W ciągu minionych sześćdziesięciu lat telewizyjna ?Kobra? obrosła potężną legendą. I nadal obrasta. Czy można się dziwić?
Nienotowana w przypadku innych programów frekwencja przed telewizorami przekraczająca 90 procent (w porywach 95), uznane nazwiska autorów, świetni reżyserzy, doborowa stawka aktorska, wreszcie tak ceniona przez widzów, a skrupulatnie przestrzegana cykliczność emisji (kryminał w każdy czwartek)… Takie są fakty. Czy ?Kobra? zasługuje na legendę?
BIAŁE NA CZARNYM
?Kobra? narodziła się w Telewizji Polskiej 6 lutego 1956 roku. Wtedy to po raz pierwszy pojawiła się czołówka Teatru Sensacji z wijącym się białym wężem okularnikiem w czarnym kole (telewizja też była czarno-biała). Autorem logo był Witold Giersz, zaś pomysłodawczynią cyklu telewizyjna redaktorka Illa Genachow. Cykl Teatru Sensacji i Fantastyki zainaugurowały Zatrute litery według Agathy Christie w reżyserii Adama Hanuszkiewicza, który już wkrótce zajął się zupełnie innym repertuarem. Przedstawienie odniosło sukces, zdecydowano więc o stworzeniu cyklu widowisk kryminalnych nadawanych co tydzień w czwartkowe wieczory. Przetrwał na antenie do połowy lat 70., potem przez kilka lat sporadycznie pojawiały się pojedyncze spektakle. Wkrótce po udanym debiucie według innego, chyba najbardziej znanego tekstu tejże autorki zrealizowano sześcioczęściowe Było dziesięciu murzynków z Haliną Mikołajską w roli głównej. Reżyserem był Józef Słotwiński, który tym spektaklem zapoczątkował swoją triumfalną i jakże obfitą w wydarzenia (ok. 150 pozycji) współpracę z ?Kobrą?. Nazywano go nawet ? trochę na wyrost ? polskim Hitchcockiem. Słotwiński nie był może reżyserem wielkiego formatu, ale w konwencji widowiska kryminalnego odnalazł się idealnie, a nawet narzucił cyklowi pewien styl. Jako człowiek pracowity i rzetelny dbał o logiczny rozwój akcji, o realizm narracji, przywiązywał wagę do każdego szczegółu, pilnował scenografii, kostiumów i rekwizytów. Wszystko musiało wyglądać prawdopodobnie, zwłaszcza gdy chodziło o angielskie klimaty. Z oryginalnymi rekwizytami było wówczas sporo kłopotów, toteż pracownicy telewizji powracający z zagranicznych delegacji mieli obowiązek pozyskać coś dla ?Kobry?. Z Londynu czy Nowego Jorku taszczyli butelki po alkoholach, paczki po papierosach, jakieś puszki po napojach, reklamówki i inne opakowania, które potem w zasobnych magazynach telewizji czekały na swój wielki dzień. Tak to zapamiętała reżyser Barbara Borys-Damięcka. Józef Słotwiński był twórcą większości spektakli początkowego okresu. Był też przez długi czas naczelnym reżyserem Teatru Sensacji. Zmarł w 2005 roku w wieku prawie stu lat.
KTO ZABIŁ I DLACZEGO
?Kobra? korzystała z tekstów tuzów światowego kryminału, m.in. wspomnianej już Agathy Christie, Georgesa Simenona, Arthura Conan Doyle’a, Louisa Stevensona, Alistaira McLeana, Patricii Highsmith, Raymonda Chandlera i innych. Ale byli też polscy autorzy i to nie byle jacy, którzy pisali pod pseudonimami. Maciej Słomczyński, wybitny pisarz i tłumacz pisywał jako Joe Alex, Tadeusz Kwiatkowski jako Noel Random, Andrzej Szczypiorski jako Maurice S. Andrews, a reżyser Janusz Majewski to G. J. Sandbarmay. Ta maskarada była dla telewizji zbawienna, gdyż z czasem pojawił się problem honorariów w twardej walucie, który w znacznym stopniu przyczynił się do zakończenia realizacji ?Kobry?. Wkroczyły realia rynkowe. Konkurs na polskie widowisko kryminalne ogłoszony przez TVP i Komendę Główną MO (1969) nie przyniósł zadowalających efektów. Kolejnym powodem zawieszenia działalności było większe niż dotąd otwarcie na Zachód ekipy Gierka, skąd zaczęły napływać popularne seriale kryminalne typu Kojak, Święty, Columbo, Aniołki Charliego. ?Kobrę? wspomagali swym talentem aktorzy najlepsi z najlepszych, co także miało wpływ na jakość i popularność widowisk. Wymieńmy choćby niektóre nazwiska: Zofia Mrozowska, Aleksandra Śląska, Irena Kwiatkowska (Arszenik i stare koronki), Krystyna Janda, Andrzej Łapicki, Stanisław Zaczyk, Roman Wilhelmi. Mariusz Dmochowski, Piotr Fronczewski, Emil Karewicz, Janusz Zakrzeński i tylu, tylu innych. Niekiedy widzowie byli świadkami zadziwiających odkryć. Np. Jerzy Dobrowolski, który na estradzie, w kabarecie i w filmach Stanisława Barei wypracował sobie emploi PRL-owskiego cwaniaczka, zagrał w znakomitym stylu dramatyczną rolę detektywa Philipa Marlowa w Chandlerowskim klasyku Kłopoty to moja specjalność. Śledzenie meandrów akcji pomysłowo inscenizowanej w skromnych warunkach telewizyjnego studia przez sprawdzonych reżyserów (Konic, Bratkowski, Gruza, Morgenstern, Antczak, Szulkin, Machulski) i wspaniale interpretowanej przez aktorów, niekiedy bywało nawet ciekawsze od samej zagadki kryminalnej.
Zdarzyła się nawet sytuacja, że po jakiejś awarii podczas emisji na żywo (z sufi tu runął ogromny reflektor) widowisko trzeba było przedwcześnie zakończyć. I wtedy przed kamerą usiadł Jan Suzin, który klarownie i po kolei wyjaśnił widzom – kto zabił i dlaczego. FENOMEN ?Kobra? bez wątpienia była PRL- -owskim fenomenem. W czwartkowe wieczory ulice pustoszały, wszyscy czekali na Teatr Sensacji. Jeszcze i dziś można zerknąć na archiwalne kroniki filmowe (fragmenty przypomniał film dokumentalny Pod znakiem węża ? wspomnienie o teatrze Kobra) ukazujące ludzi idących z krzesłami do sąsiadów ? posiadaczy telewizorów, opatrzone komentarzem: Zaraz rozpocznie się Kobra… Kobromania dotyczyła także i władzy, co zapewniało trochę swobody w pokazywaniu znienawidzonego Zachodu. Podobno był to jedyny program, poza dziennikiem telewizyjnym, który regularnie oglądał Władysław Gomułka.
W połowie lat 60. obok klasycznych kryminałów zaczęły pojawiać się widowiska sensacyjne poprzedzone czołówką z pająkiem. Zainaugurował je Doktor Jekyll i Mister Hyde w reżyserii Jerzego Antczaka. Przebojem okazała się Stawka większa niż życie emitowana w latach 1965- 1967. W oparciu o scenariusze tych widowisk powstał serial. ?Kobra? jest świadectwem swojej epoki. Jej popularność spowodowana była głodem masowej rozrywki, reglamentowanej w czasach PRL. Dla widzów stanowiła jakby erzac Zachodu, bowiem mniej lub bardziej wiernie opowiadała o realiach życia za żelazną kurtyną. Pewnie, że realia te bywały uproszczone, zwłaszcza w kreowaniu przestrzeni działania bohaterów, ale odzwierciedlały ogólny stan wiedzy o Zachodzie ówczesnych Polaków. Nic to, że oglądaliśmy wytwornych angielskich arystokratów zawsze z lampką whisky i cygarem, że brytyjscy policjanci okazywali się mało lotni w dochodzeniu do prawdy, a francuscy włamywacze udawali się na robotę we wzorzystych kaszkietach. I że wiktoriańskie wnętrza wypełniały podrasowane meblościanki z Wyszkowa… Przypominane po latach ?Kobry? w porównaniu ze współczesnymi produkcjami kryminalnymi wyglądają bardzo naiwnie. Jasne, że trącą myszką, często śmieszą, mało angażują emocjonalnie, ale przecież nie są wyłącznie ramotą okresu realnego socjalizmu. Są przypomnieniem, że w super skromnych warunkach, w małym studio z trzema zdezelowanymi kamerami, ze scenografią z dykty imitującą wytworne wnętrza, bez mordobicia i pirotechnicznych popisów udało się wykreować cykl popularnych widowisk (kilkaset), artystycznie nośnych i obdarzonych autentycznym zainteresowaniem i sympatią widowni. Jak na ówczesne możliwości inscenizacyjne Polskiej Telewizji to całkiem sporo.
BARBARA KAŹMIERCZAK