27. BLACK NIGHTS FESTIVAL, Tallin: Breżniew, Tatarzy Krymscy i wojna w Ukrainie czyli  na Wschodzie bez zmian…

Zmagamy się z przeszłością choć bardzo się staramy, by nie wydało się, że to niemal uzależnienie, przekleństwo jakieś albo odwieczna wschodnioeuropejska szajba. Ale pewnie jest i tak, że wciąż sa tematy, zdarzenia lub ludzie, którymi filmowcy chcą lub powinni się zajmować. Nierzadko dopiero teraz chcą bo dystans ułatwia spojrzenie, łagodzi doraźność sądów i dwumiarowa ocenę. Czasem też musza i powinni bo zmagania z własną historia i przeszłością to lekcja obowiązkowa i nieodwołalna.

Festiwal taki jak tallińskie Czarne Noce ma nie tylko odpowiednia rangę (należy do 15. najważniejszych festiwali filmowych świata obok Cannes, Wenecji, Tokio, San Sebastian czy Karlovich Varów) ale tez właściwe dla miejsca i jego doświadczeń symboliczne upoważnienie, by pokazywać naznaczone rozrachunkami z pamięcią, filmy z naszej części świata.

JUŻ MOŻNA SIĘ ŚMIAĆ

Ale najpierw obejrzeć trzeba ze ściśniętym gardłem i zamykającymi się oczami „20 dni w Mariupolu” Mstysława Czernowa (debiut fabularny i ukraiński kandydat do Oscara). Zespół ukraińskich dziennikarzy Associated Press uwięziony w oblężonym mieście stara się kontynuować pracę dokumentującą okrucieństwa rosyjskiej inwazji. Jako jedyni międzynarodowi reporterzy, którzy pozostają w mieście, rejestrują to, co później stało się definiującym obrazem wojny: umierające dzieci, masowe groby, bombardowanie szpitala położniczego i nie tylko. Bo potem były strzały pijanego czołgu i trupy na ulicach Buczy.

W konkursie głównym tallińskiego festiwalu znalazły się dwa “historyczne” tytuły zrealizowane na Wschód od Bugu. Pierwszy z nich to „Oxygen Station” Ivana Tymchenko. (koprodukcja ukraińsko- czesko- szwedzko- słowacka) przenosi nas do Związku Radzieckiego w pamiętny rok moskiewskiej olimpiady.  Tatar krymski i nieugięty dysydent wegetuje  na dalekiej Syberii jako więzień polityczny. Mustafa, ukarany za ciągłą działalność antyradziecką przeżył kilka więzień i wielodniowy strajk głodowy. Teraz w otoczeniu pospolitych przestępców pracuje w fabryce, ale nie przestaje działać. Opierając się obowiązkowemu strachowi, nie ukrywa się przed ciągłą inwigilacją, cenzurą, szantażem i oskarżeniami o morderstwo, formułowanymi przez towarzyszy i ich informatorów.

Precyzyjnie poprowadzony dramat historyczny i prawdziwa historia niezniszczalnej miłości, bo do Mustafy, mimo piętrowych przeszkód dociera ukochana dziewczyna i przyjmuje jego oświadczyny, przypomina nam, że inwazja na Ukrainę rozpoczęła się na długo przed 2014 rokiem, kiedy rosyjskie wojska zajęły Półwysep Krymski. Putin podąża bowiem śladem Stalina, który 18 maja 1944 r. nakazał wysiedlenie Tatarów krymskich z ojczyzny.

W pamięci pozostanie dobre aktorstwo, staranne odwzorowanie radzieckich realiów i scena z moskiewskiego dworca, gdzie orkiestra i zespól akrobatyczny witają uczestników olimpiady.

A teraz „Pacjent nr 1”  gruzińskiego reżysera, Rezo Gigineishviliego, którego akcja rozgrywa się niespełna dwa lata po „Oxygen…”. Pracująca w rządowej klinice pielęgniarka Sasza (gra ją  Olga Makejewa) zostaje przydzielona do opieki nad ciężko chorym, właściwie już umierającym, przywódcą partii (w tej roli świetny Aleksandr Filippenko). Choć to nazwisko nie pada z ekranu, chodzi oczywiście o Leonida Breżniewa. Tytułowy pacjent numer 1  już dawno stracił kontakt z rzeczywistością, nie tylko ze względu na chorobę, ale przede wszystkim dlatego, że wciąż towarzyszy mu wiara, iż kontroluje państwo. Tak naprawdę od dawna jest marionetką w systemie działającym na zasadzie bezwładności, a decyzje podejmują i stosują w praktyce funkcjonariusze KGB. Sasza cieszy się sympatią genseka, co wcale nie chroni ja przed brutalnymi przesłuchaniami a po śmieci podopiecznego, podpisania zobowiązania do totalnego milczenia.

I znowu pochwala dobrej filmowej roboty, w tym zdjęć Piotra Bratersky`ego, świetnych portretów ludzi radzieckich, zarówno zwykłych obywateli, jak i tych wmontowanych w system, początku lat 80. I ilustracja tej jedynej w swoim rodzaju partyjno- państwowej celebry, która każe uczyć umierającego starca przejścia 17 kroków do urny wyborczej, by mógł oddać  na oczach całego narodu, swój głos w kuriozalnych wyborach do fasadowej Rady Najwyższej ZSRR. Film kończy świetna scena w kinie, kiedy już można się śmiać podczas projekcji wcześniej zakazanej przez samego sekretarza generalnego partii, głupiej komedii, w której bohaterowie nadużywali okrzyku kryjącego rzekomo inicjały późniejszego pacjenta numer 1 !!!

BLISKO ŻYCIA

Z kilku zestawów konkursowych, bo w Tallinie pokazuje się zarówno klasyczne fabuły jak i ich krótkie siostry, dokumenty, animacje, filmy dla młodego i dziecięcego widza oraz poza konkursem wybrane z najważniejszych festiwali, utwory zrealizowane w krajach nadbałtyckich, debiuty fabularne, animowane i dokumentalne oraz 20-tka obrazów wspomaganych finansowo przez fundusz Euroimages (tu polscy „Chłopi”) i z listy przygotowanej przez krytyków magazynu Screen International, warto zwrócic uwagę na kilka tytułów, których wspólna cechą jest bliskość życia i realnego świata.

Pierwszy z nich to norweska „Pieśń ziemi” Margreth Olin, znakomicie zmontowana przez naszego rodaka, Michała Leszczyłowskiego, opowieść o nieprzemijającej miłości i sile tradycji. Autorka wraca po kilkunastu latach w rodzinne strony w górzysty region zachodniej Norwegii, by tam, podążając śladami swoich rodziców i przodków, odpowiedzieć na pytanie: skąd pochodzę? Jak pisali recenzenci, bo „Pieśn…” pokazywana była na wielu światowych festiwalach, m.in. w naszym Krakowie:  Film jest spotkaniem z lokalną historią, a przede wszystkim z dziewiczą przyrodą regionu i niekończącym się cyklem narodzin i śmierci. Historia rodzinna zostaje przekształcona w zapierający dech w piersiach poemat wizualny i dźwiękowy. Wykorzystując zarówno skalę mikro, jak i makro, ukazuje świat jednocześnie intymny i bardzo uniwersalny. Warto dodać, że na luty 2024 przewidziana jest polska premiera kinowa filmu Margareth Olin i Michała Leszczyłowskiego.

Akcja filmu „Stepne” Maryna Vroda (Ukraina, Polska, Niemcy, Słowacja) rozgrywa się wśród oszałamiających zimowych krajobrazów Ukrainy i pojawiającego się poczucia wyobcowania między ludźmi w społeczeństwie poradzieckim. Jest to historia Anatolija, mężczyzny, który wraca do domu, aby zaopiekować się umierającą matką. Spotkanie z bratem i ukochaną kobietą skłania go do refleksji nad wyborami, których dokonał po drodze. A tuż przed śmiercią matka opowiada Anatolijowi o skarbie…

BUNT NA WSZYSTKIE SPOSOBY

Sporo interesujących propozycji przyniósł konkurs krótkometrażowy. W jego części, wypełnionej przez kilkunastominutowe fabuły dominowały obrazy, buntujące się wobec  niesprawiedliwego świata. Ich autorzy nie tolerują okrucieństwa, jednoczą się przeciwko wojnie i cierpieniu, krzyczą o skorumpowanych systemach i szerzących się uprzedzeniach, które wydają się być nieodłączną częścią współczesnego świata. Młodzi filmowcy mówią także o miłości i obietnicy, jaką może ona nieść na lepszą przyszłość. Niektóre z filmów osadzone są w krainie spokoju i oferują dokładne zbadanie kondycji ludzkiej, inne atakują burzliwą mieszanką dźwięku, koloru i… wściekłości, zmuszając widza do nowego spojrzenia na świat.

Oto  hiszpański „Kwaśny cukierek” Mar Pawlowsky. Roc i Sara umówili się na spotkanie za pośrednictwem aplikacji. Chociaż już wcześniej omawiali wszystko, co będą robić, czują się zdenerwowani i niepewni, jak postępować ale utrata dziewictwa okazała się wcale skomplikowanym zabiegiem.

Albo kanadyjska „Radość życia”. W jasny zimowy poranek Trevor i Elsa jedzą śniadanie w swoim mieszkaniu w Montrealu. On przerywa ciszę prostym pytaniem „Dobrze?, ona traktuje je jak atak na ich związek, miłość i wspólne życie.

Czy też  norweskie „Wszystko było idealnie”, której bohaterka- Lotta miała tylko jedno życzenie na urodziny, usłyszeć oświadczyny od swej najlepszej przyjaciółkę Julie. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie obecność innych gości.

Południowokoreańska „Miłość po pięćdziesiątce” nie zaczyna się dobrze dla Kee, dobiegającej pięćdziesiątki rozwiedzionej matki dwójki dzieci, która wyczerpuje całodzienna praca na zapleczu i długie dojazdy do domu. Ale pewnego dnia w jej kawiarni zjawia się pewien jowialny  i niedoświadczony w romansowaniu  dostawca…

W konkursie promującym nowe talenty, młodzi autorzy z Estonii, Czech, Korei Południowej i Serbii opowiadają o utracie i poszukiwaniu tożsamości, zabierając nas w szaloną podróż po różnych podejściach do zapisywania wydarzeń w pamięci i kwestionowania znanych sposobów opowiadania historii. Pomysł na zaistnienie na filmowej mapie polega na znalezieniu sposobu, aby opowiadana historia zakłóciła status quo i przypomniała widzom, że prawdziwa siła zmian tkwi właśnie w nich. Wspólnym wątkiem wszystkich wybranych prac wschodzących twórców filmowych jest dwuznaczność wyboru a więc: powstań lub pozostań cichym świadkiem, zbuntuj się lub poddaj rzeczywistości.

Chodzi zwykle  o życiowe ale też codzienne, niemal przypadkowe wybory, które przejawiają się jako indywidualne akty odwagi, ale także te, które są nam narzucane wbrew naszej woli. Piękno wszystkich tych twórczych wizji leży w równowadze sympatii i wrogości wobec płonącego świata oraz we wspólnej, nieustępliwej nadziei, że ludzkość w nas zawsze ma szansę wypowiedzieć swoje ostatnie słowo.

Janusz Kołodziej