29. PÖFF Black Nights Film Festival, Tallin: Czy Święty Mikołaj jest… kobietą?!

To może być zarówno podchwytliwe pytanie ale również stwierdzenie oczywistego faktu. Nie ma co zresztą dywagować, skoro nawet Kopernik była… o czym wiemy od czterdziestu kilku lat dzięki legendarnemu filmowi polskiego klasyka.

Na mołdawskiej prowincji, biednej i wciąż mocno zacofanej mieszka i działa 42-letnia Elena kobieta o wielkim sercu i równie wielkim marzeniu. W swojej miejscowości organizuje lokalne porządki, wspiera samotnych seniorów i co roku zakłada kostium Świętego Mikołaja, by sprawić radość sąsiadom. Jednak pod kostiumem Elena kryje ambicję i pragnienie zmiany. Chce zostać burmistrzem.

„Electing Ms Santa” (Mołdawia/Rumunia), dokument  Raisy Răzmeriți, realizowany pracowicie  przez siedem lat,śledzi losy bohaterki poszukującej swojego miejsca w życiu. W obliczu presji ze strony rodziny i oporu ze strony społeczności, Elena przeciwstawia się narzuconym jej rolom matki, córki, żony i samej tradycji, dążąc do własnego szczęścia i celu.

Kino w dobrym, profesjonalnym wydaniu. Jedno z wielu prezentowanych w konkursie filmów dokumentalnych, podczas 29 edycji MFF w Tallinie. A przy tym dobrze oddające intencje selekcjonerów, którzy tak rekomendowali swój wybór: Okno na nieopowiedziane historie, niefiltrowane prawdy i intymne spojrzenia na otaczający nas świat. Porywające, prawdziwe historie, które urzekają i inspirują – bardziej wciągające niż fikcja.

MATKI, SIOSTRY, KOLEŻANKI

To oczywiście nie przypadek, że na światowych ekranach, fabularnych czy dokumentalnych dominują kobiety. Nadrabiają wiekowe spychanie na margines do ról kuchenno- kościelno- dziecięcych, bez kompleksów pokazują swe twarze, ciała, stany umysłów i niezmierzone pokłady marzeń. Ale też przypominają długie litanie krzywd, upokorzeń, usankcjonowane tradycją i polityką politycznych i kościelnych  mizoginów, okresy pogardy i skazania na  milczenie, bo w świecie rządzonym przez mężczyzn nie było dla nich miejsca.

Oto kolejne z wartych uwagi i zapamiętania bohaterek filmowych spotkań. Ma miejsce w Himalajach, a rozpoczyna się w tętniącym życiem, wielkomiejskim Katmandu, skąd z młodszą siostra wyrusza w odległe góry, Jamuna. Czeka ich wyczerpująca, wielogodzinna podróż a w finale intensywna wspinaczka, bo starzy rodzice z pozostałymi córkami mieszkają w wiosce leżącej na ponad pięciokilometrowej wysokości. Cała rodzina bierze udział w zbiorach yarsagumby , rzadkiego i cennego stworzenia, które jest po części grzybem, po części owadem. Sprzedaż yarsagumby w mieście pozwoli Jamunie utrzymać rodzinę i sfinansować studia w Japonii.

Film Aleksandera Murphy`ego „Żegnajcie siostry” (Francja/Nepal) przypomina dzieła europejskich  mistrzów dokumentu poznawczo- obserwacyjnego, w centrum którego zawsze jest i pozostaje człowiek. Jego losy, zachowania, relacje i emocje są jednostkowe i ulotne, warto więc towarzyszyć mu z kamerą na tyle długo, by zapomniał o obecności filmowców bo wtedy jest najbardziej prawdziwy i co oczywiste, najbardziej interesujący.

Nepalskie siostry cudownie sprawdzają się w takim codziennym oglądzie, ich wzajemne relacje, pełne miłości, zrozumienia i troski, zwykle/ niezwykłe słowa, drobne gesty i spojrzenia. I to jak na końcu muszą sobie powiedzieć przez łzy, że być może to ich ostatnia wyprawa w rodzinne góry. Zaczarowana nimi tallińska publiczność dołączyła do wciąż rosnącego grona kinomanów na całym świecie, bo Murphy odbywa światowe tourne, wszędzie zbierając zasłużone krytyki.

Z Nepalu niedaleko do kurdyjskiego miasta Sirnak, leżącego na granicy Turcji, Iraku i Syrii, które odwiedza pod przykrywką rzekomo zaplanowanych zajęć teatralnych, reżyser . M. Tayfur Aydın (autor filmu „Odległy”).  Przykrywka jest niezbędna, bo wjazd do tego regionu, bez specjalnej przepustki jest właściwie niemożliwy od 2016 roku, kiedy wkroczyła tu z ciężkim sprzętem armia turecka i spacyfikowała miasto. Wcześniej, bo w 2007 roku w miejscowej szkole Tayfur nagrał  wywiady z dziećmi w wieku od 8 do 14 lat. Były pełne entuzjazmu, szczere i pełne nadziei na lepszą przyszłość. Teraz reżyser postanawia sprawdzić co stało się z tymi, którzy kiedyś marzyli o zostaniu poetami, pisarzami, tancerzami, aktorami, lekarzami czy koszykarzami.

Ryzyko uwięzienia zmusiło niektórych do ucieczki za granicę, inni próbują się odnaleźć w skomplikowanej rzeczywistości dzisiejszej Turcji. Droga samego Tayfura zaprowadziła go daleko od Şırnaku, do Szwajcarii i Niemiec.

Końcowy napis filmu Sajada Imaniego  „To jest zima” (Iran/Francja/Kanada) informuje, że każdego roku blisko 20 tysięcy dziewczynek przed ukończeniem 16 roku życia zostaje wydanych za mąż, co sprowadza ich szanse na edukacje i prace w mieście właściwie do zera.

Tak, jak to dzieje się w przypadku bohaterki starannie zrealizowanego dokumentu. W świecie śniegu, ciszy i niewidocznych zmagań młoda nomadka marzy o lepszej przyszłości. Zima w odległych irańskich górach Zagros jest długa i surowa, a nastoletnia letnia Sogol wciąż balansuje na granicy dzieciństwa i dorosłości. Życie jej rodziny, zakorzenione w naturze i podtrzymywane tradycją, kształtowane jest przez patriarchalne zwyczaje i presję zmieniającego się świata. Choć brakuje jej formalnego wykształcenia, nie przestaje wierzyć, że edukacja może przełamać krąg tradycji i otworzyć nowe możliwości.

Jak celnie pisał recenzent gazety festiwalowej :„It’s Winter” oferuje rzadkie spojrzenie na zanikający styl życia, rejestrując rytmy pór roku i surowe piękno krajobrazu. Ten film to wrażliwy portret rodziny, która trzyma się razem, i młodej kobiety, która odważa się wyobrazić sobie coś więcej.

I jeszcze na koniec relacji z dokumentalnej części tallińskiego festiwalu, Ameryka, jaką rzadko oglądamy. Ameryka pogranicza meksykańsko- teksaskiego w okresie poprzedzającym ostatnie wybory prezydencie w USA. Film „Lunch: A Letter to America” (Włochy/USA) podpisał włoski reżyser Gianluca Vassallo ale na tyle długo zadomowiony w Stanach, by nie ulęgać naturalnej pokusie konwencjonalnego filmowania miejscowych dziwactw i nierzadkich tu odstępstw od europejskiej normy. Jego bohater Eduardo, meksykański kucharz z restauracji na Coney Island, który dwie dekady temu przemierzył pustynię, staje się nieświadomym centrum historii rozgrywającej się w ostatnim tygodniu kampanii prezydenckiej w USA. Wokół niego wirują ulotne spotkania, patriotyczne hymny, modlitwy, przypadkowa przemoc, czułość i krajobrazy o rozpaczliwym pięknie, bo jak podkreśla autor – Ameryka jednocześnie surowa i poetycka.

JANUSZ KOŁODZIEJ