Krakowska impreza, przypomnijmy, jedna z najstarszych imprez filmowych w Europie, trzyma poziom, starannie wybiera spośród tysięcy zgłoszeń i ciekawie układa program, składy jurorskie komponuje z profesjonalistów a nagrody zwykle przyznaje, jak choćby w tym roku, w zgodzie z publicznością. To ostatnie wcale nie bywa takie oczywiste, można bez trudu ułożyć całą listę festiwali, gdzie końcowe werdykty widownia przyjmuje w najlepszym razie uprzejmymi brawkami a w razie ewidentnych niewypałów nie waha się podziękować jurorom gwizdami i buczeniem.
W Krakowie zatem wszystko było w normie, jak każe tradycja tej imprezy, czyli może bez fajerwerków ale też bez wpadek i chybionych ocen. Jedyna uwaga dotyczy miejsc festiwalowych, bo poza kinem Kijów pozostałe obiekty nie zawsze mogły pomieścić wszystkich chętnych. Zajęte schody i przejścia powinny cieszyć oko ale w każdym z cywilizowanych krajów pokazy w takich warunkach zostałyby natychmiast przerwane przez odpowiednie służby. U nas toleruje się takie zachowania z nadzieją, że skoro tyle lat nic się nie zdarzyło to może się nie zdarzy… Oby!!!
WAŁĘSA, ROSIŃSKI I INNI
Po dziewięciu latach leżakowania w archiwum na Woronicza swój pierwszy publiczny, pozakonkursowy pokaz miał w Krakowie dokument Andrzeja Fidyka i Anny Więcławskiej „Wałęsa według Wałęsy”. Ukończony tuż przed dobrą zmianą nie miał szans na premierę pod rządami troglodytów ale ocalał, bo autorzy świadomie „ukryli” go w archiwum, wierząc, że nadejdzie jego czas. Za granicą był wielokrotnie pokazywany dzięki koproducentowi czyli stacji Arte TV, zresztą inicjatorki projektu.
Fidyk i Więckowska skupili uwagę przede wszystkim na życiu prywatnym bohatera solidarnościowej rewolucji, chodziło o dokumentalny, bo złożony głównie z archiwaliów, portret niezwykłego człowieka ze wszystkimi jego zaletami i wadami, a jednych i drugich ma Lech W. pełen asortyment. Sam zainteresowany zresztą nie ułatwiał nigdy filmowcom pracy ani w przeszłości ani przed dekadą, z trudem tolerując każdą niemal opinię choćby tylko trochę różniącą się od jego własnej czy korzystając w nadmiarze z prawa do kaprysu.
Obecna na pokazie p. Danuta, niezwykła i budząca najwyższy szacunek kobieta, stwierdziła, że z przyjemnością odbierała zmieniający się na ekranie jej wizerunek. Od zahukanej kury domowej, która próbuje zapanować nad otaczającym ją szalonym światem dzieci i polityki do- jak powiedziała w Krakowie- „pięknego kwiatu”, zaś towarzyszący jej syn, Bogdan podkreślał kompletność wizerunku ojca, działacza i polityka, rewolucjonisty i opozycjonisty ale też wiecznie nieobecnego ojca i męża. Oboje nie ukrywali, że życie w cieniu wielkiego człowieka nie było i nie jest łatwe ale z drugiej strony nie każdy jada na co dzień śniadanie z laureatem najsłynniejszej nagrody świata i najbardziej poza Kopernikiem, Chopiniem, Janem Pawłem II i może… Lewandowskim, znanym Polakiem.
W tym gronie mógłby się z powodzeniem znaleźć Grzegorz Rosiński, gdyby listę naszych najsłynniejszych układali wielbiciele komiksów i talentu naszego sławnego rysownika. Bo to w końcu mega gwiazda nie tylko europejskiego ale i światowego rynku ilustrowanych opowieści i twórcy postaci Thorgala, która zapewniła kiedyś młodemu Polakowi, kosmiczny debiut a teraz miejsce wśród klasyków gatunku. Rosiński od wielu lat mieszka w Szwajcarii, w pięknym domu w górach, otoczony użytecznym luksusem i dobrą aurą. I wciąż tworzy, choć z coraz mniejszym entuzjazmem i zapałem. Ale presja rynku, podpisane umowy i wydawcy a przede wszystkim oczekiwania setek tysięcy wiernych czytelników na całym świecie, powodują, że niczym wyrobnik spędza w podziemnej pracowni całe dnie. Pokazuje to szczegółowo i dokładnie Piotr Kielar, autor „Ja, Rosiński” budując filmowy portret naszego rodaka na jego niekończących się rozmowach z synem Piotrem. Ten mieszka w Paryżu, jest nie tylko praktykującym i wystawiającym malarzem ale też łącznikiem między sławnym antenatem a wydawcami a ponadto pierwszym i surowym odbiorcą nowych obrazów mistrza- ojca. Krytycznym i wyczulonym na szczegół, co doprowadza do sprzeczek a nawet kłótni między Rosińskimi. Stary pan R. chętnie oddałby się innym zajęciom ale uwikłany w umowy i zobowiązania musi dotrzymywać terminów. Młody R. mu o tym nieustannie przypomina, tropiąc niedoróbki i znosząc coraz mniej uprzejme reakcje. To był bardzo ciekawy pomysł na intrygujący dokument, by pokazać wybitnego artystę poprzez jego relacje z najbliższymi ale autor nie mógł się długo zdecydować na zakończenie rodzinnego ping- ponga, co osłabia efekt i mocno obniża ocenę.
SAMI ZNAJOMI
Bo nagrodzone w Krakowie filmy, znane są doskonale bywalcom wielu innych europejskich festiwal krótkiego metrażu, choć to kategoria umowna, dokumentu, animacji i fabuły.
Oto, choćby „Drzewa milczą” Agnieszki Zwiefki, wyróżnione w konkursie międzynarodowym i nagrodzone Złotym Lajkonikiem w konkursie polskim. Świetnie zrealizowany i zmontowany dokument, pozostający z widzem długo po projekcji, bo wobec polskich losów kurdyjskiej rodziny trudno być obojętnym. Z uzasadnienia jury: Za opowieść, która jest dziełem kompletnym. Za film, w którym uchodźca jest człowiekiem, a nie pustym medialnym tematem. Za przejmujący zapis bólu, rozpaczy, odrzucenia i braku akceptacji, ale jednocześnie za obraz dający nadzieję. Film Zwiefki otrzymał także rekomendacje KFF do Europejskiej Nagrody Filmowej.
Podobnie jak Mohammed Almughanni za polsko-palestyńsko-francuską produkcję „Pomarańcza z Jaffy” (wcześniej Grand Prix festiwalu w Clermont- Ferrand), wyróżniony ponadto nagrodą dla najlepszego filmu europejskiego w kategorii krótkometrażowej.
Jury międzynarodowego konkursu filmów dokumentalnych, którego przewodniczącym był ubiegłoroczny laureat KFF, Nick Read, zadecydowało, że Złoty Róg otrzyma Askold Kurov i Anonimowy Twórca filmu „O karawanie i psach”. W uzasadnieniu możemy przeczytać: Obserwacja nieubłaganego odliczania do rozpoczęcia wojny na Ukrainie na początku 2022 roku czyni z filmu >O karawanie i psach< dokument wyjątkowy. Pokazuje nie tylko historyczny moment, ale także nieopisane wysiłki rosyjskich dziennikarzy i aktywistów w walce o wolność prasy i prawa człowieka. Ten misternie zrealizowany, ważny film zyskał szacunek jury i bez wahania polecamy go międzynarodowej publiczności.
Film pokazywany niedawno i nagrodzony w szwajcarskim Nyon zapowiada nadchodzącą, wojenną apokalipsę i brzmi jak samospełniająca się, okrutna przepowiednia.
Także wstrząsające „Przechwycone” (pokazywane z powodzeniem m.in. w Salonikach i Kopenhadze) wszędzie budzą grozę i przerażenie, bo pokazują bardzo dokładnie z jakim najeźdźcą może mieć do czynienia Europa zwlekająca właśnie z kolejnymi dostawami dla walczącej Ukrainy. To banda pozbawionych jakichkolwiek, poza chęcią zabijania, grabienia i gwałcenia uczuć, troglodytów w rosyjskich mundurach.
Autorka Oksana Karpovych została doceniona za wyjątkowe walory estetyczne filmu a: (…) Nagrania rozmów telefonicznych między rosyjskimi poborowymi a członkami ich rodzin tworzą obraz społeczeństwa w rozkładzie. Matki, siostry i partnerki stają się współwinne banalności zła. Poruszające obrazy zdewastowanych krajobrazów, które ci sami żołnierze widzieli na Ukrainie, nadają kontekstu warstwie dźwiękowej, tym samym tworząc przekonującą i niezwykłą perspektywę na obecny konflikt.
Wśród znajomych tytułów również węgierskiej reżyserki, Anny Korom „Diamentowa piękność”, arcyzabawna opowieść o pewnej dojrzałej blondynce, która posiłkując się mediami społecznościowymi, postanawia rozpocząć życie uczuciowe i erotyczne na nowo.
Janusz Kołodziej