KAPRYS PREZESÓW

Ten najważniejszy z ważnych, demiurg, geniusz i boss bossów, właśnie z piątku na sobotę postanowił zostać wicepremierem. Członkowie jego fanklubu z Żoliborza byli tą decyzją mocno rozczarowani bo liczyli, że ich sławny sąsiad, gwiazda dziecięcego aktorstwa i miłośnik kotletów trybunalskich tym razem uderzy piętro albo nawet dwa, wyżej. I zostanie marszałkiem (przy okazji nauczy się w końcu jeździć na rowerze) polnym, dowódcą zjednoczonych sztabów albo prezydentem wszystkiego co zechce. O awansach w Watykanie nie wspominając bo i wiek idealny i zamiłowanie do intryg wprost wymarzone.

Ten drugi z Woronicza, którego sławny poprzednik sprzed lat objął symbolicznym patronatem legendarną kawiarnię, gdzie  personalnie i programowo robiono za Gierka telewizję, postanowił pójść na całość „w temacie” nagród na przeniesionym z Sopotu (siedliska lewackiej zgnilizny i patorządów wiadomej ekipy) do  wolnego od LGBT Zamościa, festiwalu telewizyjno- radiowym. Kaprys Prezesa wykonano z nawiązką przyznając coś koło stu sześćdziesięciu nagród, ogłaszanych ze sceny przystrojonej raczej wodewilowo, przez operetkowy duet składający się z opakowanej w złotko pani i pana usiłującego cały wieczór wycelować długopisem w partnerkę. Na widowni tylko jurorzy i laureaci (nawet ci sami w obu rolach) plus jedynie słuszne władze oraz naftowo- kolejowo- miedziowi sponsorzy. Obecności cywilnej publiczności nie przewidziano, choć miejsca na niewielkiej widowni były.

Po kończącej fetę liście płac, kanał kulturalny wyemitował blok reklamowy, który otwierało „coś na wzdęcia” (cytujemy z pamięci). Trafione w punkt!

WD-40