36. MINIMALEN SHORT FILM FESTIVAL, Trondheim: Widokówki z niespokojnego świata

Jak zawsze w norweskim Trondheim miłośnicy dokumentu, animacji i fabuły w krótkometrażowym rozmiarze, mogli poczuć się usatysfakcjonowani. Komisja selekcyjna i szef festiwalu, Per Fikse zadbali o to, by 36 wydanie Minimalen Short Film Festival, zapisało się dobrze w pamięci festiwalowych bywalców.

Poza konkursami (międzynarodowy, norweskim, nordyckim, studenckich i filmów 1- minutowych) odbyły się w Trondheim warsztaty dla producentów filmowych, spotkania z programatorami festiwali i agentami sprzedaży oraz jak zawsze spektakularnie udana wycieczka po okolicy, podczas której goście z całego świata poznali wyimki z przeszłości pięknego nadmorskiego miasta. W tym wcale liczne ślady polskiej obecności z okresu ostatniej wojny.

OBIECUJĘ CI RAJ

To tytuł nagrodzonego (w jury nasza Aneta Ozorek) Grand Prix egipskiego filmu Morada Mostafy, pokazującego jak trudna, skomplikowana i wymagająca najwyższej odwagi bywa decyzja o  wędrówce do europejskiej ziemi obiecanej. Pochodzący z głębi Afryki 17. letni Eissa trafia ze swą partnerką i matką ich dziecka do Egiptu ale szybo decyduje, że to może i musi być tylko etap przejściowy. Wobec zmieniających się warunków, podejmuje desperacką decyzję o rozłące. Kobietę z dzieckiem udaje mu się umieścić na łodzi płynącej w kierunku włoskiej wyspy, on sam pozostaje w Egipcie by spłacić zaciągnięty na podróż najbliższych dług. Film Mostafy pozostawia przygnębiające wrażenie, muszą porażać warunki w jakich żyje Eissa i jego właśnie założona rodzina, nie daje nadziei na zaminę jego status społeczny i próby znalezienia płatnego zajęcia oraz brak jakiegokolwiek systemowego wsparcia. Pozostaje mu emigracja a właściwie rozpaczliwa ucieczka do Europy, gdzie wreszcie nie będzie chodzić prawie w łachmanach i jeść byle co.

Imigracja to ostatnio- czemu trudno się dziwić- dyżurny temat kina dokumentalnego, podobnie jak wojna w Ukrainie. W ciągu minionych prawie dwu lat rosyjskiej agresji powstało już sporo wstrząsających obrazów zniszczeń, śmierci i okrucieństwa rosyjskich barbarzyńców, montowane są kolejne przejmujące relacje. Stąd zapewnie decyzja  ukraińskiej dokumentalistki, Halyny Lavrinets, by na to co dzieje się aktualnie w Kijowie czy Odessie spojrzeć z innej strony. Z perspektywy uciekinierów z bombardowanych miast i wsi oraz przyjmujących ich rodaków, żyjących w oddaleniu od tocznych się walk. Nelia i jej mąż prowadzą duże gospodarstwo w okolicach Połtawy i pod dach oraz do stołu przyjęli kilkanaście osób. Nie chcą, by to była o jednorazowa akcja i dlatego oczekują pomocy w codziennej pracy.

Trzeci z dominujących wątków to zanieczyszczenie środowiska naturalnego i przypominająca walkę z wiatrakami potyczki z wielkimi koncernami ponadnarodowymi, które rabunkowo eksploatują złoża nie oglądając się na skutki, jakie niesie z sobą dla otoczenia taka gospodarka. Na północy Kolumbii funkcjonuje największa kopalnia w kraju i największy dewastator za nic mający protesty i akcje zielonych. Dopiero działania grupy queerowych aktywistów, podejmujących  ekstrawaganckie akcje performatywne, dają nadzieje na zmianę sytuacji.  Opowiada o nich Jorge Cadena w „Kwiatach z drugiego podwórka” (nagroda publiczności w Trondheim), szalonym, mocno rozedrganym filmie.

Francuski reżyser,  Laen Sanches swój dwuminutowy filmowy plakat opatruje hasłem:  Witamy w świecie PLSTC, podmorskiej dystopii, która zanurza Cię w niepokojącej rzeczywistości zanieczyszczeń tworzywami sztucznymi. „PLSTC” to przerażająca wizja, jaka powoli się materializuje, obraz żółwi duszonych płachtami folii, roślin opakowanych reklamówkami i ławic plastikowych odpadów o monstrualnych powierzchniach.

NIE MA WOLNOŚCI BEZ WOLNOŚCI

Łatwo powiedzieć, dużo trudniej realizować w praktyce. A nawet coraz trudniej, bo świat się radykalizuje i skrajne ideologie, jak zawsze mocno wsparte przez odczłowieczone religie a właściwie ich kapłańskich interpretatorów, znajdują coraz większy i lepszy posłuch.

Przykład pierwszy z coraz dłuższej listy to Iran, gdzie kontroluje się wszystko i wszystkich. Dwie Zakochane w sobie uczennice żeńskiego liceum w Teheranie doświadczają tej totalnej inwigilacji na sobie („CCTV” reż. Samira Karimi) i kiedy próbują skasować nagrania z kamer szkolnego monitoringu, okazuje się, że to wcale nie jest takie proste…

Młoda kobieta w Kabulu, rządzonym już przez talibów, tylko przez moment marzy, by ubrać na siebie kolorowy, normalny strój, stosowny do wieku, temperamentu i nastroju. Przez moment nawet marzy o żółtej burce ale szybko rezygnuje wybierając taką w standardowym, ciemnoniebieskim kolorze. Dociera do niej, że to ubranie jej życiowej przyszłości. Zrealizowany dla angielskiego producenta „Żółty” Elhama Ehsasa nie pozostawia złudzeń co do tego, że Afganistan wraca szybkimi krokami do Średniowiecza.

Stąd już niedaleko do jednej z najstarszych cywilizacji i wciąż jednaj z dominujących w świecie dyktatur. Chińskie „Wszystkie jutrzejsze przyjęcia” w reż. Dalei Zhanga przenoszą nas do Państwa Środka w czasie Igrzysk Azjatyckich w 1990 r. Wieczorem w fabryce odbywa się seans kinowy. Młoda portierka, a na tę okazję bileterka, czuwa nad właściwą dystrybucją darmowych biletów ale zauważa tez, że pewien  nieśmiały poeta na kogoś czeka. Dyktatura pokazuje ludzką twarz ale to tylko takie puszczone do publiczności oko, bo w filmie dominuje pochwała dla sumiennego wypełniania nawet najbanalniejszych obowiązków.

W tym rozdziale film- zaskoczenie, jordańskie „Nasi mężczyźni i kobietki” Ahmada Alyaseera, bodaj po raz pierwszy pokazujące, że w Arabii żyją czyli rodzą się i umierają ludzie transpłciowi. Jeśli w naszym kręgu kulturowym był to przez dekady temat arcytabu, to co dopiero w świecie, gdzie sprawy płci rozstrzygnęła trzy tysiące lat temu i to raz na zawsze święta księga. A w filmie Alyaseer pokazuje taką oto sytuację: starzy rodzice stają przed bolesnym zadaniem umycia i okrycia zmarłej transpłciowej córki. Kiedy matka odmówi pomocy pryncypialny ojciec dziewczyny skłonny jest nawet „poprawić” naturę,  by pozostać w zgodzie z islamską tradycją i tamtejszym postrzeganiem tylko dwupłciowego świata.

PEJZAŻE, PEJZAŻE

Z interesującego i różnorodnego programu warto wyłuskać jeszcze kilka tytułów, udowadniających, że młode pokolenie dzisiejszych filmowców lubi zabawę w kino, lubi szukać i znajdywać nowe/inne środki wyrazu. Tak jak Tess Martin która zaproponowała „Martwą naturę z kobietą, herbatą i listem” (USA, Holandia) ciekawie łącząc „normalne” filmowanie z animacją poklatkową. Wszystko po to, by udowodnić, że obraz utrwalony na banalnym z pozoru zdjęciu, może okazać się przepustką do przyszłości.

Albo animowany „Rodzaj testamentu”, Stephana Vuillemina, Węgra pracującego od kilku lat we Francji, którego bohaterka niespodziewanie odkrywa, że inna kobieta wykorzystała jej selfie i stworzyła z nich w Internecie dziwna, niedopowiedzianą opowieść.

Jury w konkursie międzynarodowym przyznało jedno ze swych wyróżnień świetnie przyjętemu obrazowi Khozy Rizal z Indii „Basri i Salma w niekończącej się komedii”. Tytułowa para jest małżeństwem od pięciu lata ale wciąż bezdzietnym, dlatego z wielkim zapałem i zaangażowaniem opiekuje się i bawi obce dzieci. Wykorzystuje do tego obwoźną karuzelę. Piękna pochwała bezinteresownej miłości.

I jeszcze absolutnie rewelacyjne greckie „Światło światła” Albanczyka Neritana Zinxhirii, który odkrył w legendarnym. odizolowanym od świata, monastyrze zbiór starych, pochodzących sprzed 90 lat fotografii. Przed śmiercią w 1932 roku ich autor, mnich stworzył własny aparat by zarejestrować codzienne życie współbraci. Reżyser buduje z tych archiwaliów fascynującą opowieść o świecie, którego oczywiście już nie ma ale kiedy był, oglądały go tez oczy bardzo nielicznych.

Z konkursu norweskiego jeden tytuł zapadł szczególnie w pamięć bo też poza walorami artystycznymi udowadniał, że wymyślona kiedyś nad Sekwaną metoda kilkunastominutowej wprawki fabularnej dla przyszłych mistrzów dużego ekranu, sprawdza się znakomicie w każdym zakątku świata. Ingvild Søderlind potrzebował ledwie kwadransa by  pokazać, jak rośnie niepokój dziesięcioletniego Elliota, gdy obserwuje on surowy krajobraz i mistyczną wioskę swoich baskijskich dziadków. Jako Norweg ma trudności z adaptacją, w przeciwieństwie do swoich bystrych francuskich kuzynów. A kim jest tytułowa „Brouillarta”? Odpowiedź pozostawia widzom.

JANUSZ KOŁODZIEJ