
Zwykle w tym miejscu pojawiał się krótki bilans zakończonego właśnie festiwalu, a w nim ile filmów, ilu gości, widzów i jakie nagrody …
TYPOWO/NIETYPOWO
Tym razem jednak odnośnik do nietypowego tytułu, bo to cytat z filmu, który nie tylko zdobył w Toruniu kolejne wyróżnienie ale także publiczności i recenzentom dał wyjątkowo do myślenia, czego dowodem reakcje po projekcji i długa rozmowa z autorką, Moniką Majorek i jej aktorami: Sebastianem Dela, Maja Pankiewicz i Cezarym Łukaszewiczem. A ich wspólny projekt „Innego końca nie będzie” to więcej niż poprawnie zrealizowana i zagrana historia z rodzaju tych zwykłych i niezwykłych. Zwykłych bo otwiera ją tytułowa aż do bólu sekwencja powrotu do rodzinnego domu gdzieś w Polsce najstarszej z trójki rodzeństwa. Po latach pobytu w stolicy i po nieobecności na pogrzebie ojca, którego samobójcza śmierć, zdemolowała jakoś tam uporządkowane życie rodziny a w filmie otwiera wcale nietypowy zestaw scen i dialogów. Odkrywających kolejne etapy narastającego dramatu a teraz zmierzającego do kulminacji, jaka stała się sprzedaż rodzinnego domu i przeprowadzka do innego miasta w atmosferze wzajemnych pretensji i licytacji krzywd. Dobra reżyseria i aktorstwo plus pamięć o widzu, w ostatnich latach tak lekceważona w polskim kinie. I ów, tytułowy cytat, dobrze definiujący genezę śmierci głowy rodu.
Świetnie przyjęty przez toruńską publiczność, został wyróżniony przyznaną po raz pierwszy nagrodą im. Ryszarda Bugajskiego dla najlepszego reżysera polskiego filmu w konkursie From Poland. Odbierając go Monika Majorek powiedziała: (…) To dla mnie duży zaszczyt, żeby odebrać nagrodę imienia tak wspaniałego reżysera. Dziękuję także twórcom i organizatorom tego festiwalu, za stworzenie miejsca, gdzie rozmowy z publicznością są naprawdę bardzo szczere, długie, i pozostają w głowie przez cały dzień.
W tym samym koszyku pozytywnych niespodzianek inny polski film, udany debiut Dominiki Montean- Pańków „Skrzyżowanie”. Znowu jakby dobrze znajoma sytuacja, bo wypadek drogowy to nic niestety nadzwyczajnego ale ten na tytułowym skrzyżowaniu, zmienia, wręcz demoluje życie i otoczenie uczestników, świadków i najbliższych.
Napisać o udanej kreacji Jana Englerta to obrazić wybitnego aktora, który właśnie zakończył wieloletnie dyrektorowanie jednej z najważniejszych scen teatralnych kraju a listą osiągnięć teatralnych i filmowych mógłby obdzielić sporą część toruńskiej widowni, która nagrodziła go owacją na stojąco, kiedy odbierał Nagrodę im. Poli Negri.
A jeszcze trzeba, warto i należy wspomnieć o dobrych „Sezonach” Michała Grzybowskiego, znowu rozgrywających się w rozpoznanym otoczeniu i generującym znajome problemy (para aktorów u progu rozwodu, którą sytuacja zmusza do występu w premierowym spektaklu). Niełatwo utrzymać uwagę widza pozostając we wnętrzu jednego obiektu i w gronie poznanych na wstępie bohaterów ale Grzybowskiemu się to udało, w czym niemały udział świetnego teamu aktorskiego na czele z Łukaszem Simlatem, którego wspomagają m.in. Agnieszka Dulęba- Kasza (znana dotąd głównie z seriali wspomniała odbierając Nagrodę im. Poli Negri na gali: Muszę powiedzieć, że moje życie zaczęło się w magiczny sposób zmieniać, odkąd zrobiliśmy film „Sezony” w Toruniu), Andrzej Grabowski i Andrzej Seweryn.
No i jeszcze mięliśmy w Toruniu znanego już widzom innych festiwali „Wróbla” Tomasza Gąssowskiego, „Rzeczy niezbędne” Kamili Tarabury i „To nie mój film” Marii Zbąskiej.
Ten ostatni, odbywający właśnie triumfalne tourne po imprezach filmowych (Gdynia, Luksemburg, Praga, Saloniki, Toronto, Łagów) w kraju i na świecie w odważny i brawurowo niepokorny sposób łamie myślenie o klasycznym dziele filmowym a wręcz odwołuje się do kina autorskiego sprzed dekad. Para Wanda i Janek wędrująca zimowo- wiosennym wybrzeżem polskiego morza ma do zaoferowania wcale niemało i wcale niebanalnych spostrzeżeń o sensie wspólnego życia, miłości, uczuciach i lękach.
Cały ten zestaw zaczyna przywracać wiarę w to, że polskie kino po pandemicznej zapaści i okresie masowej i radosnej twórczości dla nikogo zaczyna z wolna powracać na europejskie tory. Jeszcze tylko nie ma niczego sensownego i wartościowego do zaproponowania dla aktorski tej klasy co Maja Ostaszewska, która „bryluje” w teściowych kontynuacjach czy dla Jacka Braciaka, który niedawno usiłował zagrać Kościuszkę w dziwnym filmie wcale nie o Kościuszce.
SPOJRZENIE NA WSCHÓD
Kinematografia węgierska ostatnich dekad to nad Dunajem 1-2 premiery rocznie, bo aktualna ekipa rządząca wcale nie uważa kina z „najważniejszą ze sztuk”, skutecznie ograniczając własną produkcję na rzecz świadczenia usług filmowych dla innych. Te osiągają już milionowe (w euro rzecz jasna) wartości a filmowcy albo planowo milczą albo świadczą usługi. Od czasu do czasu pojawiają się fajerwerki w rodzaju nagrodzonego Oscarem „Syna Szawła” czy wspaniałej „Duszy i ciała” (Złoty Niedźwiedź w Berlinie, Złota Żaba na Camerimege w Bydgoszczy, nominacja do Oscara), potwierdzające tylko ekipie premiera O., że warto pójść śladami Stalina, który uważał, że należy kręcić mało i tylko dobrze.
Autor „Lesson Learned” Balint Szimler nie skorzystał więc z pomocy państwowych agend tylko zgromadził środki z innych źródeł by opowiedzieć historię pewnego dziesięciolatka, który przenosi się mamą z Berlina do Budapesztu i doświadcza na sobie pełnej gamy „zalet” wychowawczych węgierskiego systemu edukacyjnego. Podobnie jak nadwiślańskiego, opartego na urawniłowce i tępieniu każdego zdolnego czy wrażliwszego od innych odmieńca. A jeśli on jeszcze słabo posługuje się językiem rodzimym, bo w Niemczech mówi się głównie po…, a jakość i poziom programu szkolnego po prostu go nudzi, to staje się obiektem kumulującym ogień ciągły skostniałej szkolnej artylerii.
Film nie pozostawia złudzeń co do preferencji dzisiejszej władzy w Budapeszcie i tego, że każda nawet zaledwie dziesięcioletnia niepokorna jednostka skazana jest na pożarcie w starciu z opresyjnym i niedemokratycznym systemem. Może tylko spektakularnie się zbuntować…
„Lesson Learned” Bálinta Szimlera otrzymał Grand Prix konkursu międzynarodowego On Air 23. MFF BellaTofifest w Toruniu, a w werdykcie jury (Gabriela Muskała, Jowita Budnik, Anna Maliszewska, Andrzej Konopka, Piotr Trojan i Tomasz Wasilewski) czytamy: Nagrodę główną otrzymuje odważny, bolesny a jednocześnie pełen humoru film, w którym szkoła jest przerażającym mikrokosmosem opresji i manipulacji. Precyzyjnie stworzona alegoria przemocowego systemu społecznego i politycznego który niszczy i dehumanizuje. Zachwyciła nas oryginalna forma, precyzyjne opowiadanie i doskonale kreacje aktorskie. Tragikomiczny ton sprawia ze opowieść o tym jak łatwo zniszczyć człowieka staje się jeszcze bardziej bolesna.
Z Urbanowskich Węgier wcale niedaleko do łukaszenkowskiej Białorusi, gdzie władza nie musi bawić się w proeuropejskie ceregiele i pacyfikuje brutalnie jakiekolwiek przejawy oporu. Pokazuje to dosadnie film Mary Tamkovich „Pod szarym niebem”, rozwinięta, pełnometrażowa wersja zrealizowanego w 2022 roku w warszawskiej szkole Wajdy krótkiego filmu „Na żywo”. Scenariusz jest inspirowany historią małżeństwa białoruskich dziennikarzy: Igora Iljasha i Katsiaryny Andryevej, która została aresztowana w listopadzie 2020. W Toruniu „Pod szarym niebem” otrzymał Złotego Anioła w konkursie From Poland, gdzie zwycięzcę wskazuje festiwalowa publiczność.
Dziękuję każdej osobie, która przyczyniła się do powstania tego filmu. Doceniam to w sposób szczególny, gdyż w kraju, którego historię opowiada, nie byłby możliwy. Dziękuję aktorkom i aktorom, którzy włożyli w ten film całe swoje serce. Ta nagroda, jak każda, którą dostaje ten film, należy się nie tylko nam, ale tym osobom, które pozwoliły nam opowiedzieć swoją historię – mówiła odbierając nagrodę, wzruszona reżyserka.
Wschód jest nie tylko na Wschodzie bo sytuacja pokazana we wstrząsającym belgijskim filmie „Wierzymy Ci” w reżyserii Charlotte Devillers i Arnauda Dufeysa jak żywo przypomina kafkowskie klimaty rodem z naszej części Europy. Porażający wystep Myriem Akheddough, odtwórczyni głównej roli (pierwsza rozprawa o przyznanie opieki nad dziećmi i wyznanie, że ich ojciec okazał się pedofilem), nie opuszcza nas jeszcze długo po zakończeniu seansu. Zasłużone wyróżnienie za kreację aktorską w konkursie międzynarodowym festiwalu.
Festiwalu, którego 23. edycja pozostawia wrażenie dokonania świetnej selekcji z setek zgłoszonych z kraju i zza granicy propozycji, dzięki czemu można było przez blisko tydzień obcować z prawdziwym, różnorodnym gatunkowo ale zawsze na wysokim poziomie, kinem.
JANUSZ KOŁODZIEJ