7. FIPA DOC, Biarritz: I tylko pojawia się zawsze pytanie: a gdyby tak…?

Międzynarodowy festiwal filmów dokumentalnych (w skrócie FIPA DOC) miał w nadmorskim Biarritz dopiero sześć edycji ale już na tyle korzystnie zaistniał na europejskiej mapie, że mówi się o nim i pisze z dużym uznaniem. Przede wszystkim dzięki skrupulatnej i przemyślanej selekcji, co znalazło potwierdzenie w tegorocznym programie, w ramach którego kilkaset filmów pokazano w kilkunastu sekcjach (obok konkursu międzynarodowego i krajowego, filmy krótkie, młode nadzieje, muzyczne dokumenty), a zakwalifikowane tytuły oceniało aż dziesięć składów jurorskich, rozdzielających 14 głównych nagród.

Poza projekcjami odbywały się także liczne dyskusje programowe, rozmawiano interesująco o dniu dzisiejszych i przyszłości dokumentu, jego dystrybucji i w ogóle dostępności, źródłach finansowania, korzystania z archiwów i relacjach ze światem zewnętrznym (czytaj) politykami i mediami. Poza tym prezentacja nowych projektów, pitchingi z udziałem młodych filmowców i producentów (także z Polski) z całej Europy będące częścią rozbudowanego bloku Industry Days czyli FIPA DOC PRO.

WOJNA, WOJNA, WOJNA

To, że żyjemy w niespokojnych czasach brzmiało może niezbyt oryginalnie ale wcale spektakularnie jeszcze dekadę temu, teraz ówczesne niepokoje na świecie wydają się słabą ruchawką wobec aktualnych wojen i konfliktów prawdziwych. Albo pełnoskalowych, jak je zaczęto określać po lutym 2022 roku. Rosyjska napaść na niepodległą Ukrainę, nowa tym razem liczona w dziesiątki tysięcy ofiar odsłona konfliktu palestyńsko- izraelskiego w strefie Gazy, syryjskiego dramatu ciąg dalszy i gotujące się od napięć, także zbrojnych, Zakaukazie. A w tle może nie tylko czynione na potrzeby telewizyjnego show wojenne zapowiedzi nowego amerykańskiego prezydenta, chińskie pomruki wobec Tajwanu…

Nie było w Biarritz specjalnego bloku, gdzie prezentowano by tylko „wojenne” relacje ale mógłby taki powstać bez trudu, bo dokumentaliści byli i są wszędzie tam, gdzie dzieje się historia w swej skrajnej formie.

Najuważniej i najczęściej nadawano z Ukrainy, która po trzech latach wciąż dzielnie się broni przed agresją rosyjskich barbarzyńców. To już na tyle długi okres, że pozwala na rodzaj filmowej syntezy, wyboru zrealizowanych na froncie i poza nim materiałów, niezbędnego dystansu wobec tego co się zdarzyło i co przed nami.

Olha Shuba dokonała takiego wyboru i dlatego jej „Ukraina- zwykła wojna” (Ukraina, Francja, Dania, Szwecja) daje wielowątkowy i  niejednoznaczny a przez to  z pewnością bliski realiom obraz dwóch pierwszych lat konfliktu. Relacje z linii frontu i jego zaplecza, czasem z dalekiego a nawet odległego, surowe zeznania i osobiste poglądy, Male i duże dramaty zakłóconego wojną życia. I porażająca scena finałowa, odbierająca nadzieję na to, że ta wojna szybko się skończy. Kilka tysięcy kilometrów od Kijowa, daleko na Syberii oglądamy patriotyczny apel w typowej rosyjskiej szkole. Pionierzy z przytupem maszerują wokół  sali gimnastycznej, wykrzykując pieśń sławiącą wyczyny niezwyciężonej Armii Radzieckiej. Tak, jak w 1939, 1968, 1980 czy 1991.

Ów wspomniany dystans i to, jak wojna i związane z nią przeżycia wpływają na późniejsze życie jej uczestników przekonywująco pokazuje ukraińska reżyserka, Lesia Diak w „Kołysance taty” ( Ukraina, Chorwacja, Rumunia) reż. Lesia Diak. Serhij wraca do domu po trzech latach na froncie. Próbuje bagatelizować prześladujące go wspomnienia i wrócić do normalnego, codziennego życia rodzinnego, zabaw z trzema synami. Pojawia się czwarte dziecko, wymarzona córeczka… Od lata 2022 Serhij mieszka z rodziną w Kanadzie.

„Chłopiec, ziemia, wojna” (USA, Francja, Irlandia, Jordania) w reżyserii Sareena Hairabediana to relacja z kolejnego konfliktowego regionu, który powraca co dekadę do światowych mediów. Mowa o Górskim Karabachu z pogranicza Armenii i Azerbejdżanu, który to obszar po rozpadzie ZSRR stał się zarzewiem konfliktu miedzy sąsiadami, któremu patronuje i po swojemu nie ingeruje oczywiście Rosja.

Dla 11-letniego Vreja życie w Górskim Karabachu przypomina raj, w którym marzy o byciu dentystą obsługującym rodzinną wioskę. Nie widzi nic poza pięknem, gdy obok rozgrywa się od kilkudziesięciu konflikt zbrojny. Kiedy wybuchnie na nowo w 2020 roku, Vrej z bliskimi zostaje zmuszony do wyjazdu. Kiedy wróci, będzie musiał nauczyć się wielu rzeczy na nowo.

I jeszcze Bliski Wschód, który od dawna nie daje o sobie pisać o sobie inaczej niż o nierozbrojonej od dekad bombie. Bohater filmu „Je ne haïrai point – Un médecin de Gaza sur les chemins de la paix”  (Kanada, reż. Tal Barda) Izzeldin Abuelaish jest palestyńskim lekarzem, który przez lata pracował w izraelskim szpitalu. Aż do pewnego dnia w styczniu 2009 roku, kiedy izraelski czołg ostrzeliwał jego dom w Gazie, zabijając mu trzy córki i siostrzenicę. Wygnany do Kanady, postanowił rozpocząć walkę o pokojowe rozwiązanie, niestety nierozwiązywalnego problemu.

Także dlatego, że po drugiej stronie, w Tel Avivie od lat rządzi człowiek, od grudnia 2024 roku tłumaczący się przed sądem z zarzutu korupcji. Dowody ujawnia amerykański film „The Bibi Files” podpisany przez Alexisa Blooma, a izraelski premier Benjamin „Bibi” Netanjahu ma duży udział w ciągłej destabilizacji tego regionu.

W tym zestawie „Las” (Polska, Czechy) Lidii Dudy, pokazywany tu w sekcji „Europejskie historie”, zwraca uwagę pozornym spokojem opowieści, niespieszną relacją z newralgicznego miejsca. Ale to oczywiście zastosowana z rozmysłem metoda, bo nic tak nie poraża i daje do myślenia, jak ten pozornie stonowany ton. A przecież pokazywanej, żyjącej dotąd w spokoju niedaleko granicy z Białorusią, rodzinie spadł na głowy cały polityczno- antyhumanitarny sufit. Reżyserka opowiadała o tym podczas spotkania z publicznością festiwalową, dodając niezbędny komentarz odnoszący się do praktyki polskich władz byłej i aktualnej ekipy.

A GDYBY TAK…

…zostawić na boku newsowe zdarzenia i zając się normalnym życiem i bardziej cywilizowaną częścią świata, to… To nie będziemy mogli udawać, że interesują nas tylko pokazy mody wiosennej, wyścigi psów rasowych czy rozgrywki siatkarskie w lidze juniorów młodszych.

Niestety polityka i wszystko co się z nią wiąże, a wepchała się po chamsku do wszystkich niemal dziedzin, wymusza nasza mimowolną uwagę, bo wiemy i czujemy, że jak przegapimy newralgiczny moment to pozostanie nam już tylko modlitwa.

W Biarritz jedną z głównych nagród otrzymał znakomicie zmontowany, francuski dokument Antoine Vitkine „Operacja Trump: Czerwony cień nad Białym Domem” nie pozostawiający wątpliwości co do tego, bo podaje wiele dowodów, że rosyjskie wpływy na amerykańską scenę polityczną i kolejne wybory nie są wcale wyimaginowane czy marginalne. Emerytowany generał sowiecki śmiechem, ale znaczącym, reaguje na pytanie o to czy DT realizuje w praktyce scenariusz napisany wcześniej na Łubiance (siedziba KGB w Moskwie), tym bardziej, że sprytny biznesmen od dawna był w kręgu zainteresowań sowieckich służb.

A może o ruchu #meeToo już nieco ciszej, bo główny winowajca dogorywa w amerykańskim więzieniu a fala kulminacyjna ruchu za nami? Bynajmniej. Grand Prix konkursu międzynarodowego zdobył japoński „Black Box”, pokazujący, że plemię męskich drapieżników rozgościło się także w Japonii, biorąc za alibi anachroniczne stosunki społeczne, kult patriarchatu i wiekową tradycję, nakazująca milczenie w pewnych kwestiach. Dziennikarka i autorka filmu, Shiori Itō  od 2015 roku, kiedy to przeżyła brutalny atak wpływowego polityka, prowadzi walkę o godność. Skonfrontowana z wadami mediów i wymiaru sprawiedliwości, gotowa zrobić wszystko, aby przerwać milczenie i wydobyć prawdę na światło dzienne.

A gdyby tak… pojechać do Europy Wschodniej, na przykład na Słowację i obejrzeć aktualne prace dyplomowe studentów bratysławskiej szkoły filmowej, to… To by się okazało, że słowo trauma ma wiele znaczeń. Dokument „Spowiedź” Rebeki Bizubovej (Nagroda Prix Jeune Creation) podejmuje temat molestowania seksualnego w Kościele, którego reżyserka doświadczyła osobiście. Teraz patrzy wstecz na swoje życie przed traumą i stara się dowiedzieć, czy z czasem uda  się ją zagoić i czy znajdzie odwagę, by porozmawiać z rodzicami.

OJ ŻYCIE, ŻYCIE

Cisza, spokój, bajkowe plenery, zamglone góry i dobiegający setki starzec z długim, siwym włosem i brodą, wyglądający jak portret z ikony albo stary Chrystus. Prowadzi na obiad ukochanego konia i jedynego powiernika (cudowna scena wyznania przyjaźni, miłości i łez obu przyjaciół) do zasypanego śniegiem stogu siana.

Tak rozpoczyna się „At the Door of the House Who Will Come Knocking” (Serbia, Bośnia i Hercegowina) Maji Novakovic, trwająca półtorej godziny, wzruszająca i poruszająca opowieść o samotności i ascezie, przemijaniu i żałobie, bycie spełnionym. Ostatnie lata swego długiego i teraz wdowiego życia, spędza Emin w sercu Bośni, w domu na skraju wsi, powtarzając codzienne rytuały, wypełniając czas opieką nad kopytnym towarzyszem i bywa, że zabawą z małą córeczką sąsiadów.

Wspaniale sfotografowany, nastrojowy fresk zachwycił publiczność festiwalu w Biarritz, a wcześniej kilku innych imprez filmowych bo to obraz idealnie wypełniający opinię, że niezwykła siła dokumentu polega na jego niekwestionowanej bliskości z realnym życiem, czego nigdy i nigdzie nie uda się osiągnąć i wykreować w dziele fabularnym.

JANUSZ KOŁODZIEJ