43. FESTIWAL DEBIUTÓW FILMOWYCH „MŁODZI I FILM”, Koszalin: Tyle co wszystko ale nie horror story

Jury tegorocznego spotkania młodych filmowców Koszalinie nie miało trudnego zadania. Faworyt od początku był jeden, jak nie przymierzając Ryszard Szurkowski w Wyścigu Pokoju albo pewien wysoko podgolony satrapa na azjatyckich rubieżach świata. Grzegorz Dębowski, autor świetnego, bo zaskakującego językiem i nietypowymi jak na polskie coraz bardziej albo poprawne do bólu albo kompletnie odjazdowe kino, bohaterami filmu „Tyle co nic” może nie obrazi się na powyższe porównania, bo to człowiek inteligentny, z poczuciem humoru i dystansem do sławy, jak mu w tym sezonie spadła na barki, więc zniesie kolarza i….

A teraz oficjalnie z komunikatu prasowego SFP: „Tyle co nic” nagrodzone zostało Wielkim Jantarem 43. Koszalińskiego Festiwalu Debiutów Filmowych Młodzi i Film. Na najważniejszej imprezie młodego polskiego kina film Grzegorza Dębowskiego zdobył w sumie sześć wyróżnień (w tym m.in. Nagroda Dziennikarzy). To film, który w sposób niesłychanie wrażliwy opowiada historię człowieka uczciwego, stawiającego czoła lokalnej społeczności, dążąc do prawdy. Obraz kompletny, gdzie wszystkie środki dramaturgiczne współgrają ze sobą tworząc przejmujący obraz współczesnej, zmieniającej się polskiej wsi– napisali Jurorzy w uzasadnieniu. Dodajmy jeszcze, że w ręce reżysera Grzegorza Dębowskiego powędrował także Jantar za scenariusz. I znowu glos jury: Autor w sposób niezwykle świadomy użył gatunku kryminału, aby opowiedzieć nam uniwersalną historię człowieka walczącego o godność i podmiotowość.

Z Jantara za odkrycie aktorskie cieszył się także odtwórca głównej roli Artur Paczesny (na zdjęciu) wyróżniony za świadomy i wrażliwy debiut filmowy i stworzenie niezapomnianego, nieoczywistego bohatera walczącego o godność i sprawiedliwość. Razem z nim Jurorzy docenili także ex aequo Jakuba Zająca grającego główną rolę w filmie „Horror Story” (także Nagroda Publiczności za brawurowa opowieść o warszawskim debiucie pewnego magistra zarządzania, który przerabia wszystkie stany emocjonalnego ładowania w stolicy) Adriana Apanela za stworzenie postaci everymana usiłującego przeżyć na rynku pracy. Za umiejętność budzenia śmiechu i współczucia jednocześnie.

Jantar im. Arka Tomiaka (zginął w tragicznym wypadku drogowym w drodze na tegoroczny festiwal) za zdjęcia trafił do operatora Aleksandra Poznyakova za malarskie kompozycje w nieoczywistej przestrzeni polskiej wsi. Za czułość w obserwowaniu bohaterów. A kolejną statuetką – za szczególny wkład twórczy debiutanta – wyróżniona została Agata Wińska za: kostiumy, które budują kolorystyczną kompozycję obrazu i pełnokrwistość postaci wsi polskiej.

TORPEDA MINĘŁA CEL

A dokładnie kamera, bo to akapit o filmowych strzałach nie do końca trafionych lub chybionych kompletnie. „Game Over” Pawła Powolnego ma rewelacyjny pierwszy kwadrans i niezły jeszcze następny ale potem traci impet i… czekamy coraz niecierpliwiej na finał. A punkt wyjścia jest taki: wciąż niemogący dorosnąć prawie trzydziestolatek (w tej roli świetny Mikołaj Chroboczek) ma w ciągu miesiąca, na mocy decyzji sądu, opuścić rodzinne mieszkanie, jego mama wpada w tzw. zespól zamknięcia co odgradza ją od świata ale na syna nakłada moralny obowiązek zorganizowania monstrualnych pieniędzy na kosztowna rehabilitację. Dobra obsada (m.in.: Justa, Stelmaszyk, Stankiewicz, Dymecki) i zdjęcia a jednak zabrakło chyba dobrego ducha przy montażu, by zasugerował pewne zmiany przywracające właściwy rytm filmu i pamięć o pointach.

Niczego nie zabrakło, poza scenariuszem, reżyserią i obsadą filmowi „Czy króliki mają dusze?” Huberta Czerepoka, związanego ze Szczecinem twórcą i wykładowcą tamtejszej Akademii Sztuki. Niczego bo ten „film” (cudzysłów uzasadniony bo ledwie amatorska wprawka zrobiona z pomocą kolegów na działce) jest jak dalekosiężne wspomnienie najgorszych wzorów tzw. kina autorskiego, które funkcjonowało z niejakim powodzeniem na świecie, głównie na przełomie lat 50. i 60. ubiegłego wieku, a Polsce nawet dłużej. Ale ono było przede wszystkim odtrutka na panoszące się coraz bardziej hollywoodzkie produkcje a trochę głosem artystycznej rozpaczy niezrozumiałych w otoczeniu środowisku artystów i odegrało jakąś role w drodze osobnych autorów do widza. Ale teraz, kiedy każdy posiadacz smartfonu może zrealizować przy jego pomocy spełniający walor emisyjny, projekt, takie próby jak „Czy króliki…” skazane są na uprzejme pokazanie na festiwalu debiutów i tyle.

W tej kategorii powinny znaleźć się także „Błazny” Gabrieli Muskały ale ze względu na jej aktorski dorobek sceniczno- ekranowy, pominiemy listę braków tego obrazu (pomysł, scenariusz, obsada) a dodajmy tylko uwagę, że nie każdy świetny aktor z automatu staje się dobrym reżyserem filmowym…

DOKUMENTALNE NIESPODZIANKI

Filmowa młodzież radzi sobie coraz lepiej, wcale nie z musu czy wygody ale całkowicie świadomie korzystając z klasycznych wzorców gatunku i klasyków polskiego dokumentu (choćby: Karabasz, Kieślowski, Ziarnik, Ślesicki) co przynosi wcale dobre rezultaty i dobrze wróży na przyszłość. Bartosz Dominiak realizował swój śląski film „Ptaki w klatkach” o romskiej społeczności, żyjącej w Zabrzu przez kilka lat, pracowicie podążając z kamera i mikrofonem śladami lokalnego fotografika, dokumentującego od dawna koleje życia swych romskich przyjaciół i znajomych. Powstał trzymający uwagę portret ciekawych ludzi i niebanalnych spraw, naznaczony cierpliwością i sympatia dla bohaterów.

Podobna metodę stosuje Patrycja Grabarek, autorka „Out of a Comfort Zone”, która swemu bohaterowi, polskiemu kapitanowi statków handlowych z międzynarodową załogą, towarzyszy przez wiele miesięcy. Przez ten czas zmienia się nie tylko bohater, edukowana przez niego pracowicie załoga ale także nasze spojrzenie na pracę i człowieka, pokazującego swe liczne twarze.

Janusz Kołodziej