To mogło być tak. Jasiu się uczył pilnie przez całe ranki, ze swej pierwszej, krakowskiej czytanki. Uczył się uczył ale niewiele z tego wynikało aż do chwili gdy Jankowy ojciec, strasznie ważny zarządca programowy dużej warszawskiej telewizji wymyślił dla syna zajęcie. – Jasiu, ty dyrektorem festiwalu filmowego będziesz. Zdecydował i podsypał trochę grosza z firmowej kasy, resztę dosypali wdzięczni za zlecone wcześniej roboty Krakusi.
I festiwal powstał, jak setki innych w tym czasie na całym świecie. Pokazywał filmy lepsze lub gorsze ale niestety także seriale, rzadko udane, bo wyprodukowane przez telewizję ojca założyciela, który już wtedy uwierzył w siebie jako telewizyjnego geniusza i stawiał wyłącznie na pomysły, które jemu się podobały. Z czasem tylko i wyłącznie jemu ale ich gwiazdy i gwiazdki ochoczo pozowały na festiwalowych ściankach zaraz po aktorkach i aktorach, które w przeciwieństwie do tych pierwszych grały a nie tylko występowały. I tak to trwało lat piętnaście, Jasio dyrektorował i prężył muskuły, że robi światowy festiwal, udając, że nie widzi, jak stary psuje mu zabawę złymi serialami, tandetnym jazgotem na antenach swej stacji i chwalbą w galicyjskich mediach. A może nie udawał i widział, tylko nie miał lepszego zajęcia o lepszym ojcu nie wspominając.
Ale w końcu nadejszła ostatnia godzina na programowym stolcu mistrza ramówek, zasłużonego dla upowszechniania zmasowanej rozrywki. Złośliwi mówili, że obarczonej fatalnym gustem, bagażem prowincjonalnych kompleksów i z czasem coraz bardziej rozmijającej się z oczekiwaniami dorastającej i poważniejącej widowni.
Jasiu nie został na lodzie, bo nowi właściciele tatowej telewizji mieli ważniejsze sprawy na głowie niż jego impreza w mieście K, ale może zaczął się zastanawiać czy by się tu zająć przez kolejne kilkanaście lat. Na szczęście stary znalazł robotę w innej telewizji, którą od razu zaczął upodabniać do właśnie co opuszczonej i w tym deja vu znalazł się też festiwal potomka. Ten więc dalej pokazuje filmy wcale ambitne, ale znowu ma na ściankach kwiat tandetnego aktorstwa serialowego. Oraz parę dyżurnych wesołków z nowej stacji tatusia, których centrala desygnowała pod Wawel na odcinek wywiadów i gal.
Najbardziej zaskoczona była jednak telewizyjna publiczność festiwalowej fety, bo w jej kanonie sztuki filmowej było dotąd może miejsce na aktorkę Wieniawę ale na pewno nie na niejakiego Malkovicha i innych „artystów”. Beethoven też u niej nie zagra!
WD-40