Spokój z refrenikiem

Ilekroć przywołujemy w pamięci złotą erę Telewizji Polskiej, zaszczytnie awansowanej w czasach jej świetności do roli XI Muzy, powraca odległym echem wspomnienie tego niezapomnianego duetu?

Pół wieku temu, 6 czerwca 1969 pojawiła się na antenie TVP druga edycja Kabaretu Starszych Panów opatrzona tytułem Wieczór Starszych Panów. Dystyngowani dżentelmeni wyglądali, jakby zeszli ze sceny musicalu My Fair Lady lub wybierali się na bal do resursy. Ich pierwszy antenowy wybryk we frakach, cylindrach, getrach i z goździkiem w butonierce (Popołudnie Starszych Panów) zyskał tamtego dnia ciąg dalszy, zamieniając się od tamtej chwili w cykl szesnastu kolejnych spektakli, który ? emitowany w odstępach mniej więcej półrocznych ? miał trwać aż do roku 1976. Na czym polegał jedyny w swoim rodzaju fenomen tego autorskiego kabaretu?

Trudno dziś orzec, o wiele łatwiej delektować się i podziwiać. Dwaj mistrzowie małej formy, Jerzy Wasowski i Jeremi Przybora wykreowali wspólnymi siłami coś absolutnie unikatowego. Kabaret Starszych Panów nie był pojedynczym cudem, jeśli już to serią cudów. Cud wprost niepojęty stanowiło samo istnienie tych dwu fenomenalnie uzdolnionych artystów na rodzimym firmamencie ? każdego z osobna i wespół. Kompozytor i ten drugi. Jerzy Wasowski (1913-1984) z zawodu inżynier akustyk, absolwent Politechniki Warszawskiej rychło porzucił myśl o karierze pianistycznej i po studiach podjął odpowiedzialną pracę w dziale technicznym stołecznej rozgłośni, dbając w niej o prozę właściwego nadawania sygnału radiowego. Jeremi Przybora (1915-2004), podobnie jak Wasowski rodowity warszawianin, studiował w Szkole Głównej Handlowej i na anglistyce UW. Po wygraniu konkursu na spikera pracował w stołecznej rozgłośni Polskiego Radia. Właśnie tam niedługo przed wojną miał miejsce kolejny cudowny zbieg okoliczności: ich jazzowe spotkania w amplifikatorni i pierwszy osobisty kontakt, a po latach powojenna zażyłość, która zaczęła się w roku 1948 i niebawem miała zaowocować niewiarygodnie płodną artystycznie współpracą.

Ci dwaj urodzeni radiowcy na dobre połączyli swe talenty, gdy Przybora zaproponował Wasowskiemu komponowanie muzyki do jego tekstów, najpierw w Radiowym Teatrzyku Radiowym Eterek, a następnie w cyklu słuchowisk Dalszy ciąg nastąpi (1957-1958). Kolejnym cudem, który miał już miejsce w studiu TVP przy Jasnej, było ? godne wytrawnych mistrzów surfingu ? wykorzystanie przez nich wysokiej fali ambicji rodzimej telewizji. I wreszcie cud bodaj czy nie najważniejszy. Zespół wykonawczyń i wykonawców, który kojarzymy z Kabaretem Starszych Panów. Wiesław Michnikowski (Addio, pomidory!, Jeżeli kochać to nie indywidualnie, Już kąpiesz się nie dla mnie, Wesołe jest życie staruszka), Irena Kwiatkowska (Tango Kat, Shimmy Szuja), Zofia Kucówna (Kaziu, Kaziu, zakochaj się), Wiesław Gołas (No co ja ci zrobiłem, Kapturek 62, Rano jestem śliczny), Barbara Krafftówna i Bohdan Łazuka (Przeklnę cię), Jarema Stępowski (Zimy żal), ponownie Michnikowski w duecie z Mieczysławem Czechowiczem (Tanie dranie), no i oczywiście Starsi panowie dwaj (Rodzina, ach, rodzina, Na ryby, Mambo Spinoza, Piosenka jest dobra na wszystko etc.). Był jeszcze jeden, niezmiernie skandaliczny cud, z którego Kabaret zasłynął i słynie do dziś: kipiące sex appealem prowokacyjne występy Kaliny Jędrusik. To ona zaśpiewała: Bo we mnie jest sex, S.O.S. i Nie budźcie mnie. A wielkie odkrycie KSP, Wiesław Michnikowski wyznawał: Bez ciebie jestem tak smutny Jak kondukt w deszczu pod wiatr. Bez ciebie jestem wyzuty Z ochoty całej na świat. Dziejowy kaprys popaździernikowej aury, jakim było powstanie Kabaretu Starszych Panów, nie mógł się wydarzyć ani wcześniej, ani później. Wysublimowany żart i najwyższej próby liryka stopione w jedno na małym ekranie. Spektakle szły na antenę na żywo, tylko piosenki z playbacku. Nuciła je i śpiewała cała Polska. Półroczne odstępy między programami w niczym nie przeszkadzały temu, że ilekroć anonsowano kolejny Kabaret Starszych Panów, pustoszały ulice miast.

Pomyśleć tylko: pełen wysublimowanego dowcipu i szarmu retro kabaret dla masowego widza w samym środku siermiężnego peerelu! Cud nie do uwierzenia. A jednak? Niespodziewany koniec lata, Niepotrzebni mogą podejść, Zaopiekujcie się Leonem. Ostatni naiwni. Dobrze, że jest do czego wracać. Jak w góralskiej śpiewce: Byli chłopcy, byli?.

MAREK HENDRYKOWSKI