Panna umowna (tytuł pamiętnego filmu telewizyjnego Janusz Kondratiuka) bo choć to przecież konkurs talentów to wśród filmowej młodzieży, jeszcze studiującej albo debiutującej w dorosłym, zawodowym życiu, nie ma chyba teraz ani prastarej wojny żeńsko- męskiej ani niedawnej dominacji jednej z płci. Co znakomicie sprawdza się w codziennej nauce zawodu i w późniejszym praktycznym działaniu. Jak zresztą w każdej grupie zawodowej.
Może czają się wśród przyszłych filmowców zabici mizogini albo szalejące feministki ale z braku odwagi lub przekonania pozostają anonimowi w realu i na ekranie.
Tytułowe pytanie pojawiało się przez cały czas trwania XXI edycji studenckiego Węgiel Film Festival, który obył się, jak poprzednie w katowickiej siedzibie Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego, działającej w ramach Uniwersytetu Śląskiego. Rangę imprezy i szkoły podkreślała z pewnością obecność na inauguracyjnym pokazie JW. prof. Ryszarda Koziołka, który wyszedł poza ramy okolicznościowego spitchu, zwracając się do uczestników i gości imprezy oraz swych studentów o nieustawanie w realizacji własnych ambicji, myśleniu o niezmiennej roli szeroko rozumianej kultury w życiu społecznym, a w końcu o nieuleganie modom estetycznym czy wymuszanym przez sytuację kompromisom.
To był dobry wstęp do jednego z najlepszych debiutów ostatnich lat w polskim kinie, czyli filmu „Tyle co nic” i rozmowy z jego autorem, Grzegorzem Dębowskim. Reżyser, odbywający teraz triumfalny objazd po rodzimych festiwalach i odbierający kolejne, zasłużone nagrody, mówił zajmująco o produkcji i etapach realizacji, wyborze aktorów, niezbędnych konsultacjach w sprawie dzisiejszego życia w „kraju za miastem”, rzecz dzieje się bowiem na wsi i wśród jej mieszkańców.
Dla kogoś, jak dla autora korespondencji, spotkanie z „Tyle co nic” było rzeczywistą niespodzianka, bo Grzegorz Dębowski zadał sobie trudu by skompletować obsadę z mniej znanych ale jak się okazało wcale dobrych aktorów, którzy ponadto za autorem scenariusza posługują się normalnym językiem. Co było zaskoczeniem kolejnym.
MENU DLA KAŻDEGO
Przygotowany i przeprowadzony siłami katowickich studentów, przy programowym wsparciu Piotra Domalewskiego i uczelnianym dr. Anny Huth, festiwal miał do zaoferowania bogaty program merytoryczny i komercyjny (pokazy konkursowe i specjalne, pitchingi, wystawę sprzętu profesjonalnego, warsztaty i masterclassy, prezentacje oferty szkól filmowych z Łodzi, Warszawy i Gdyni oraz Studia Munka) oraz więcej niż zadawalającą frekwencję. Nie tylko studenci i reprezentanci branży zapełniali więc widownie ale także „ludzie z miasta”, co zresztą, jak wielokrotnie podkreślała dziekan Szkoły Filmowej, prof. Krystyna Doktorowicz, jest rezultatem celowej i dynamicznej akcji propagującej festiwal w regionie.
23 filmy konkursowe zostały wybrane spośród ponad 1200 zgłoszonych ale w zgodnej opinii udało się dokonać dobrego wyboru, tworząc zestaw różnorodny tematycznie i gatunkowo. I właściwie pozbawiony wpadek, co rzadko udaje się przy takim natłoku propozycji. Jury (Joanna Szymańska- producentka, Kamila Tarabura- reżyserka i Jasmina Polak- aktorka) nie miało wiec łatwego zadania ale jak się zdaje dobrze wskazało najlepsze pozycje.
I tak za najlepszy film fabularny uznało francuski “The Song of the Beast” w reżyserii Titouana Roperta, którego zdjęciowo wspomagał Paul Caubin. Uzasadnienie werdyktu: Niepokojąca autorska wizja rzeczywistości, która kieruje naszą uwagę na to co jest ważne tu i teraz i pokazuje sprawczość jednostki. Film świadczy o odwadze i świadomości reżysera. A tenże opowiada na poły autobiograficzną, bo praktykował także jako reporter, historię młodego dziennikarza wielkiego paryskiego dziennika, który otrzymuje tajemniczą przesyłkę zawierającą pendrive ze wstrząsającymi nagraniami zbrodniczych zachowań personelu wielkiej rzeźni. Podejmuje trudy temat, dociera do świadków i dodatkowych informacji. Cała Francja żyje właśnie piłkarskimi mistrzostwami świata a tu na pierwszej stronie…
Nagroda za najlepszy film dokumentalny trafi niebawem, bo autorka nie mogła przylecieć do Katowic, do rąk irańskiej reżyserki Iranmehre Salimi za “Unnamed” , do którego zdjęcia wykonał Mohammad Mahdi Jesmani. W uzasadnieniu jury podało: Czuły portret osoby, która jest uwięziona w nieprzyjaznej rzeczywistości. Film w swoich powściągliwych środkach wyrazu daje podmiotowość komuś, komu odmawia się prawa do samostanowienia.
Tu znowu, jak u poprzednika, bohaterka staje przed dylematem ale waga i rezultaty wyboru mogą być po stokroć większe. Zmiana płci u zarabiającej swą grą na utrzymanie rodziny siatkarce może zmienić wszystko w jej życiu, otoczeniu w całym jej świecie. Kolejny obraz z Teheranu, który potwierdza, że dorosło tam pokolenie poszukujących, utalentowanych filmowców umiejętnie wymuszających na konserwatywnej władzy ustępstwa i realizację trudnych a nawet kontrowersyjnych w tej kulturze i religii, tematów.
Potwierdza to inny reprezentant Iranu w konkursie, nagrodzony za najlepsze zdjęcia autorstwa Farzada Shahaba, “The Steak” w reżyserii Kiarasha Dadgara Mohebi. W ocenie jury: Rygor formalny buduje rzeczywistość, gdzie mikro i makro perspektywa połączona jest jednym ujęciem. Bezbłędna ocena dla profesjonalnej pracy operatora, który powstrzymał pokusę spektakularnych ujęć na rzecz zbawiennej ascezy.
Zasłużone wyróżnienie otrzymał student katowickiej uczelni, Mateusz Rybiński za swoje “Miasto jeży” (zdjęcia: Tomasz Grzymała) i: za odwagę reżysera i umiejętność opowiedzenia angażującej historii bez użycia słowa. To ważne podkreślenie, bo rzecz się dzieje w ośrodku dla głuchoniemych, więc wszystkie relacje muszą odbywać się w języku migowym.
Warto z pewnością zapamiętać oba nazwiska podobnie jak ulubieńców festiwalowej widowni, która swe nagrody przydzieliła “Crack of Dawn” reżyseria, Anna Llargués z Hiszpanii oraz “Cash Cow” reżyseria, Dora Szelei z Węgier.
JANUSZ KOŁODZIEJ