DUET MARZEŃ Z WORONICZA

Jest taki kraj, gdzie telewizja używa przydomka publiczna choć bliżej jej z tym przymiotnikiem do pewnego starego jak świat przybytku dla facetów na delegacji niż ośrodka medialnego. Ale używa nader ochoczo, zaraz po odmienianiu przez wszystkie przypadki, deklinacje i strony świata swej rzekomej misyjności. Rzekomej, bo tyle ma ona wspólnego z rzeczywistą misją upowszechniania rzetelnej informacji, rozrywki na poziomie i oczekiwanej edukacji co jeden z jej prezesów, uwielbiający popisywać się swą angielszczyzna i wokalno- gitarowymi występami, z kimkolwiek na podobnym stanowisku w cywilizowanej części Europy. W Cannes wciąż pamiętają jego brązowe buty do granatowego garnituru!

Jest taki kraj, gdzie w telewizji tylko z przyzwyczajenia nazywanej publiczną, nie spotka się profesjonalistów i ekranowe osobowości. Ci pierwsi już dawno odeszli do konkurencji poznając poziom fachowości nowej zmiany, ci drudzy, od lat nieliczni, znikali po kolei albo zniechęcani albo po prostu wyrzucani pod byle pretekstem. Zostali SAMI SWOI, czyli siódmy szereg, halabardy i przyuczeni na szybko amatorzy. A na wizji też same orły, na przykład mniej utalentowane dzieci bardzo utalentowanych rodziców, które ochoczo wskoczyły w miejsce zwolnione przez dające się jeszcze tolerować postacie. Niedawno jeden taki wymarzony duet, prowadzący poranny program, przeszedł sam siebie w rozmowie na temat przyczyn i skutków strasznej choroby, która zabija coraz więcej ludzi.  Ale  przecież depresja to wprost idealny pretekst do porannych jaj, przekomarzania się z rzadko dopuszczaną do głosu specjalistką i zabawy słowno- mimicznej z tych, dla których każdy poranek może być ostatnim a zawsze jest traumatycznym doświadczeniem. Ale dla naszego duetu marzeń, jak z dowcipu o głupich milicjantach, nie ma granic ni kordonów.

Czekamy z zapartym tchem na podobny show o stwardnieniu rozsianym albo sepsie! WD-40