Nie wiadomo czym to wytłumaczyć, najprościej brakiem profesjonalizmu w polskich mediach albo po prostu zwykłym lenistwem, ale jeszcze w godzinę po ceremonii zakończenia najważniejszego festiwalu filmowego, odbywającego się po raz 30. nad Wisłą, nie można było poznać jego werdyktu ze stron najważniejszych tytułów i portali informacyjnych.
Królował na nich zbliżający się mundial, kontuzja jednej z francuskich gwiazd i pomysł kibiców ze Skandynawii na zakaz sprzedaży piwa na stadionach. O jakiś filmach, o jakimś festiwalu, gdzieś w Toruniu nikomu nie chciało się napisać, bo dziennikarska młodzież woli na co dzień bazgrać o politycznych przepychankach albo w weekend o odsysaniu celebryckich pup.
Tegoroczna, jubileuszowa edycja Camerimage w ogóle nie miała szczęścia ani do mediów ani do własnych organizatorów. Fatalny błąd sytemu rezerwacji miejscówek na konkursowych seansach pozwalał na bezkarne blokowanie miejsc, stąd sale zapełnione w połowie a pod nimi tłum czekający na możliwość wejścia. Po raz pierwszy od lat goście i uczestnicy imprezy nie otrzymali jej programu w wersji papierowej, co nie ułatwiło pracy oraz codziennego planowania. Zdarzały się też, nieznane w przeszłości, awarie sprzętu projekcyjnego i odwołane seanse. Żadna z wielkich aktorskich gwiazd nie przyjechała do Torunia, jak kiedyś m.in.: Keanu Rivees, Jessica Lange, Bill Murray, Jeremy Irons, Richard Gere, Edward Norton, Viggo Mortensen czy Charlize Theron, by odebrać nagrodę za całokształt dokonań. Wydaje się, że teraz cała para idzie w rozpoczęcie budowy Europejskiego Centrum Filmowego Camerimage, które ma za trzy lata zastąpić niestety mało funkcjonalne Jordanki i stać się na dekady wizytówka miasta, regionu a może nawet polskiej kinematografii. Komunikat o otrzymaniu pozwolenia na budowę pierwszego z obiektów ECF był dobrym kontrapunktem do artykułów w lokalnej prasie, poddających w wątpliwość sens pożytku i korzyści dla mieszkańców Torunia światowej imprezy. Powtarza się zatem sytuacja z Bydgoszczą, której rada miasta uznała w pewnym momencie, że ani to splendor, ani to gwiazdy w porównaniu z takim choćby żużlem i okroiła dotację na Camerimage, niemal z dnia na dzień stawiając organizatorów przed widmem odwołania festiwalu. Ostatnie glosy toruńskich mediów, w tym lokalnego wydania GW (tytuł „Co torunianie będą mieli z tego, że przyjedzie do nich Spielberg? Dokładnie nic” mówi wszystko), dowodzą, że i tu opcja żużlowa zdaje się zwyciężać albo dają znać o sobie jakieś lokalne wojenki i niesnaski.
DOKUMENT PRAWDĘ CI POWIE
Wcale nie telewizja pokazująca ponoć na bieżąco wszystko to, co dzieje się ważnego, interesującego i ciekawego. Bynajmniej nie Internet nerwowo reagujący na każdy sygnał, na odległy dźwięk czy niewyraźny zarys ale…. Ale kino dokumentalne, tak jak za dawnych mistrzów, przynoszące przemyślany obraz zjawisk i ludzi, zdarzeń i procesów. Unikające zaangażowania w Bierzyce spory i strony, dalekie od uproszczeń i oczywistych definicji.
Ta opinia powtarzana jest chętnie od pewnego czasu nie tylko w kręgach samych filmowców- dokumentalistów ale także przez ludzi bezpośrednio nie związanych z produkcją ale dzięki temu zdolnych do niezaangażowanych ocen. Każdy z poważnych festiwali poświęconych twórczości dokumentalnej albo mających w swym programie konkurs dokumentalny, przynosi potwierdzenie powyższej, celnej diagnozy. Dokument prawdę ci powie, jak Cyganka z kart albo szklanej kuli.
Przykład pierwszy z Jubileuszowego Torunia to „Kash Kash” niemiecko- libańsko- katarski obraz Lei Najjar, nagrodzony Złotą Żabą w konkursie długometrażowych filmów dokumentalnych. Brawurowo zrealizowana opowieść o trójce uczestników pewnej gry z gołębiami w rolach głównych, odbywającej się każdego wieczora w Bejrucie.
Albo francusko- hiszpański „Tolyatti Adrieft” Laury Sisteró Carmona przynoszący nie tylko dokonany tuz przed agresja na Ukrainę, raport ze współczesnej Rosji ale także dający niespodziewanie i zaskakująco chyba trafną odpowiedź na pytania: dlaczego ta wojna musiała wybuchnąć i skąd u młodych rosyjskich żołnierzy tylko bezmyślnej brutalności.
Powstaje coraz więcej filmów o międzynarodowej interwencji w Afganistanie i malo chwalebnym jej końcu w wykonaniu amerykańskiej armii, która na rozkaz Waszyngtonu, po 20 latach obecności i wydaniu 2 bilionów dolarów, niemal z dnia na dzień zakończyła całą operację i straciła zainteresowanie dla wschodniego sojusznika. Film „In Her Hands” zrealizowany dla Netflixa przez parę, Marcel Mettelsiefen i Tamana Ayazi, relacjonuje ostatnie kilkanaście miesięcy tego procesu na przykładzie Zarify Ghafari, która w wieku 26 lat została jedną z pierwszych kobiet-burmistrzów w Afganistanie i równocześnie najmłodszą, która kiedykolwiek piastowała to stanowisko. Udaje jej się z najbliższymi ewakuować w lecie tego roku do Europy ale z poczuciem życiowej, zawodowej i osobistej klęski.
Po tych obrazach świata może bez przyszłości, cudownie optymistyczny fiński dokument „Karaokepatratiisi” Einari Paakkanena, przywracający wiarę w ludzi i potęgę aktywności artystycznej. Jeśli oczywiście uznamy karaoke za dziedzinę, rodzaj czy jakiś model kultury. A ono cieszy się w Finlandii ogromnym powodzeniem także za sprawą takich ludzi jak Evi, jednej z najbardziej doświadczonych i najaktywniejszych organizatorek koncertów karaoke w tym kraju. To dzięki niej konstatujemy z niejakim zaskoczeniem, że Finki i Finowie mają poczucie humoru, dystans do siebie i nade wszystko uwielbiają śpiewać!!!
SERIALOWE DANIE GŁÓWNE
Z roku na rok, konkurs seriali telewizyjnych w ramach Camerimage rośnie w siłę, prezentując coraz wyższy poziom, coraz większą dbałość o formę i mając coraz więcej wartościowych nazwisk w czołówkach. W pokazywanej w Toruniu konkursowej dziesiątce zabrakło tym razem miejsca dla rodzimego serialu, choć taka „Chwila ciszy” nie byłaby bez szans na końcowy sukces.
Bardzo dobre wrażenie pozostawił po sobie niemiecko- amerykański „1899: The Ship” Barana Bo Odara, zrealizowany na zamówienie HBOmax i Netflixa z międzynarodowa obsada, w której znalazł się również nasz Maciej Musiał. To pełna niespodzianek i tajemnic ale też bardzo stylowa, świetnie sfotografowana historia rejsu pasażerskiego giganta, wiozącego pod koniec XIX wieku z Europy do Nowego Jorku kolejną grupę emigrantów.
Współczesne spojrzenie na genezę i przebieg tzw. afery Watergate przyniósł serial „Gaslit: Will” Matta Rossa z Julią Roberts w jednej z głównych ról. I jest to spojrzenie bezlitośnie obnażające intencje zarówno zmierzającego do nieuchronnej katastrofy sztabu popleczników prezydenta Nixona z drugiej wspierających ich fanatyków przygotowujących się do totalnej rozprawy z państwem prawa.
Na pytanie stare jak telewizyjny świat:, jak powinien być zbudowany modelowy scenariusz dzisiejszego serialu kryminalnego, odpowiedzieli lepiej niż poprawnie twórcy „Czarnego ptaka” w reżyserii Juana Antonio Bayony i Michaëla R. Roskama. Tak rekomendowano go w prasie: Ta dramatyczna i wciągająca historia podchodzi do kryminału w niecodzienny sposób, wykorzystując pomoc samych skazanych do rozwiązania tajemnicy zbrodni.
Jedyną niespodzianką In minus toruńskiego konkursu seriali telewizyjnych był pilot „Władcy pierścieni– Pierścienie władzy: Cień przeszłości” przygotowany przede wszystkim z myślą o nie znającym oryginału widzu, który nie ma zbyt wielkich oczekiwań co do tego typy widowisk, byle były kolorowe, widowiskowe a postacie posługiwały się niezbyt wyszukanym językiem. Nie pomogły nowozelandzkie plenery ani dobre zdjęcia, bo operetkowe kostiumy plus czwartorzędne aktorstwo psuły na potęgę pierwsze, drugie a nawet trzecie wrażenie.
JANUSZ KOŁODZIEJ