No i zaczęło się. A właściwie wróciło. Podwórkowo- plażowa kopanina, w reszcie Europy nazywana piłką nożną, nad Wisłą ma swą (uwaga, trudne słowo) endemiczną odmianę i wyjątkowy charakter. Słabo wyszkoleni ale dobrze opłacani „piłkarze” bo to raczej faceci nieudolnie próbujący panować nad piłką, czerwoni od nadmiaru emocji i trunków „trenerzy”, bo to raczej prowincjonalni WF- iści nadrabiający tupetem braki warsztatowe plus zawiadujący tym całym towarzystwem działacze, już bez cudzysłowu, bo od zawsze wiadomo, co za typy tworzą to cwaniakowate grono. No i kibole, bandy pijanych osiłków, grasujące co weekend po Polsce, demolujące wszystko na swej drodze, nie wyłączając własnych stadionów ale hołubione i dopieszczenie przez polityków wszystkich opcji bo to wdzięczne mięso wyborcze. Dla nich buduje się kolejne wypasione stadiony (w Łodzi nawet dwa, choć kilkadziesiąt tysięcy mieszkań w tym mieście wciąż nie ma własnej toalety!), mobilizuje i opłaca z podatków służby porządkowe.
Żałosny poziom sportowy i nie warta, w normalnych warunkach, poważniejszego komentarza otoczka, nie przeszkadza „kreatorom” bo to przecież tylko przypadkowi w tej branży czytelnicy porannych wyników oglądalności, nadwiślańskiego rynku telewizyjnego w totalnej i bezrefleksyjnej eksploatacji rozgrywek piłkarskich na każdym szczeblu. Niebawem nawet IV liga doczeka się pewnie telewizyjnych relacji i sztabu „ekspertów” bo to albo byli słabi piłkarze albo równie słabi krzykacze, nieudolnie udający dziennikarzy.
Telewizyjna obsługa nadwiślańskiej piłki ligowej musi dziwić każdego zagranicznego gościa, który w zawodowym odruchu chciałby zerknąć na hotelowy ekran. Bo z jednej strony musi docenić jakość transmisji, więcej niż poprawną realizację, z wykorzystaniem najlepszych systemów montażu i efektów dodatkowych, z drugiej zaś słyszy nieustanny potok słów wykrzykiwanych przez „komentatorów” (tego cudzysłowu nie trzeba rozwijać), którzy podniecają się werbalnie przy każdej akcji a przy bramkach wpadają w skrajną biegunkę słowną i totalny emocjonalny amok, bez różnicy czy ekstraklasowy czy trzecioligowy. Zawodowca zdziwiłaby niepomiernie oprawa naszych piłkarskich poza się Boże widowisk, te specjalne studia na stadionach, pogłębione analizy akcji i zagrań, omawianie fauli i spalonych, zafrasowane czoła nad tabelami wyników. Bo na boiskach dominuje bezmyślna kopanina nieźle opłacanych, przeklinających facetów, którzy brak często podstawowych umiejętności nadrabiają agresją, dzikim uporem by za wszelką cenę wygrać a przy okazji albo zamiast gola zrobić krzywdę przeciwnikowi a nierzadko i sobie. O jakiejkolwiek satysfakcji poza radosnym bluzgiem trenera/działacza/lokalnego polityka czy zadowoleniu z dobrze wykonywanej pracy nie ma w ogóle mowy.
Jeśli zagraniczny gość na koniec wizyty zada sobie trudu by poznać słownik nadwiślańskich piłkoznawców (telewizyjnych, prasowych i internetowych) to szybko dostrzeże, że ulubionym słowem, zwrotem, hasłem jest partykuła ALEŻ. Mamy więc >Ależ Rykowisko< co tydzień!
WD-40