24 CAMERIMAGE BYDGOSZCZ: Coraz dalej od świata?

Filmowy dokument, przeżywający niekończące się dekady popularności, po ?załatwieniu? niemal wszystkich – jak się wydaje ? dyżurnych tematów społecznych, politycznych i obyczajowych, zaczyna niepokojąco rozglądać się na boki w poszukiwaniu właściwego spojrzenia na otaczający go świat.

Dość niespodziewanie znajduje je nad sobą, w górze, w oczach mikrokamer zainstalowanych na coraz bardziej doskonałych dronach. Fascynacja nowinkami technologicznymi i jakością oferowanych przez nie zdjęć niewątpliwie podnosi rangę wizualną realizowanych filmów, ale czy także ich przesłanie, siłę przekazu i oddziaływanie na widza? Tu już nie ma pewności, również dlatego, że coś co jeszcze kilka lat temu było sezonową nowinką, teraz stało sie obowiązującą normą.
Drony do tego stopnia opanowały filmowe niebo, że szczególnie młodzi autorzy nie są w stanie wyobrazić sobie własnych dzieł bez ich udziału. Z góry lepiej widać? Pewnie tak, bo obszar penetracji większy, bo daje perspektywę i pojęcie skali, bo pozwala dostrzec szczegóły niewidoczne z ziemi, bo? Ale jednocześnie widowiskowość usypia wrażliwość, mimo wszystko tępi pazury ostrego spojrzenia, a za to bardzo podnieca perspektywą filmowej kreacji i szybszego awansu do fabularnej ligi.

AISHOLPAN SUPERSTAR

Oczywiście w dzisiejszym kinie dokumentalnym nie brak i pozytywnych przykładów użycia dronów. Oto pierwszy z wielu i jednocześnie bardzo przekonywujący, bo trudno sobie wyobrazić realizację filmu z orłem przednim w jednej z głównych ról bez wykorzystania małych kamerowych śmigłowców. The Eagle Huntress to opowieść o trzynastoletniej dziewczynce z kazachskim rodowodem, która zamierza zostać pierwszym w Mongolii niemęskim myśliwym, wykorzystującym do polowań orły i dzięki temu kontynuować liczącą dwadzieścia pokoleń tradycję rodzinną. A, że jest ukochaną ponad wszystko córką mądrego ojca, szkolną prymuską i posiadaczką najpiękniejszego uśmiechu na stepie, dopina swego i ku zaskoczeniu tysięcy uczestników słynnego Festiwalu Orłów, którego prapoczątki sięgają Dżingis Chana, w rewelacyjnym stylu wygrywa trudne zawody. Aisholpan wspaniale też czuje się w ?roli? filmowej gwiazdy, jakby urodziła się wśród gwiazd Hollywoodu, a nie mongolskich nomadów, a świetne zdjęcia jeszcze bardziej podkreślają jej niezwykłą determinację, pracowitość i dążenie do celu. Ten temat i ta bohaterka pewnie czekali na swe filmowe oblicze do epoki dronów właśnie. Dzięki nim możemy podziwiać urodę mongolskiego stepu w każdej z pór roku, a także z bliska obserwować żmudne ćwiczenia z udziałem wspaniałych ptaków.
Niezwykle widowiskowy film odbywa właśnie triumfalny pochód przez ekrany kinowe i telewizyjne świata. I bez trudu można sobie wyobrazić The Eagle Huntress jako ozdobę weekendowego wieczoru w niejednej telewizji. Oczywiście nie nad Wisłą!
O tym jednak, jak iluzoryczne okazuje się wzbogacenie filmu o realizowane z powietrza zdjęcia, przekonuje ostatni dokument Jacka Piotra Bławuta How to Destroy The Time Machine. Zrealizowany w plenerach Arizony z udziałem słynnego dźwiękowego performera Jepha Jermana, szybko staje się kilkudziesięciominutową reklamówką możliwości, jakie daje użycie dronów. To co robi bohater opowieści, w jakim otoczeniu mieszka i tworzy, zyskuje świetną warstwę wizualną, wspartą znakomicie nagranym dźwiękiem, ale one, chyba wbrew intencjom autora, dominują nad treścią i przekazem. Totalny triumf techniki!

W MEKSYKU NIE MA JUTRA

Z nieba powróćmy jednak na ziemię, tym bardziej, że niedaleko od Arizony leży Meksyk, gdzie dzieją się na co dzień rzeczy trudne do wyobrażenia dla mieszkańców cywilizowanej części świata. Kamera towarzysząca dwóm kobietom, wędruje przez kraj, na drogach którego dominują szybkie półciężarówki pełne uzbrojonych ludzi. Nie wiadomo ? policjantów, żołnierzy, gangsterów, partyzantów? Wszyscy uzbrojeni i realnie groźni, trzymają w nieustannym zagrożeniu kraj, rządzony przez skorumpowanych urzędników i polityków. Władza ma tylko opresyjne oblicze, nikt nie może czuć się bezpieczny, szczególnie kobiety narażone są na przemoc i deptanie godności, bo kult macho ma tu swe skrajne oblicze. Ale zarówno była pracownica lotniska, powracająca do domu po miesiącach niczym nieuzasadnionego więzienia, jak i pracująca w charakterze cyrkowego klauna matka trzech córek i babcia licznych wnuków, nie tracą wiary, nie poddają się, starają się odnajdywać w codziennej egzystencji pozytywne elementy. Upór w niepoddawaniu się trudnościom, pochwała miłości to prawdziwa siła bezsilnych. I zasłużona Złota Żaba w konkursie pełnometrażowych filmów dokumentalnych dla filmu Tempestad Tatiany Huezo ze zdjęciami Ernesto Pardo.
Złotą Żabę za najlepszy dokument fabularyzowany otrzymał film Notes on Blindness Petera Middletona i Jamesa Spinneya ze zdjęciami Garry’ego Floyda. To portret pisarza i teologa Johna Hulla, który na początku lat 80. XX wieku niespodziewanie traci wzrok i postanawia zapisywać swe przemyślenia i teorie na kasetach magnetofonowych. Powstaje z nich niesamowity zapis ?świata poza widzeniem?.
W Meksyku może nie ma jutra, przynajmniej w takim wydaniu jak obecnie, ale w niedalekim Chile wciąż jest dziś i jutro, choć ma oblicze zbliżającej się do dziewięćdziesiątki nadzwyczaj pogodnej pensjonariuszki domu spokojnej starości. Ta starość jest rzeczywiście spokojna i bezproblemowa, tylko dla Josebe wypełniona nieustannymi wycieczkami do czasów dzieciństwa, spędzonego w małym baskijskim miasteczku. Cudownie zakręcona staruszka wciąż jest ciekawa świata i ludzi, wciąż wszystkich wypytuje o ich życiowe losy i wciąż wspomina Renterie, widziane oczami dziesięciolatki. I’Am Not From Here, chilijsko-litewsko-duńska produkcja podpisana przez Maite Alberdi i Gedre Zickyte ze zdjęciami Pablo Valdesa, otrzymała zasłużoną Złotą Żabę w kategorii krótkometrażowych filmów dokumentalnych. Wyróżnienie w tej kategorii trafiło do Belgijki Niny Badoux za zdjęcia do The Sniper of Kabani.

NA WSCHÓD OD WSCHODU

Tam właśnie leży świat, zapisany na taśmie przez Łukasza Żala, autora zdjęć do Ikony Wojciecha Kasperskiego (premiera w polskich kinach na początku grudnia). To świat zaludniony przez ludzi wypchniętych na margines do widmowego ?szpitala? psychiatrycznego, nie tylko przez chorobę, ale często też przez rodzinę, najbliższych, niekompetencję lekarzy czy zbieg okoliczności. W Rosji to ostatnie ma zawsze tragiczny wymiar, bo jest wyrokiem śmierci bez względu na wiek i rodzaj ?przewinienia?. A cudzysłów przy szpitalu tłumaczą już pierwsze kadry nagrodzonego w Krakowie i wielu innych festiwalach filmu.
Jerzy Śladkowski, polski reżyser mieszkający od lat w Szwecji, także udał się do Rosji, do Niżnego Nowgorodu, by wspólnie z operatorem Wojciechem Staroniem pokazać, jak pewien student ekonomii wychodzi z kokonu życiowej nieporadności i braku akceptacji ze strony otoczenia. Jego mocno toksyczna matka wymyśla dla zdradzającego oznaki choroby Aspergera jedynaka terapię w postaci udziału w przedstawieniu Don Juan, przygotowywanym przez lokalną grupę teatralną. Być może poznana tam piękna Tania odmieni życie Olega, ale chyba najbardziej odmieni go udział w? filmie.
Trochę dalej na Wschód leży, jak się okazuje, bardzo modna ostatnio u filmowców Mongolia. Wycieczka do niej chińskiego reżysera Zhao Lianga to nie były wczasy z kamerą, ale reportaż z piekła, w które powoli zmienia się ta ziemia. Kopalnie odkrywkowe zabierają coraz większe połacie żyznych pastwisk, huty zatruwają atmosferę i błyskawicznie niszczą zdrowie pracujących w nich ludzi, do tego dochodzi brak bieżącej wody i dramatyczne warunki higieniczne. Tą kiedyś urodzajną i szczęśliwą ziemią rządzi teraz tytułowy Behemoth, bestia pożerająca wszystko i wszystkich.
Żaden szanujący się festiwal, a z pewnością Camerimage należy do tego grona, nie może się obejść bez obowiązkowego zestawu obrazów świata zamieszkałego przez wszelkiego typu i rodzaju odmieńców, mniej lub bardziej natchnionych wizjonerów, szamanów a bywa, że i dewiantów. Nie brakło ich w bydgoskich kinach i w tym roku.
Drugi świat Oscara Haudsona i Rubena Woodin-Dechampsa przenosi nas do byłej Jugosławii, do której miejscowi wzdychają, ale nikt nie chce się przyznać do jej dziedzictwa. A już szczególnie do stawianych za czasów Tito ogromnych pomników, świadczących o daninie krwi i męstwie bohaterskich partyzantów, walczących z niemieckim okupantem. Teraz te betonowe monstra albo niszczeją albo są wysadzane w powietrze przez zwolenników nowej polityki historycznej. Inni, jak pewien stary Serb są przekonani, że komuniści przenieśli się w kosmos, a on ma z nimi stały kontakt.
Na jednej z konferencji prasowych towarzyszących pokazom w bydgoskiej Operze ktoś pół żartem pół serio stwierdził, że wbrew pozorom i mimo wielu niepotwierdzających tej tezy dowodów, coraz bardziej oddalamy się od świata. My, czyli ludzie mediów, ludzie filmu i telewizji, tworzący i opisujący. Mylił się? Może miał racje?

JANUSZ KOŁODZIEJ