Wśród wielu tematów omawianych podczas tradycyjnej jesiennej konferencji Polskiej Izby Komunikacji Elektronicznej, która odbyła się na początku października w Toruniu, pojawiły się tak istotne jak cyberbezpieczeństwo w ujęciu państwowym i prywatnym czy raport o skuteczności nowych sposobów walki z niepożądanymi treściami pojawiającymi się w przestrzeni publicznej, głównie w social mediach. Niezbyt fortunnym pomysłem był za to powrót do przeszłości i wtórna dyskusja na temat tworzenia kanałów tematycznych i ich przyszłości w obliczu rosnącej roli serwisów OTT z kontentem na żądanie (tu celny choć złośliwy komentarz jednego z internautów: Ta debata to przyfrunęła tu z 2016 roku? Mamy 2024, obecnie każdy wie, że ott zastąpi tradycyjną tv i już to powoli robi. Naprawdę komu się chce robić o tym wtórnym już i dawno przegadanym temacie debaty? Tak trudno znaleźć ciekawsze tematy? Jak choćby zastanowienie się nad tym czy serwisy ott są rzeczywiście rentowne i czemu nie? Czemu rynek tv i dystrybucja kinowa to była kopalnia pieniędzy w porównaniu z tym co jest teraz i czemu wszystkie firmy mimo tego poddają się streamingowi zamiast próbować unowocześniać model tv? To o wiele ciekawsze tematy na debaty w 2024 a nie jakieś banalne tematy, które nawet dla laików w temacie są oczywiste. Choć oczywiście wiadomo dlaczego banalny temat jest ponownie wałkowany i bardziej kreatywny i rzeczywiście interesujący jest ignorowany – bo to niewygodne.
Niewątpliwie jednym z najbardziej oczekiwanych punktów programu toruńskiej konferencji była rozmowa z Maciejem Wróblem, posłem Koalicji Obywatelskiej i przewodniczącym sejmowej podkomisji ds. mediów publicznych, dotycząca nowej ustawy medialnej. Już pierwsza jego deklaracja musiała rozczarować po raz kolejny tych wszystkich, którzy oczekiwali rok temu podczas pamiętnych wyborów, że ich przewidywany zwycięzca niektóre sprawy ureguluje może nie w ciągu tygodnia ale w kilka miesięcy. W tym sprawy dotyczące mediów publicznych. Jak pamiętamy szybko okazało się, że nowa ekipa nie zdążyła przygotować się nawet na czysto techniczne czy organizacyjne przejęcie zawłaszczonej przez poprzedników telewizji publicznej, stąd te programy informacyjne robione w jakimś magazynie przez przypadkowy desant. W niemal rok po tym jak Polski i Polacy podziękowali pazernym cwaniakom i leniwym nieudacznikom za osiem lat psucia wszystkiego, co dało się popsuć i głosowali za szybką i skuteczną naprawą, poseł KO Maciej Wróbel oświadcza, że ustawa zostanie położona na biurku nowego prezydenta w sierpniu 2025 roku. Ma ona zmienić sposób wyboru władz mediów publicznych i zlikwidować abonament.
Za WM cytujemy słowa posła: Zmieniający się świat wymusza zmiany, ale wpłynęło na to też to, co działo się w mediach publicznych przez osiem lat rządów PiS. Chodzi też o implementację założeń europejskiego aktu o wolności mediów. (…) W założeniach ustawy zapisano m.in. reformę Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji i zwiększenie jej liczby z pięciu do dziewięciu członków, ale także nowy sposób powoływania władz mediów publicznych i likwidacja Rady Mediów Narodowych. To nowa KRRiT wybierałaby władze Telewizji Polskiej i Polskiego Radia. Czyli oczywiste oczywistości plus personalia, w zamyśle uwzględniające oczekiwania kilku koalicjantów, by usadowić swych delegatów na dobrze płatnych synekurach. A więc znowu polityka, bez której nie może funkcjonować nad Wisłą żadna dziedzina życia.
Dalej było już osobiście ale wcale nie optymistyczniej: Jestem byłym dziennikarzem i bardzo chciałbym, aby w mediach publicznych nie było politycznej ingerencji. Ona zawsze była, mniejsza, większa, ale ostatnie lata pokazały, że polityk zarządzał mediami publicznymi. Jest konieczność szukania bezpieczników, by się to nie powtórzyło – mówił Wróbel.
Zdaniem posła KO, członkowie KRRiT mogliby wywodzić się z różnych środowisk związanych z mediami, a jedne z pomysłów głosi, że dziewięciu członków regulatora byłoby losowanych spośród kandydatur wskazanych przez te środowiska. Nowa Krajowa Rada dokonywałaby wyboru zarządów mediów publicznych w otwartych, transmitowanych konkursach.
W tym prawdziwym konkursie pobożnych życzeń i mniej lub bardziej niedorzecznych (losowanie kandydatów pewnie przez sierotkę Marysię) pomysłów, przerażać musi brak wiedzy, doświadczenia i wizji, jak media publiczne powinny być zorganizowane i jakie spełniać oczekiwania. I niemożność odpowiedzi na proste pytania: co będzie z ustawą jeśli w Pałacu Prezydenckim latem przyszłego roku zagości kandydat opozycji, co biorąc pod uwagę brawurowe tempo i jakość obserwowanych zmian jest nie tylko możliwe ale wcale prawdopodobne? Dlaczego partia rządząca, po 16 latach od deklaracji ich premiera o likwidacji abonamentu RTV jako przeżytku po komunizmie, wciąż go utrzymuje, deklarując wprawdzie jego likwidację w nieokreślonej przyszłości ale jednocześnie bezlitośnie ścigając tych, którzy potraktowali słowa szefa rządu poważnie? Czy budżet państwa naprawdę puchnie od nadmiaru gotówki, by finansować także media publiczne?
Nie trzeba być prorokiem ani jasnowidzem, żeby przewidywać, że hasło: media publiczne i abonament, powrócą jak zgrana płyta jeszcze nie raz przez najbliższe lata. Taki Kraj! (Janko)