35. SFF MINIMALEN, Trondheim: Pochwała eksperymentu i łamania konwencji

Wizyta na festiwalu krótkich filmów w norweskim Trondheim, rodzi na wstępie dwa zaskoczenia. Pierwsze związane jest z wrażeniem powrotu do źródeł i korzeni przemysłu kinematograficznego, który  kilkadziesiąt lat temu powołał do życia instytucję przeglądu bieżącej produkcji w międzynarodowej konkurencji i nowe zjawisko pod hasłem: festiwale filmowe zadebiutowało, jeszcze bez tego całego późniejszego, nierzadko tandetnego blichtru, czerwonych dywanów oraz gwiazd i ”gwiazd” przeróżnej jasności.

I Short Film Festival Minimalen, obchodzący w tym roku jubileusz 35 lecia ma wciąż wszystkie pierwotne cechy imprezy o wymiarze globalnym ale zorganizowanej na miarę sił i środków, skromnej i niemal kameralnej, która traktuje poważnie i z należnym szacunkiem zarówno twórców jak i widzów.

Zaskoczenie drugie dotyczy programu, wprawdzie jak gidzie indziej bogatego w konkursy (międzynarodowy, nordycki i norweski, filmów studenckich i jednominutowych) przeglądy (Finnish Media Art., Fokus: Douwe Dijkstra, Ramaskrik Festival), retrospektywy (Agnes Varda, Maya Daren) i pokazy specjalne (sprawy sercowe i krótkie komedie ), sekcje dla młodych widzów i część konferencyjną (Nordic Shorts Expo i Short Film Convention), ale wszystkie te elementy charakteryzował w Trondheim AD 2023 równy, wysoki poziom.

Czuć rękę fachowców, którzy zawodowy profesjonalizm połączyli z miłością do kina i wszystkich jego elementów.  Na czele tego nielicznego ale bardzo sprawnie działającego teamu stoi od lat Per Fikse, pasjonat filmu gatunkowego i pracowity tropiciel interesujących projektów, wspierany przez kilkuosobową grupę, w której znacząca rolę odgrywa nasza rodaczka, Kasia Sopińska zaś całość świetnie koordynuje Line Halvorsen.

BEZ OGRANICZEŃ I ZNIECZULENIA

Podstawowym i jak się wydaje jedynym ograniczeniem przy kwalifikacji filmów do programu trondheimskiej imprezy jest brak ograniczeń. Formalnych i gatunkowych, obyczajowych i politycznych, kulturowych i wszystkich innych. I to nie tylko znakomicie się sprawdza w konfrontacji z widownią ale też odczuwalnie wyróżnia Minimalen na tle innych imprez filmowych.

Drugą zauważalną cechą tego festiwalu jest różnorodność rozumiana jako pochwała dla filmowego eksperymentowania i łamania konwencji, po to, by na ekranie w sposób oryginalny wybrzmiał każdy indywidualny głos i pomysł.

Przykłady? Bez liku! Oto szwedzki „Diament” (nagroda główna w konkursie nordyckim) prowokacyjnie zderzający zjawisko tzw. Nordic Humer czyli prezentacji najbardziej skrajnych sytuacji z brakiem jakiejkolwiek reakcji ze strony świadków ze stawianiem pytań w tematach fundamentalnych jak sens życia czy samotność.

Albo słoweńskie, animowane „Życie seksualne babci” a właściwie babć, bo na ekranie aż cztery stare kobiety wymieniają się swoimi wspomnieniami z młodości, odpowiadając na pytanie: jak trudne było wówczas życie zamężnej słoweńskiej kobiety. Autorki Uriska Djukic i Francuska Emilie Pigeart nie ograniczają się w żadnym szczególe graficznym ani słownym.

W Trondheim pokazano też  „List do świni”,  Tala Kantora, Izraelskiego twórcy mieszkającego od lat nad Sekwaną. Bohater to ocalały z Holokaustu, czytający w szkolnej klasie list, napisany do świni, która uratowała mu w czasie okupacji życie. Młoda uczennica słucha jego zeznań i pogrąża się w pokręconym śnie, w którym konfrontuje się z pytaniami o tożsamość, zbiorową traumę i skrajności ludzkiej natury. Dla wielu ta zbitka mogła wydać się mocno dyskusyjna, bo zagłada Żydów podczas ostatniej wojny światowej wciąż jest trudnym a bywa, że i gorącym tematem choć z drugiej strony film ma zapadająca w pamięć warstwę wizualną.

W tym gronie musi się znaleźć odbywająca marsz po wielu imprezach filmowych świata chilijska „Bestia” czyli autentyczne wyimki z codziennego życia agentki tajnej policji w czasach dyktatury wojskowej. Jej związek z psem, jej ciało, jej lęki i frustracje ujawniają ponure załamanie umysłu i kraju. Hugo Covarrubias operuje obrazem i symbolami bez znieczulenia.

W KRAINIE FILMOWYCH CZARÓW

Ale  nie była w niej słynna Alicja z powieści Lewis Carroll, ale młoda kobieta z francuskiego filmu „Swan w centrum”, która niespodziewanie podczas nudnej pracy ankieterki, odkrywa swe dotąd skrywane pragnienia a nawet namiętności. Tytułowe centrum jest i dosłowne bo to likwidowana galeria handlowa i przenośne bo Swan za sprawą nowych okoliczności poznaje sama siebie, dotąd nieznaną.

Międzynarodowe jury (John Canciani- dyrektor festiwalu w szwajcarskim Winterthur, Hilke Ronnfeld- niemiecka reżyserka i scenarzystka oraz Liz Harkman- programerka z Londynu) uznało dzieło Iris Chassaigne za najlepszy film konkursu, podkreślając maestrię zastosowanych środków i umiejętność budowania nastroju.

Publiczność festiwalowa zdecydowaną większość głosów oddała na grecki „Airhostess- 737” Thanasisa Neofotistosa. Przewrotny, zaskakujący i błyskotliwie opowiedziany straszny sen pewnej dojrzałej stewardesy, która podczas lotu traci na moment przytomność, w której bierze udział w dziwnej ceremonii pogrzebowej, ale po powrocie do realnego życia całą winę gotowa jest zrzucić wyłącznie na źle wykonana pracę swego ortodonty!

W krainę swych prawdziwych i onirycznych snów zabrał nas też bohater amerykańskiego filmu Connora Simpsona „I remem ber It Rained”, któremu używki zdają się wypełniać życie bez reszty a w końcu zastępują wszystko. Autor świadom, że porusza się po dość cienkiej linii poprawności, za która jest już otwarta pochwala narkotycznego życia i sprzyjanie dealerom, tonuje potencjalne głosy krytyki, umiejętnie stosowanymi chwytami wizualnymi i warstwą dźwiękową. Zasłużona wspólna dla konkursów- międzynarodowego i nordyckiego-nagroda.

Jak ze snu ale złego ogląda się za to zrealizowane często ukrytą kamerą obrazki z teherańskich zaułków. Nie nie te obrazki są prawdziwe a ich zawartość napawa nadzieja, bo pokazuje młodych ludzi, próbujących bitami, rymami i śpiewem okiełzać represyjną irańską rzeczywistość, i to ona jest jak ów czarny sen.  Szwedzki reżyser i operator uzyskał zgodę na filmowanie pod jednym warunkiem, który dał potem tytuł filmowi- „Nie możesz pokazywać mojej twarzy”.

Po drugiej stronie emocjonalnego wahadła pięknie sfotografowany kamerą Katarzyny Miron i świetnie zmontowany przez Ewę Górzną jedenastominutowy zapis relacji między człowiekiem a naturą oraz  naszym współistnieniem z innymi gatunkami. „Otoczyć” zrealizowany dla fińskiego producenta przez parę polskich artystek wizualnych obywa się bez słów ale różne dźwiękowe historie przeplatają się i rezonują, ujawniając wydarzenia poza ekranem dziejące się wokół nie-ludzkich bohaterów. Tandem twórczy widzi swój projekt głownie na światowych festiwalach i Trondheim jest kolejnym etapem tego touru oraz w galeriach malarskich, jak dopełnienie, uzupełnienie lub samoistny byt. Ciekawa propozycja!

Wspaniała plastycznie zabawę w świat zaludniony przez koty zaproponował rumuński animator Vlad Ilicevici. To opowieść z gatunku ludzkiego kina noir o mieście opanowanym przez wojnę gangów, w której niespodziewanym zwycięzcą okazuje się skromny szofer bosa bosów. Autor znakomitą angielszczyzną i poczuciem humoru pozyskał dla swej „Suruajki” nie tylko festiwalowych kociarzy.

CZY TU JEST PANNA NA WYDANIU?

Tak mogłoby brzmieć programowe pytanie kierowane do twórców i producentów krótkiego metrażu formułowane przez animatorów światowych festiwali i dystrybutorów. Panna czyli krótkie formy filmowe oczywiście są ale- co dość dobitnie wybrzmiało podczas paneli dyskusyjnych i wystąpień w ramach „Short Film Convection”- ani ona nie do końca jest pewna swych walorów ani pan młody i przyszli teściowie nie znają do końca swych sprecyzowanych oczekiwań.

Nie używając przenośni i odniesień do tytułu legendarnego filmu Janusza Kondratuka, trzeba i należy podkreślić, że pojawienie się telewizyjnych kanałów tematycznych a potem Internetu i platform streamingowych, oznaczało otwarcie zupełnie nowego rozdziału w kontaktach z widownią, nowych form dystrybucji a wobec niespożytego apatytu wspomnianych mediów także nowych możliwości finansowych. Pojawił się również nowy widz  gotów na spotkanie czegoś innego od serialowej papki, hollywoodzkich hitów i miksu komputerowych efektów specjalnych. Pytanie tylko: czy i jak branża filmowa wykorzysta tą szansę?

Odpowiedź, uwzględniająca to co zdarzy się w nadchodzącym sezonie, być może już za rok, pod koniec stycznia 2024 na 36 edycji SFF Minimalen w Trondheim.

JANUSZ KOŁODZIEJ