Pisanie po raz kolejny, że Poznań ma najsympatyczniejszy festiwal filmowy w Polsce to marnowanie cennego papieru, bo o tym wie każdy kino- i festiwaloman nad Wisłą.
I nie tylko, bo sława imprezy kierowanej od lat przez zawsze uśmiechniętego i pogodnego Jerzego Moszkowicza oraz zawsze świetnie zorganizowaną i równie pogodną jak szef, Tatianę Kauczor, ma taką siłę sprawczą, że do Poznania przyjeżdżają z całego świata najlepsi z najlepszych. Czołowi twórcy filmów dla i o młodych widzach, laureaci Oscarów w jury to tutaj niemal norma, podobnie jak zachwyty tych, którzy właśnie od poznania Poznania rozpoczęli swą przygodę ze współczesną Polską. Chwalą organizację festiwalu, zwracają uwagę na świetny program i frekwencję, a poza kinem odkrywają bogactwo sklepowo-gastronomiczne Starego Browaru i wraz z tłumem turystów z całego świata czekają na południowe trykanie legendarnych koziołków. I wyjeżdżają z przekonaniem, że odkryli ? czasem zupełnie niespodziewanie dla siebie i wcześniejszych wyobrażeń ? nowy kawałek starej, dobrej, cywilizowanej Europy.
MALUCHY ŻĄDZĄ
Najważniejszy jest jednak widz, a Alekinowy widz bywa szczególnie wymagający, którego nie zwiodą żadne sztuczki speców od filmowego marketingu ani skróty myślowe autorów mających trudności z opowiedzeniem na ekranie najprostszej historii. Małoletni odbiorca wymaga inteligentnego pomysłu i poczucia humoru, czytelnej pochwały pozytywnych uczuć i emocji, a także jasnej deklaracji co do intencji oraz zawsze i wszędzie prawdy!
Nagrodzone w tym roku, zarówno przez dziecięco-młodzieżowe, jak i przez profesjonalne jury filmy nie pozostawiają co do powyższych stwierdzeń wątpliwości. I dlatego też, nie powinno dziwić, że nie znalazł się wśród nich jedyny polski reprezentant w konkursie głównym, czyli Klub włóczykijów Tomasza Szafrańskiego, któremu udało się skutecznie zepsuć wszystkie pomysły i urocze momenty z pamiętnej powieści Edmunda Niziurskiego.
A Kim Sung-Ho z Korei Południowej zachwycił publiczność bardzo prostą historią o tym, że warto być dobrym w każdej sytuacji i chwili. Jak ukraść psa to opowiedziany w brawurowym tempie ?kryminał? z trójką mocno szalonych dziewczynek w rolach psich porywaczek. Planowane ?przestępstwo? łagodzą szczytne intencje, a końcowy happy-end nie pozostawia wątpliwości co do przesłania. Film przyjęty owacyjnie przez młodych widzów i ich dorosłych opiekunów, a ostatniego dnia lawiną nagród (Złote Koziołki od jury dziecięcego i profesjonalnego oraz Nagroda Nauczycieli).
Podobało się także, wyróżnione Nagrodą Specjalną, estońskie Tajne stowarzyszenie z dzielnicy Supilinn Margus Paju, a nastoletnia grupka odtwórców głównych ról czuła się w Poznaniu na tyle dobrze, że pewnego dnia ?wypchnęła? z kolejki do festiwalowych mikrobusów laureata Platynowych Koziołków za całokształt, legendarnego holenderskiego animatora, Paula Driessena. Słynący ze skromności mistrz nie tylko nie poczuł się nieswojo, ale wręcz sam przepuścił dzieci przodem. Są ludzie, u których słowo zgadza się z czynem.
Świetne recenzje i nagrodę za najlepszy debiut zebrało kanadyjskie Wynurzenie Lindsay Mackay, o 14-letnim brzydkim kaczątku, które wstydzi się własnego ciała, boi reakcji otoczenia i domu spokojnej starości, gdzie pomaga despotycznej matce. Aż do chwili, kiedy zaprzyjaźnia się z dwójką pensjonariuszy tego przybytku i zaczyna rozumieć na czym polega? życie. Piękny, niespiesznie opowiedziany film, którego autorka ani nie popada w nachalny dydaktyzm, ani też nie ułatwia swej bohaterce rozbrojenia bomby kompleksów i ograniczeń.
SZWEDZKI DESANT
Jeśli opowieść o małej Sam od razu zdobyła serca widzów, to historia jej równolatki ze szwedzkiej prowincji z filmu Bearty Gardeler Stado nie wszystkich przekonała. Oskarżająca o gwałt swego kolegę z klasy Jennifer nie jest do końca wiarygodna w swej relacji ze zdarzenia i może dlatego jej rówieśnicy, a potem reszta mieszkańców wioski, zgodnie skazują ją na wewnętrzną banicję. Kolejne dowody i decyzja sądu tracą na znaczeniu, bo liczą się już tylko coraz mocniejsze emocje. Tragiczny finał jest już tylko ich logiczną konsekwencją. Choć Stado zdobyło główną nagrodę w konkursie filmów pełnometrażowych 33 edycji Ale Kino! nie przestaje nieco irytować wtórnością fabuły, czarno-białym widzeniem świata i zaludniających go ludzi. Za prosto, za oczywisto, za? Ale może właśnie do szwedzkiego kina weszło pokolenie (patrz zrealizowany w koprodukcji z Polską Intruz), które potrafi głownie odwoływać się do swych wielkich poprzedników, a nie jest w stanie przemówić własnym głosem?
Nie zawiedli Rosjanie, bo zarówno Gwiazdka Swietłany Andrianowej, jak i nagrodzony w Poznaniu film sióstr Olgi i Tatiany Poletkowych Mój dziadek był wiśnią oraz Konstantina Bronzita Nie możemy żyć bez kosmosu to reprezentanci starej, dobrej szkoły rosyjskiej animacji, w której dbałość o stronę wizualną zawsze szła w parze z niebanalnym pomysłem fabularnym.
Honor gospodarzy uratowały Oczy mojego ojca Bartosza Blaschke, czarno-biała, przejmująca opowieść o żyjącej gdzieś na końcu Polski rodzinie zmagającej się z biedą, rozstaniem i niespełnionymi marzeniami.
Ale, o czym warto i trzeba przypomnieć, poznańska impreza to nie tylko projekcje filmów i spotkania z ich autorami, wykonawcami, producentami. To także cały bogaty program edukacyjny, w którym jest miejsce na forum nauczycieli i filmowców pod hasłem Inna szkoła, które prowadziła w tym roku para znakomitych twórców: Dorota Kędzierzawska i Artur Reinhart. Jest miejsce na warsztaty realizacji filmowej dla dzieci i młodzieży (wśród opiekunów m.in. Gabriela Muskała), których rezultaty są prezentowane podczas gali finałowej. Jest w końcu także miejsce na dyskusje o przyszłości kina dla dzieci i młodzieży, także w polskim wydaniu.
Wydaje się, że w już bardzo bogatym programie poznańskiego festiwalu brakuje może tylko małej, telewizyjnej ?nogi?. Może panelu o jej wpływie na psychikę młodego widza, może prezentacji najlepszych kanałów tematycznych, może?
JANUSZ KOŁODZIEJ