… CZY CI NIE ŻAL?

Jest takie miejsce w Europie gdzie nic do niczego nie pasuje, gdzie naród wybiera władzę głupszą od siebie a sukienkowa mafia od wieków skutecznie acz wyłącznie dla własnych komercyjnych celów, posługuje się imadłem strachu przed grzechem i finałem w piekle.

Jest takie miejsce w Europie gdzie nawet rynek telewizyjny jest inny niż wszędzie, co nie oznacza, że oryginalny, lepiej zorganizowany czy wart naśladowania. Porządkowany politycznym sterem przez karykaturalne instytucje, kierowane przez przypadkowych funkcjonariuszy z partyjnego nadania, od dekad nie przestaje zadziwiać. Nie potrafił wygenerować ani jednego telewizyjnego formatu, który zaistniałby na światowym rynku, nie wyprodukował filmu, serialu, widowiska, które zadomowiło by się w świadomości widowni. A rezultat tej twórczej aberracji skutkuje permanentną nieobecnością nadwiślańskich propozycji tudzież pochodzących stamtąd medioznawców na światowych targach, festiwalach i konferencjach branżowych.

Wszystko, co wyżej to nie tylko smutne podsumowanie kolejnego roku, ale też niemal gotowa samospełniająca się przepowiednia na przyszłość. Kończący się rok pokazał dobitnie, że największe stacje są jak uszkodzone lotniskowce, które dryfują po telewizyjnym oceanie. Na tyle duże, że zwykły sztorm ich nie zatopi ale jednocześnie tak niesterowne, że może im skutecznie zagrozić prawie każdy dobrze i profesjonalnie przygotowany desant.

Oto serialowy koniec roku. Państwowy moloch napompowany miliardowymi dotacjami poleca zrealizowany w poetyce lat 80. tasiemiec o najsłynniejszej polskiej autorce tekstów piosenek i musicali. Twórcom „Osieckiej” zabrakło wszystkiego, by przekonywująco oddać atmosferę, nastrój i wygląd kolejnych dekad powojennej Polski, a na tym tle legendarną postać. Duży kanał komercyjny kończy rok swych fatalnych serialowych kiksów, kolejną produkcja spod znaku SŁT (szybko, łatwo, tanio). Drugi z wielkich prywatnych nadawców nawet nie próbuje od lat udawać, że ma jakiekolwiek ambicje poza utrzymaniem za wszelką cenę najmniej wymagającej widowni.

Honor uratował cyfrowy potentat proponując zrealizowane z rozmachem i klasą królewskie widowisko, które można pokazać bez wstydu nie tylko nad Wisłą ale i trochę dalej. Taką lekcję fachowości pokazał niedawno inny polski oddział światowego giganta. Może tylko oni powinni przetrwać wirusowe tsunami?

WD-40