Tymi słowami zakończył swą dziękczynną mowę meksykański mistrz, Guillermo del Toro, odbierając nagrodę za całokształt twórczości podczas finałowej gali 22. edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Marrakeszu. Wspomagane szerokim uśmiechem niemal intymne wyznanie o otłuszczonym organie poprzedził słowami: Kiedy otrzymujesz nagrodę za to, co robisz, za mówienie o tym, w co wierzysz, za podążanie za obrazami, które są twoje i tylko twoje — za podążanie za swoimi tematami i wierność swoim potworom przez dekady — nagroda wydaje się jeszcze bardziej znacząca, głębsza i bardziej intymna.
Podczas wcześniejszego spotkania z publicznością festiwalową autor „Labiryntu fauna”, „Kształtu wody” i zrealizowanego ostatniego „Frankensteina” tłumaczył się z niezrozumienia dzisiejszych czasów i ludzi a przede wszystkim z modą na unikanie okazywania jakichkolwiek emocji. Pojawiają się na ekranie rzadko, skrycie ustępując miejsca wszechobecnemu cynizmowi, który udaje inteligencję co prowadzi do tego, że jak powiesz o wierze w miłość, traktują cię jak głupca, a jeśli zanegujesz tą wiarę, okazujesz się mądrym człowiekiem.
Radykalny opis sytuacji ale czy aż tak bardzo odległy od realiów współczesnego świata? Mniej skrajności, ale del Toro przecież kocha prowokować albo ubierać maskę figlarnego mędrca, znalazło się w rozmowach z innymi gośćmi marokańskiej imprezy.
Przewodniczący jury konkursu głównego Bong Joon-ho (autor „Parasite”), aktorzy Jodie Foster (prezentowała w Marrakeszu francuską komedie kryminalną Rebeki Zlotowski ” A Private Life”), Carmen Maura („Caffe Malaga”” z jej udziałem to hiszpański kandydat do Oscara) i Laurence Fishburne (wciąż zmaga się z ciężarem „Matrixa”), dyrektor generalny Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej Bill Kramer a w końcu zdobywca Złotej Palmy na tegorocznym festiwalu w Cannes i jeden z kandydatów do oscarowego triumfu Jafar Panahi, starali się zdiagnozować kondycję światowego kina, wskazując zagrożenia dla sztuki filmowej w inwazji AI czy żarłoczności platform streamingowych i Internetu w ogóle. Mówili wiele o potrzebie edukacji na każdym poziomie, podkreślając radość z obecności tylu młodych twarzy na widowniach marrakeszańskich kin.
Rzeczywiście młodzi ludzie, głównie uczniowie i studenci zapełniali festiwalowe sale, korzystając z darmowych biletów i jak się wydaje, sadząc po ich odmiennym od europejskich standardów, zachowaniu i reakcjach, uczący się dopiero kina innego od komediowo- sensacyjnej papki, serwowanej, jak wszędzie w codziennym repertuarze kinowo- telewizyjno- komórkowym. Jest nadzieja, że z czasem przestana nieustannie zerkać na ekrany swych telefonów czy robić sobie zdjęcia w trakcie seansu.
Póki co, trzeba odnotować, że festiwalowe kina, pokazujące 82 filmy z 31 krajów, odwiedziło ponad 47 000 widzów, w tym 7000 dzieci i młodzieży w ramach programu „Młoda Widownia i Rodzina”, co potwierdza wagę jaką do edukacji i wychowania przez kino przywiązują organizatorzy i patroni imprezy..
I dodać jeszcze niespodziewaną bo zupełnie nieplanowaną obecność Denisa Villeneuve`a , który odpoczywał w Maroku po wyczerpujących zdjęciach do „Diuny 3”. Zaproszony na otwierającą imprezę przyjęcie przez Melitę Toscan du Plantier, zasiadł do stołu z jurorami, w tym: Jenną Ortegą (“Wednesday”), reżyserką “Past Lives” i “Materialistów” Celine Song, laureatką Złotej Palmy za “Titane” Julią Ducournau, brytyjską aktorką Anyą Taylor- Joy, brazylijskim reżyserem Karimem Aïnouzem, marokańskim reżyserem Hakimem Belabbesem oraz irańsko-amerykańskim aktorem-reżyserem Paymanem Maadi.
MIEDZY EUROPĄ A AFRYKĄ
Świetne to grono miało niełatwe zadanie, bo selekcjonerzy wytypowali do konkursowej trzynastki filmy nie tylko różnorodne (co oczekiwane i chwalebne) ale też o zdecydowanie różnym poziomie realizacji, reżyserii czy gry aktorskiej (tu różnice musiały momentami bulwersować). W zestawie dominowały fabuły inspirowane dylematami moralnymi, szkoda, że w większości rozstrzygały je oczywiste zakończenia.
O tym jaka cenę będzie musiała zapłacić nastoletnia chórzystka (bohaterka czesko- słowackich „Złamanych głosów” Ondřeja Provazníka) , zafascynowana charyzmatycznym dyrygentem, a nie dostrzegająca, że jej największą rywalką okaże się własna siostra domyślamy się szybko, bo autor nie bawi się w finezje i myślowe podchody. Nie zaskakuje nas także w filmie „Derriere les palmiers” Meryem Benm’Barek, finał romansu młodego marokańskiego robotnika z dziedziczką fortuny francuskich arystokratów (w roli przyszłej teściowej dawno nie widziana Carole Bouquet), który porzuca dotychczasową narzeczoną, właśnie informująca go o ciąży.
Kibicujemy Khuthali, utalentowanemu samoukowi (debiutancka „Pralnia” Zamo Mkhwanazi), marzącemu o karierze muzycznej, który nienawidzi tytułowego biznesu swojego ojca i nie chce nawet myśleć o jego przejęciu w przyszłości, ale zdajemy się bardziej rozumieć otaczająca go rzeczywistość apartheidu, niż on sam. Republika Południowej Afryki w 1968 roku była ostatnim miejscem na Ziemi na realizację młodzieńczych marzeń w kolorze czarnym.
Duże nadzieje niosły pierwsze kadry debiutu egipskiego filmowca Morada Mostafy „Aisha Can’t Fly Away” , bo walcząca o przetrwanie w rządzonym przez lokalne gangi Kairze, sudańska uciekinierka, ma w sobie siłę, godność i wolę przetrwania. A każdy dzień stawia przed nią konieczność dokonywania skrajnych wyborów. Szkoda, że autor popsuł pozytywne wrażenie i ślady ewidentnego talentu oraz wrażliwości na sprawy społeczne, obrazoburczymi asocjacjami marzeń tytułowej Aishy.
Jak się wydaje z wyborem filmu do nagrody głównej festiwalu czyli Złotej Gwiazdy Marrakeszu (na zdjęciu prezentuje ją autorka) jury nie miało kłopotu ani widma kontrowersji. „Promised Sky” francusko- tunezyjskiej reżyserki i producentki, Erige Sehiri, wyróżniała czysta forma i klarowne przesłanie. Trojka kobiet w różnym wieku miała do „przepracowania” pewien skutek niezależnych od siebie i od nich zdarzeń. W werdykcie napisano m.in.: jury docenia odważny film z inną wizją świata, rzadką poetycką energią, a jednocześnie głęboko zakorzeniony w rzeczywistości. Tą nagrodą jury uhonorowało odwagę kina, które zaprasza nas do ponownego rozważenia naszych relacji z innymi i z nami samymi.
Jury przyznało swoją nagrodę ex æquo filmom Jihan K. „My Father and Qaddafi” (opowieść o byłym bliskim współpracowniku libijskiego dyktatora, który w niezgodzie na metody jego działania przeszedł do opozycji i… zaginął pewnego dnia gdzieś w Europie) oraz „Memory” (zrealizowany technika kombinowaną rodzaj intymnego pamiętnika, którego początek daje dzieciństwo autorki w Czeczeni) Vladleny Sandu — dwóm głęboko osobistym filmom, w których intymność przecina się z wielkimi narracjami historycznymi.
Nagrodę za najlepszą reżyserię przyznano Oscarowi Hudsonowi za „Straight Circle”, którego formalny rygor i artystyczna pomysłowość wywarły na jurorach ale chyba zdecydowanie mniej na publiczności, trwałe wrażenie. Debora Lobe Naney zdobyła zasłużenie nagrodę za najlepszą role żeńską w filmie „Promised Sky”, natomiast za najlepszego męskiego aktora uznano Ṣọpẹ́ Dìrísù, występującego w filmie Akinoli Daviesa Jr. „My Father`s Shadow”. Jury doceniło również precyzję aktorów Elliota Tittensora i Luke’a Tittensora w filmie Oscara Hudsona i przyznało obu wyróżnienia specjalne. W podsumowaniu przewodniczący jury stwierdził: Wybory te odzwierciedlają witalność zarówno konkursu Festiwalu, jak i kina, które opiera się na wyjątkowych wizjach i aktorach o rzadkiej mocy, które jest odważne i zaskakujące, a także porusza publiczność.
BRAMA SZEROKO OTWARTA!
Mówił o niej dyrektor artystyczny festiwalu, francuski reżyser Remi Bonhomme: Staramy się pozycjonować festiwal jako pomost między czołowymi postaciami światowego kina a wschodzącymi talentami. (…) Marrakesz to brama między Europą a Afryką, co pozwala nam działać zarówno międzynarodowo, jak i regionalnie. Jednocześnie koniec roku plasuje nas w samym środku wyścigu o Oscara. Chcemy objąć tę strategiczną pozycję zarówno geograficznie, jak i pod względem kalendarza.
Będzie to trudne bo w festiwalowym kalendarzu jest sporo imprez, które aspirują do podobnej roli, ale… Ale próbować warto, trzeba i należy. Dobrym sposobem jest budowanie naturalnego zaplecza czyli sekcje i programy dodatkowe, przeznaczone zarówno dla branży (tu taka role coraz lepiej spełniają Warsztaty Atlas) jak i dla szerokiej publiczności. W Marrakeszu mogła ona każdego wieczora, w spektakularnej oprawie wielkiego święta, oglądać, często poprzedzane zaproszeniem przez aktorskie gwiazdy, wybrane filmowe wydarzenia bieżącego sezonu. Pokazano zatem: „Frankesteina” Guillermo del Toro, „Hamneta” Chloe Zhao, „Dead Man’s Wire” Gusa Van Santa i na zakończenie festiwalu „Palestynę 1936” Annemarie Jacir.
Ważną częścią programu były Horyzonty, szeroki przegląd kina światowego na czele z laureatami festiwali w Wenecji („Ojciec, matka, siostra, brat” Jima Jarmucha) i Cannes („To był tylko wypadek” Dżafara Panahiego). Był też interesujący „Stille Freundin” Ildikó Enyedi i złowieszczy „Orwell: 2+2=5” Raoula Pecka.
W bogatym programie 22 MFFF w Marrakeszu zabrakło w tym roku polskich tytułów, a warto przypomnieć, że w 2024 był tu pokazywany film „Pod wulkanem” a jego autor, Damian Kucur otrzymał nagrodę za najlepszą reżyserię.
JANUSZ KOŁODZIEJ
