27 TiDF, Saloniki: O prawdziwej sztuce, mrocznej przeszłości i polskich potyczkach z aborcją

Ta impreza ma potencjał by w przyszłości wejść do grona najbardziej liczących się festiwali dokumentu w Europie. Owiane historyczną legendą miasto, postindustrialny kwartał w starym porcie, gdzie obywa się większość projekcji, oddana grupa profesjonalnie pracujących organizatorów i coraz bardziej cenione w branży nagrody. Plus oczywiście starannie ułożony i pomyślany program, poza częścią konkursową także pitchingi, spotkania, kursy mistrzowskie i pokazy dodatkowe. Niby norma ale w Salonikach przeprowadzona więcej niż poprawnie. Pozostają do nadrobienia dwie rzeczy, pierwsza to staranniejsza selekcja greckich dokumentów, bo nie wszystkie powinny się znaleźć na festiwalowych ekranach. Zrozumiałe, że gospodarz festiwalu ma prawo do ponadnormatywnej obecności, świadomej auto promocji i pokazywaniu gościom propozycji podpisanych przez swe stare i nowe talenty, ale musi jednak bardziej surowo oceniać zgłoszone projekty.

Sprawa druga to publiczność a dokładniej mówiąc frekwencja bo z nią bywa różnie i nie do końca czytelnie dla gości z zewnątrz. Na wszystkich pokazach greckich filmów, konkursowych i poza duża sala zabytkowego Olimpiona bywała wypełniona do ostatniego miejsca, co nie zdarzało się podczas projekcji innych obrazów. Nie zawsze też publiczność przygotowana była na odbiór dokumentów, bo grupy seniorów czy młodzieży szkolnej były raczej zaskoczone tym co działo się na ekranie. Ale, jak mawiał klasyk, publicznic trzeba sobie wychować, a to w najlepszym wypadku zajmuje jakieś 30 do 50 lat, więc przez Thessaloniki International Documentary Festival jeszcze długa droga.

ZŁOTE ALEKSANDRY I NIE TYLKO

Międzynarodowe składy jurorskie starały się wyłuskać z festiwalowej masy te obrazy, które zostawały w pamięci, intrygowaly, niosły czytelne przesłanie. Trzy nagrody główne czyli Złote Aleksandry przyznano w sekcjach konkursowych festiwalu. Złoty Aleksander w Konkursie Międzynarodowym otrzymał dokument „Coexistence, My Ass! „ (USA/Francja) autorstwa Amber Fares, obok statuetki i gratyfikacji finansowej także automatyczny, bo TiDF należy do grona imprez wskazanych przez AMPAS,  wpis na krótką listę tytułów nominowanych do Oscara w kategorii Najlepszy Film Dokumentalny. Złoty Aleksander w konkursie Newcomers został przyznany dokumentowi „How to Build a Library” (Kenia/USA) Mai Lekow i Christophera Kinga, natomiast Złoty Aleksander w sekcji Film Forward trafił do kanadyjskiego dokumentu „Endless Cookie” autorstwa Setha Scrivera i Petera Scrivera.

Przypomnijmy, ze wśród wcześniejszych laureatów Złotego Aleksandra są m.in. „Pisklaki” Lidii Dudy i „Glos” Dominiki Montean- Panków. W tym roku wyróżnienie specjalne jury przyznano filmowi dokumentalnemu „Dziecko z pyłu” (Polska/Wietnam/Szwecja/Czechy/Katar) Weroniki Mliczewskiej z uzasadnieniem: (…) Ten intymny i wzruszający film opowiada historię Sanga, syna wietnamskiej kobiety i amerykańskiego żołnierza, w jego poszukiwaniach amerykańskiego ojca i ich kłopotliwym zjednoczeniu. To pięknie nakręcony portret cinèma vèritè, który opowiada uniwersalną historię o pokoleniowych konsekwencjach wojny i tęsknocie za ojcowską miłością.

Reżyserka Weronika Mliczewska (na zdjęciu z ekipą) odbierając nagrodę, powiedziała: „Bardzo dziękuję za to wspaniałe powitanie. Chciałabym również podziękować publiczności za reakcje i pytania podczas projekcji filmu. Wielkie podziękowania dla mojego partnera, który jest również filmowcem, za wsparcie. Dziękuję za tę podróż”.

Nagrodę Publiczności im. Fischera dla filmu międzynarodowego o długości do 50 minut przyznano zaś filmowi „Lift Lady” Marcina Modzelewskiego, który ze sceny salonickiego kina Olimpion tak mówił: (…) To wielka przyjemność otrzymać nagrodę publiczności, ponieważ to dla publiczności robimy nasze filmy. Jestem bardzo szczęśliwy, że jestem w Salonikach i chciałbym podziękować wam wszystkim za to, że jesteście tutaj dzisiaj. Ta nagroda jest bardzo ważna dla mnie i dla całego mojego zespołu. To mój pierwszy film, a także naszego operatora, ponieważ większość zespołu jest bardzo młoda. Dziękuję i mam nadzieję, że zobaczę was ponownie w Salonikach”.

Dodajmy, że oba wyróżnione filmy miały i dobra frekwencję i pozytywne krytyki, podtrzymując dobra passe i uznanie, jakim cieszą się obrazy znad Wisły na festiwalu w Salonikach. Pokazano tu także, poprzedzony słowem wstępnym producentek, Katarzyny Ślesickiej i Anny Stylińskiej, film Karoliny Lucyny Domagalskiej „Nie jesteś sama. Abortion Dream Team”, o którym tak pisano potem  w festiwalowej kronice: Jeśli państwo mnie nie ochroni, ja ochronię moje siostry”. To zdanie podsumowuje filozofię Abortion Dream Team. Co trzecia kobieta na świecie dokona aborcji, to fakt. Ale w Polsce zakaz aborcji chroni płód ponad życie kobiety. Na szczęście istnieje „ Abortion Dream Team ”, cztery odważne kobiety prowadzące infolinię, aby wesprzeć swoje siostry w potrzebie. Pracując 24 godziny na dobę, chwalą się na TikToku, że ułatwiły 100 aborcji dziennie i szokują ludzi hasłem „Aborcja jest OK!”. Gromadzą ogromną rzeszę zwolenników, dając siłę setkom tysięcy kobiet, jednocześnie wkurzając wszystkich konserwatystów i rząd. Ta niebezpieczna walka prowadzi do całkowitego wypalenia jednej z członkiń zespołu i politycznego prześladowania innej, grożąc jej trzema latami więzienia. Czy misja i siostrzeństwo Abortion Dream Team przetrwają, gdy kobiety osiągną punkt krytyczny? Szczery film o walce, oporze i solidarności kobiet.

Choć pokazywany późnym wieczorem zgromadził wcale liczną, przede wszystkim młodą publiczność, po zakończeniu seansu żywo komentującą pokazane na ekranie sytuacje i zaangażowanych w nie kobiet.

Piszącemu te słowa zabrakło jednak i w filmie i w samym ruchu ADT po pierwsze wątku męskiego, bo przecież te ciąże miały swych „sprawców”, a wspomnienie o tym oczywistym fakcie nawet się nie pojawia w tle. Po drugie  otwartości na poszukiwanie sojuszników a tych wbrew pozorom jest i może być wielu, we wszystkich środowiskach i grupach społecznych. A owa izolacja zaważyła przecież  w dużym stopniu na niepowodzeniu akcji „Strajk kobiet” w 2020 roku. I wydaje się nieuświadamiana także obecnie.

ŚWIAT Z PIERWSZEJ RĘKI

Świat współczesny ale też ten nieco odleglejszy, bo otwierane archiwa ujawniają fakty i okoliczności dotąd mało rozpoznane. Choćby te dotyczące przeszłości małego południowoamerykańskiego kraju, które znalazły się w filmie „Pod flagami słońca” (Paragwaj/Argentyna/USA/Francja/Niemcy). W 1989 r. upadek 35-letniej dyktatury Alfredo Stroessnera w Paragwaju oznaczał koniec jednego z najdłuższych autorytarnych reżimów na świecie, ale także porzucenie archiwów audiowizualnych, które drobiazgowo rejestrowały kolejne lata jego władzy. Kroniki filmowe, transmisje telewizji publicznej, filmy propagandowe i odtajnione dokumenty, pochodzące z Paragwaju i za granicy, ujawniły ukryte mechanizmy władzy stojące za rządami Stroessnera. Ogląda się je jak zapis złego snu, znanego nam z wycieczek do Rumunii Nicolae Causescu czy Albanii Envera Hodży.

A teraz dokument jak najbardziej aktualny, realizowane przez kilkanaście miesięcy przez Ewę Stefani „Serce byka” (Grecja), dające pozytywną odpowiedz na pytanie czy sztuka może nadać sens naszemu życiu? Film wyprodukowany przez Onassis Culture, skupia się na powstaniu Transverse Orientation Dimitrisa Papaioannou. Autorka śledzi przygotowania do spektaklu i późniejszego tournée po teatrach w Europie, obserwując z bliska Dimitrisa Papaioannou i jego współpracowników. Przez dwa lata kamera pracowicie rejestrowała sceny z prób w Onassis Stegi, a potem występy w Paryżu, Londynie i Wilnie aż do ostatniego pokazu w San Francisco. „Serce byka” to pochwała pracy cierpliwej i twórczej, opartej na wierze w talent i zbiorowy wysiłek. To także świetna robota filmowa, której efektem jest zapadający w pamięć zapis wyjątkowego procesu twórczego.

W kręgu sztuki mieściły się również  „Ziarna pisaku”  (Niemcy/USA) Sary Gross, filmowa ilustracja niezwyklej relacji dwóch dojrzałych kobiet, wybitnych rzeźbiarek, które raz w roku spotykają się na wiejskim plenerze, chętnie pozbywając się etykietek „matki i babci” i pielęgnując swoją tożsamość jako artystek. Ten słodko-gorzki, bezpretensjonalny dokument wnikliwie zgłębia takie pojęcia jak młodość, rozkład, cel i tożsamość, subtelnie zachęcając nas do zastanowienia się nad sensem życia i rolą towarzysza pośród narzucanego człowiekowi pragnienia/lęku przed spełnieniem.

I jeszcze niemieckie  „Rozpoczęcie”  podpisane przez duet: Roser Corella i Stefano Obino. W odległej wiosce Kök-Tash w Kirgistanie, gdzie konserwatywne normy ograniczają aktywność kobiet do obowiązków domowych, organizowany jest turniej piłki nożnej w wydaniu żeńskim. Oszałamiająco sfilmowany, wizualnie urzekający i sugestywny film pokazuje moc sprawczą sportu w przełamywania tabu,  jednocześnie promując jakość płci w sztywno patriarchalnym społeczeństwie, w którym kobiety nie mają właściwie żadnego wyboru innych ról życiowych, prócz tych, narzuconych przez tradycję. Sport i zabawa,  najbardziej naturalny wyrazem ludzkiej radości – nieskrępowane ograniczeniami i niepohamowane, są najlepszą odpowiedzią na ponure „nie” narzucane przez jakąkolwiek formę ucisku.

A na koniec „Co z Peteyem?” (Czechy) Martina Trabalika. Po nagłej śmierci żony, główny bohater  musi wziąć na siebie odpowiedzialność opieki nad dwójką nastoletnich dzieci, córką  i synem Petrem, który ma poważne zaburzenia związane ze spektrum autyzmu. Rodzina stara się prowadzić w miarę normalne życie, eksplorując granice miłości i rodzicielstwa oraz pokazując, jak każdy członek rodziny radzi sobie z nową, ale trudną rzeczywistością. Poza warstwą czysto publicystyczną czyli jak praktycznie  funkcjonuje w Czechach system wsparcia społecznego autor podkreśla siłę ludzkich więzi. Ten drugi pełnometrażowy film reżysera, który sam przez wiele lat pracował jako opiekun osób niepełnosprawnych, oferuje realistyczny wgląd w życie na granicy ograniczeń społecznych, fizycznych i emocjonalnych.

JANUSZ KOŁODZIEJ