak piękne, że twoja wyobraźnia pracuje do nieskończoności i to ty sobie wyobrażasz tę postać. Myślę, że gdybym nie miała tamtych doświadczeń, tamtych wspomnień, to bym w ogóle nie chciała w to wchodzić.
KB: Bo to też jest bardzo ważne, właśnie ta wyobraźnia, o której powiedziałaś. Mając ten tekst i tzw. Angola w uchu, musisz sam z siebie, przez siebie to przepracować, żeby to było intensywne.
AC: Dać mu człowieka.
– Mówicie, że to wszystko zasługa Teatru Polskiego Radia, ale jak się czuliście wchodząc pierwszy raz do studia dubbingowego nagrywać głosy do gry wideo?
KB: Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz nagrywałem dubbing do gry, musiało to być w Studiu PRL, ale była to jakaś postać, która przez większość czasu się darła. Po dwóch godzinach pracy wyszedłem z głosem, który nie istniał. To były moje pierwsze spotkania w dubbingiem gry. Był to jakiś żołnierz, który biegał, zabijał, umierał, wstawał, przeżywał i jeszcze raz umierał, a w jaki sposób – to już zależało od gracza.
AC: Ja najpierw dubbingowałam bajki dla dzieci, a pierwszą grą, którą dostałam do zdubbingowania był „Wiedźmin” i postać Ciri. Kiedy dowiedziałam się, że wygrałam ten casting, nie miałam pojęcia jak kultowa jest to postać. Nie wiedziałam też kompletnie na czym polega dubbing do gry, to było bardzo trudne. Siedzieliśmy tam po 8-9 godzin dziennie, był maj, lato, gorąco.
KB: I to była Twoja pierwsza gra? To ty na wielką wodę skoczyłaś, naprawdę.
AC: Na jedno zdanie trzeba było stworzyć różne emocje, zagrać je na 15 sposobów – jak postać jest daleko, blisko, lubi i nie lubi rozmówcy. To było niesamowite, myśmy tam rzeźbili po kawalątku. Pamiętam, że zadzwoniłam wtedy do mojego przyjaciela, żeby się pochwalić, że będę dubbingować Ciri. Usłyszałam: czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co robisz? Pewnie bym się tak bardzo tym nie przejęła, gdyby nagle wszyscy fani Wiedźmina nie zaczęli mi opowiadać.
KB: Czasami dostajemy postać, która jest mega kultowa, a my o tym nie wiemy. Ale to jest najlepiej, bo się wtedy tym nie przejmujemy. Jak się ma świadomość ciężaru, to nagle zaczyna się kuśtykać.
AC: Jeszcze na dodatek koledzy zaczynają ci dawać rady. Na szczęście mój reżyser powiedział mi wtedy: zdejmij wszystko i daj się poprowadzić. I to jest też strasznie trudne. Aktor, który siedzi w takim studiu jest w procesie, czyli jakby w tunelu kosmicznym. I gdy ktoś mi mówi: „czy mogłabyś się przesunąć troszkę w prawo”, to wszystko się wali. Gollumy z nas wychodzą wtedy.
KB: Wracając do tematu. Pierwsza gra, w którą grałem, to była na ZX Spectrum, ty Aniu nie wiesz, bo jeszcze ciebie na świecie nie było.
AC: Mój pierwszy komputer to było Atari 800XE i pamiętam, że tam była taka gra „Montezuma”.
KB: Atari to już było coś, na Spectrum to się kurczaczki zbierało po jaskiniach.
AC: I ten komputer, przeżywanie – czy się wczyta, czy nie.
KB: I ostatnie trzy sekundy, przeżywanie, iiii… taśma. Zonk.
AC: Jaka to była cierpliwość!
KB: A teraz dubbing, wchodzisz w inne światy, postaci gadają do ciebie, możesz je prowadzić.
AC: A propos odpowiedzi na pytanie jak podchodzimy w ogóle do gier komputerowych. Ja przystępując do dubbingu gry nie miałam pojęcia w ogóle co to znaczy i zawsze byłam przeciwna. Nie lubiłam gier i mówiłam, że one otępiają. Sony PlayStation zaprosiło mnie na taki kurs szkoleniowy, pokazano mi jak to wygląda i zagrano ze mną kilka historii, zobaczyłam wtedy, że coś się zmieniło, że gry komputerowe to już nie są tylko łapacze kulek, tylko jest tu cała historia, i to ty jako gracz możesz dokonywać wyborów. Uważam, że jest to świetne dla młodych ludzi, bo uczy szybkiego podejmowania decyzji. Tu mam mega szacun do strategicznych gier komputerowych, które każą ci szybko wybrać.
KB: Ok, zgadzam się, w porządku, ale ilość godzin spędzanych przez młodzież przed grami to też jest przegina.
AC: Ale jak taka gra ma 100 godzin gry, żeby ją przejść? Moi koledzy jak wiedzieli, że wyjdzie „Wiedźmin”, to brali sobie urlopy w pracy, bo stwierdzili, że nie odpuszczą, dopóki nie przejdą całości. Koleżanki zresztą też, bo coraz więcej kobiet gra w gry komputerowe, szczególnie w te związane z dokonywaniem wyborów.
– Aktorzy mają coś takiego, że odrzucają pewne role, bo nie pasują im do wizerunku czy charakteru. Jak to jest w przypadku ról w grach? Bierzecie pod uwagę popularność gry, czy to, że postać jest ciekawa?
AC: W zależności od tego, który reżyser dzwoni, to wiem czy trafił dobrze, czy nie. Reżyser czy realizator jest tu również castingerem, jeśli dobrze dobierze rolę do twojej wrażliwości – bo przede wszystkim chodzi o wrażliwość, dźwięku i ludzką – to widzi, że zaczynam się bawić, mam z tego przyjemność, nie męczę się. To znaczy, że rola jest dobrze zaproponowana. To jak kompozytor, który pisze symfonię, i słyszy osobno smyczki czy instrumenty dęte, potem tworzy melodię. On to najpierw słyszy, dopiero później szuka nas. Darek Błaszczyk jest takim uchem. My zbieramy oklaski jak coś wyjdzie, dostajemy pozytywny odbiór od słuchaczy, graczy czy widzów. Ale tak naprawdę my jesteśmy wybrani przez kogoś, kto ma jeszcze lepsze ucho od nas, a o tych ludziach się nie mówi lub mówi zbyt mało, tylko w środowisku branżowym. Zawsze wymieniam Wojtka Paszkowskiego, z którym zrobiłam „Krainę lodu” i gdyby nie on, to bym w ogóle nie sądziła, że jestem w stanie wydobyć z siebie takie dźwięki jak Anna. A jeśli chodzi o realizację słuchowisk radiowych czy audiobooków…
KB: Teraz to są takie superprodukcje, z masą dźwięków, aktorów, muzyką.
AC: Kiedyś się siadało tylko do czerwonej lampki i czytało książkę. Teraz podnosimy poprzeczkę, ale i tak wszystko zatacza koło. Pamiętam, że moje ukochane lekcje w szkole teatralnej w Krakowie to były lekcje radiowe.
KB: Ćwiczenia z mikrofonem.
AC: Chodziliśmy do Radia Kraków i tam ś.p. Romana Bobrowska pokazywała nam jak powstają realizacje muzyczne i słuchowiska. To było cudowne, zobaczyć, że jak trzesz portfel o portfel, to krasnoludki się skradają w piwnicy, albo jak złamałeś komuś nos czy rękę w bajce, to się rozłupywało orzech. Takie onomatopeje się podkładało, ale to wszystko żyło, jacy to byli kreatywni ludzie, jak kombinowali, żeby dodatkowo wypełnić przestrzeń.
KB: Oczywiście przy grach komputerowych dostajemy już komplet, całość, nie trzeba nad tym pracować, ma się już tę atmosferę. Gdy słyszysz np. dżunglę, to już inaczej mówisz, wchodzisz w klimat. To jest bardzo ważne w każdej tego typu pracy, czy to jest gra, audiobook czy teatr.
AC: To jest dla mnie za każdym razem odkrycie, że musisz być zaprzeczeniem samego siebie, jednocześnie tak samo twardy, jak wrażliwy. Bo wszystko jest ostatecznie skumulowane do tego, że to ty podajesz ten ostatni dźwięk, ale musisz tak wprowadzić atmosferę, żeby cię podprowadziła, rozmiękczyć się i wyluzować.
KB: Łatwe to nie jest generalnie. (śmiech)
– Jesteśmy w specyficznym czasie, ten rok był bardzo trudny dla artystów. Czy tego typu rzeczy jak dubbing, słuchowiska to forma ratunku dla artystów? I jak to jest z legalnymi źródłami w tej sytuacji, bo część ludzi chętnie piratuje te rzeczy.
AC: To są bardzo sprzyjające czasy na nagrywanie, na słuchowiska, pracę w radiu czy z mikrofonem. To jest indywidualna praca, większość produkcji grupowych prędzej czy później ma przestoje, bo ktoś zachorował lub jest na kwarantannie. Jak wchodzisz do studia, to nagrywasz samodzielnie – realizator jest w innym pomieszczeniu, potem składają to dopiero w całość nakładając jeden dźwięk na drugi. Platformy, które produkują audiobooki i słuchowiska radiowe mają się w tych czasach bardzo dobrze.
KB: Zestaw typu mikrofon + preamp, to nie są strasznie wielkie pieniądze, zwracają się podczas produkcji, więc można to robić zdalnie, po prostu z domu. Można jeździć też z tym i odkrywać nowe sytuacje, np. będąc w górach nagrywać. Oczywiście, że przy produkcjach, które są związane z filmem trzeba być na miejscu, producenci nie zezwalają na wypuszczenie materiału poza studio. Ale teraz studia są ozonowane, więc jest bezpieczne.
AC: Coraz więcej kolegów i koleżanek, którzy pracują głosem, zaopatrują się we własny sprzęt, żeby móc realizować zlecenia w domowych warunkach.
KB: Trzeba jednak pamiętać, że nie ma tych spotkań z koleżankami i kolegami, które też wytwarzają jakąś chemię. Inaczej się z kimś pracuje w studio, gdy jest wspólność, niż jak robisz to samemu, na odległość. Jest to utrata dużej części energii.
AC: Nie ma większej energii niż energia międzyludzka. Jak ona jest, to wtedy nakręca, aż ci się chce. Twoja wrażliwość może zadziałać na innego człowieka pozytywnie lub negatywnie, ale mimo wszystko będzie cię popychać do przodu, bo musisz się rozwijać. Obecność drugiego człowieka mobilizuje.
KB: Siedzimy sobie w naszym kochanym mieście stołecznym, ale pomyślmy o koleżankach i kolegach, którzy są poza, nie mają takiej możliwości dorwania się do mikrofonu, bo pracują np. tylko w teatrze. To jest bardzo trudny czas dla artystów.
– Ale tym bardziej widać, że artyści są nam jednak potrzebni, bo jak inaczej wypełnić czas kwarantanny, jak nie przez kulturę. Oczywiście z legalnych źródeł.
KB: Ale jak to jest z tymi pirackimi kopiami? Bo mi się wydaje, że tego jest coraz mniej, nie tak jak 10 lat temu.
– Myślę, że jest większa świadomość istnienia legalnych i nielegalnych źródeł, niż zmniejszenie piractwa.
KB: Bycie piratem jest obciachem po prostu. Nie jest tak?
AC: Każda kopia jest czymś gorszym. Odbiorcy na szczęście mają coraz większy dostęp do wiedzy i legalnych źródeł, które uświadamiają na czym polega legalna kultura i bycie fair.
KB: Są też coraz lepsze zabezpieczenia, mam nadzieję, trzeba mieć kody itd. Producenci dbają o to, żeby to miało ręce i nogi. Także działamy z dwóch stron.
AC: Jakość podbija wrażliwość.
Rozmawiał: Paweł Rojek
FUNDACJA LEGALNA KULTURA
Anna Cieślak (1980) – aktorka teatralna i filmowa, związana również z dubbingiem. Największą popularność przyniosła jej rola w filmie “Dlaczego nie!” oraz dubbingowe role Ellie („The Last of Us”), Ciri („Wiedźmin”) i Anny („Kraina lodu”). Od lat wpiera Legalną Kulturę, m.in. czytając książki w projekcie Księgarnia Marzeń – Czytamy Razem oraz użyczając głosu w spotach “W czerni kina”.
Krzysztof Banaszyk (1970) – aktor teatralny i filmowy, użyczał wielokrotnie swojego głosu jako lektor i dubbingował ponad 100 postaci, w tym m.in. Wolverina (seria filmów o X-Menach) oraz Joela (gry „The Last of Us”). Krzysztofa Banaszyka usłyszycie również w spotach “W czerni kina”.