26. BLACK MOVIE FESTIVAL, Genewa: Dziwny jest ten świat ale co napisać o jego mieszkańcach?

Po raz 26 Genewa gościła w styczniu wyznawców filmu niezależnego w dobrym tego słowa znaczeniu, miłośników kina trudnego, problemowego i wartego zauważenia, bo nieobecnego na wielu innych imprezach filmowych w Europie i na świecie.

Prowadzący od lat genewski festiwal duet: Maria Watzlawick (dyrektorka artystyczna) i Pascal Knoerr (programator tematyczny), co rok mozolnie wyszukuje w bieżącej ofercie małych (tych nawet częściej) i dużych kinematografii tytuły, które muszą zwracać uwagę, mogą wzbudzać kontrowersje, bywa, że świadomie prowokować a zawsze „dawać do myślenia”. Ich autorów zapraszają na po projekcyjne spotkania z widzami, które są ważną, może nawet najważniejszą częścią imprezy, bo przecież, co brzmi banalnie ale dla części aktywnych filmowców (vide polskie kino ostatnich dwóch- trzech sezonów) nie jest wcale takie oczywiste, kino bez widza nie ma sensu i traci racji bytu. W Genewie pokazuje się więc Black Movie z różnych zakątków współczesnego świata i pierwsza z ogólnych konstatacji jest taka, że w ekranowym obrazie dominują ciemne barwy a przesłanie wielu filmów może pognębić największych optymistów.

Program festiwalu mieści aż dziesięć sekcji przeznaczonych dla dorosłych widzów i jedną dla młodych wielbicieli kina. Oto wybrane tytuły z całości.

WRÓŻENIE Z PRZESZŁOŚCI

W pierwszej i sztandarowej sekcji Black Movie Festival „Ciąg dalszy nastąpi…” pokazano siedem filmów, które łączy niespieszna narracja i styl, w którym nie ma miejsca na amatorskie niedomówienia i pokrętne komentarze. Ale jest miejsce na magię jak w filmie Tunezyjczyka Ala Eddiene Slima „Agora”, w którym słyszymy a może tylko nam się tak wydaje dziwne rozmowy niebieskiego psa i czarnej wrony. Atmosferę niepewności wzmacniają zdjęcia i niespokojna muzyka.

Autor chińskiego dramatu „Porwana przez fale” Jia Zhang- Ke  nie „bawi” się w myślowe spekulacje i pomroczne wizje, niemal reportersko ilustruje na przykładzie pary swych bohaterów (marząca kiedyś o karierze piosenkarki Qiaoqiao, zakochuje się w swoim menedżerze, na poszukiwanie którego wyrusza po latach. Kiedy w końcu go odnajduje, czeka ją spora niespodzianka), przemiany jakie dokonały się w Państwie Środka w minionych dwóch dekadach. Reżyser wykorzystuje fragmenty swoich wcześniejszych filmów, aby wyjaśnić społeczne i gospodarcze wstrząsy, a jednocześnie ukazać indywidualne doświadczenia w obliczu ekstremalnych zmian.

Inną metodę zastosowała Athiná Rachél Tsangári w „Żniwach” (Grecja/W. Brytania/Niemcy) przenosząc na ekran  opowiadanie Jima Crace’a pod tym samym tytułem i oferując nam ponadczasową opowieść z wyimaginowanego świata.  W konwencji niemal westernowej toczy się więc batalia mieszkańców nienazwanej wioski, wiodącej niemal idylliczne życie z kolejnymi falami intruzów, którymi dowodzą: kartograf, podróżnik i biznesmen. Jak chronić się przez światem zewnętrznym jeśli nie chce się przyjąć jego dziwnego dla tubylców „kodeksu moralności”, podziałów klasowych czy braku tolerancji?

WOJNA, WOJNA…

„W poszukiwaniu praw człowieka” to chyba najbardziej gorąca i bliska intensywności zmian, jakim ulega współczesny świat, sekcja festiwalu, bo pokazane w niej filmy dotyczą spraw i problemów ponadczasowych. Jasno określała je deklaracja komisji selekcyjnej:  Pojęcie praw człowieka ucierpiało. Ci, którzy go bronią, często spotykają się z blokadami politycznymi, uzasadnionymi lub nie. Jako część systemu odziedziczonego po II wojnie światowej i całkowicie przestarzałego do dnia dzisiejszego, główne instytucje również mają wiele do zrobienia.

Filmy w tej sekcji ujawniają sytuacje, w których prawa człowieka są łamane lub nawet nie istnieją. Mamy więc przykłady z Iranu i Tanzanii, niemal reporterskie relacje z wojny w Ukrainie i sytuacji w Gazie (pokazowi wstrząsających dokumentów „From Grand Zero” towarzyszył panel z udziałem arabskich filmowców i szwajcarskich publicystów) oraz wycieczkę do Rumunii, pamiętnego 20 grudnia 1989 roku.

„Nowy rok, który nigdy nie nadszedł” Bogdana Mureşanu pokazuje bukaresztańską godzinę zero i losy sześciu osób: reżysera, który chce uratować swój sylwestrowy występ, aktorki w opałach, która desperacko próbuje dotrzeć do swojego byłego chłopaka uwikłanego w protesty w Timișoarze, studentki, planującej ucieczkę z kraju i przeprawę przez Dunaj, oficera Securitate, usiłującego przekonać matkę do szybkiej przeprowadzki, a w końcu pracownika fabryki, który wpada w panikę, ponieważ jego syn napisał list do Świętego Mikołaja, co może ich obu drogo kosztować… Jak pisał recenzent Variety: Cały ten mały świat krzyżuje się w tragikomedii z niepowstrzymaną logiką, która kończy się wraz z wybuchem rewolucji.

NIE WOLNO MILCZEĆ!

Z czterech tytułów sekcji „Słowo jest złotem” trzeba wyróżnić z pewnością przejmujące „Brzmienie” (Republika Środkowoafrykańska/ Ludowa republika Konga/Francja) zrealizowane sprawnie przez Elvisa Sabina Ngaïbino.

Małżeństwo z  Bangi, Reine i Rodrigue tworzy nie tylko kochającą się i dzieci rodzinę ale też mocno angażuje sie w działalność miejscowego kościoła protestanckiego, do którego Rodrigue chce dołączyć jako pastor. Na przeszkodzie staje jednak ponowny atak strasznego wirusa. HIV wciąż uważany jest w Afryce za karę boską, co utrudnia akcje profilaktyczne i pomoc chorym, a co odczują na sobie bohaterowie filmu, zmagający się dodatkowo z szalejąca pandemią i ruchami antyszczepionkowców. Zrezygnowani po kolejnych porażkach pozostają z  nadzieją na boskie uzdrowienie i ratunek z nieba.

NA DOBRE I NA ZŁE

“Zjednoczeni na dobre i na złe”- takie hasło brzmi zachęcająco i pewnie powtarzane jest w milionach ślubnych przyrzeczeń na całym świecie, ale potem…  Potem nadchodzi proza codziennego życia i romantyczna deklaracja jest konfrontowana z twardą rzeczywistością, w której mieszczą się wszystkie odmiany dobra i zła.

W tej sekcji pokazano w Genewie cztery ekstrawaganckie powieści z Indii (“Siostra północ”), Chin (“Pani Dispeller”), Wietnamu (“Nie płacz”/”Motyl”) i Kazachstanu (“Tata rechotał w sobotę”), które jak podkreślono w zapowiedziach opowiadają o tym szczególnym momencie, w którym rycerz na białym koniu uwalniający księżniczkę z oblężonej wierzy, zamienia się w niegrzecznego męża albo zakompleksionego despotę.

Karan Kandhari, autor pierwszego wymienionych wyżej obrazów, postawił na ton nie do końca serio, co okazało się dobrym zabiegiem, bo opowiadać o zaaranżowanym jeszcze w dzieciństwie  małżeństwie Umy i Gopala, można było wyłącznie przez zamrużony obiektyw.  Młoda para to bowiem połączenie kompletnej niemocy w najprostszych domowych sprawach kobiety i niedojrzałości życiowej  mężczyzny, który przez długi czas po ślubie, od seksualnej konsumpcji związku, woli nocne spacery i alkoholowych kolegów. Czarna komedia, brawurowo zagrana i zmontowana. I zaskakująca, bo odkrywająca, że Hindusi potrafią mówić o sobie z poczuciem humoru. Młode jury genewskiego festiwalu dało „Siostrze północ” swą nagrodę.

TO NIE JEST ŚWIAT DLA MOTYLI…

… czyli filmowe opowieści o wrażliwcach płci obojga, żyjących tu i tam ale wszędzie poddanych jakiejś formie przemocy ze strony otoczenia, co doprowadza do dramatów małych i dużych.

Tytułowy bohater argentyńskiego filmu Federico Luisa „Simón de la montaña” bardzo chce dołączyć do grupy innych niepełnosprawnych ale na przeszkodzie w realizacji tego planu, staje… kochająca go totalnie i  bezkompromisowo matka, uważająca, że jedynak świetnie może sobie radzić w „normalnym” otoczeniu.

Pochodząca z Mołdawii Lina Vdovii (współautorka filmu z Radu Corniciuciem) zmuszona jest zawartością dramatycznego video listu i prośbą o pomoc, odnowić kontakt z ojcem. A pozostały po nim tylko złe wspomnienia a dzieciństwa, bo tytułowy „Tata” przed wyjazdem do Włoch tyranizował rodzinę. Odwiedza go teraz z kamerą, nie tylko by pomóc w rozstrzygnięciu konfliktu z jego aktualnym, przemocowym  pracodawcą ale przede wszystkim spróbować znaleźć odpowiedź na pytanie o źródła jego postawy sprzed lat. Droga do zrozumienia, że system patriarchalny to uświęcona tradycja, którą traktuje się w ich rodzinnych stronach niemal jak święty zapis, będzie długa i niewolna od złych emocji i ciężkich oskarżeń, ale może i powinna doprowadzić w końcu do pojednania.

Nagrodę Główną 26. edycji Black Movie Festiwal otrzymał afgański film „Kamay” Ilyasa Yourisha i Shahrokh Bikaran, głęboko poruszająca opowieść o dziewczynie z odległej wioski w górach, która nie może sobie poradzić ze śmiercią ukochanej siostry, studentki kabulskiego uniwersytetu.

A TERAZ NOLLYWOOD

Na koniec informacja zaskakująca nie tylko dla widzów genewskiej imprezy.  Mający ledwie trzydziestoletnią historię nigeryjski przemysł filmowy, wypuszcza aktualnie na rynek ponad 2000 dzieł rocznie, co daje mu drugie miejsce na świecie.!!!!

Termin “Nollywood” jest powszechnie używany w odniesieniu do tej niesamowitej fali filmów, a kino nigeryjskie jest bogate w wiele odmian regionalnych, kulturowych i językowych.

Jak podkreślali goście z Lagos, jedną ze szczególnych cech tego kina jest jego zdolność do poruszania kwestii społecznych lub wyraźnie edukacyjnych w filmach głównego nurtu i popularnych. Tak jest w przypadku trzech prac w programie: „Funmilayo Ransome-Kuti” to film biograficzny o matce Feli Kuti, zaangażowanej polityczce i prekursorce ruchów feministycznych, „Áfàméfùnà” oferującej zanurzenie się w kulturze Igbo i mocny dramat „Black Harvest”, pokazujący tamtejszy świat przestępczy, specjalizujący się w porwaniach i handlu organami. Cały tercet to profesjonalnie zrealizowane, intrygujące na swój sposób kino.

JANUSZ KOŁODZIEJ