Kiedy leci kabarecik

Telewizyjna rozrywka z reguły bywała przedmiotem krytyki. Z jednym wyjątkiem. Na ogół chwalono Kabaret Starszych Panów, choć też nie wszyscy.

Co dla jednych było subtelną intelektualną zabawą, dla innych stanowiło wyzwanie rzucone ?ludowi pracującemu miast i wsi?, który wcale nie musiał gustować w takim połączeniu żartu, kalamburu z poetyckim oglądem rzeczywistości, jakie proponował autorski duet Przybora ? Wasowski.

Kabareton, który nigdy się nie kończy

Dawne kabarety przypominane dziś w kanałach TVP Historia, Polonia czy Rozrywka, m.in. w rozmowach Olgi Lipińskiej z Tomaszem Raczkiem, nabierają jak gdyby nowych znaczeń. Czas wyraźnie je dowartościował.
Zapewne na tę pochlebną ocenę wpływ mają także porównania. Obecne propozycje, ta nieustanna kabaretowa galopada we wszystkich ogólnopolskich stacjach, są wielogodzinną programową zapchajdziurą. Dziś telewizja bierze wszystko, co urodzi się w głowach kabareciarzy w miastach dużej, średniej i małej wielkości. Stąd te noce i dnie z kabaretem, wczasy z kabaretem, tasiemcowe kabaretony i kabaretobrania, od których wprost boli głowa. A także nieustanne umizgi do publiczności widoczne choćby w zapowiedziach typu: ?za chwilę wystąpi elita polskich kabaretów, które rozbawią was do łez?. I pojawiają się skecze, mniej lub bardziej zabawne, ewentualnie powiązane konferansjerką na różnym zresztą poziomie. A konstrukcja intelektualna żartu? Nie występuje. A markowi wykonawcy, którzy poza wytrzeszczaniem oczu i wymachiwaniem rękami mieliby jeszcze jakąś vis comica? Nie występują.
Dzisiejsze kabarety robią kabareciarze-amatorzy i stosowne numery wykonują kabareciarze-amatorzy. Dawniejsze robili satyrycy, poeci, pisarze, twórcy kultury i zazwyczaj występowali w nich aktorzy. Wybitni aktorzy obdarzeni niepowtarzalną vis comica. Wystarczy przypomnieć Jana Kobuszewskiego, Edwarda Dziewońskiego czy Wiesława Gołasa. Trzech z licznego zastępu znakomitości. Podobno telewizyjną rozrywką rządzi teraz twarda ręka rynku: podaż jest regulowana popytem. Ale czy ludzie naprawdę chcą oglądać głupoty i kultywować stadionowe obyczaje?

Tradycja

Polska posiada starą tradycję kabaretu literackiego, by przypomnieć rzecz tak odległą, jak Zielony Balonik, który nieźle dorzucał do pieca konserwatywnemu mieszczaństwu Krakowa pierwszych lat XX wieku. Telewizyjne kabarety w sposób naturalny starały się nawiązywać do tej tradycji, dostrzegając w niej misję ukulturalnienia odbiorcy. Bo kultura to także pewna wrażliwość na rozrywkę, to sposób bycia i sposób kontaktowania się z innymi.

Kabarecie Starszych Panów pisano wielokrotnie, więc dziś ? dla odmiany ? relacja z pierwszej ręki.
Jeremi Przybora wspomina w Przymkniętym oku opaczności: Zasadniczo przyświecała mi idea (?) zabawienia siebie i naszych odbiorców przez oderwanie się od szarej, nudnej, brzydkiej codzienności, od panoszącego się wokół nas prostactwa. Ale w założeniu nie miała to być jakaś kampania przeciw czemukolwiek. (?) Tęskniłem za elegancją oraz innym od istniejącego wystrojem codzienności i pisząc teksty do Kabaretu zacząłem dawać ujście tej tęsknocie. A Jerzy (Wasowski ? przyp. BK) czuł podobnie, przekładając to na elegancję swojej pięknej muzyki. I zaczęliśmy wciągać do tego maleńkiego zakątka inności również innych. Najpierw kilkoro aktorów, a potem ? naszą widownię.
Kabaret emitowany był w latach 1958- 1966. Wasowski i Przybora przygotowali 16 programów i kilka nadprogramów. Przeróżne fragmenty z czasem powracały w powtórzeniach, nowych aranżacjach i przy różnych okazjach, jak np. widowisko muzyczne Zimy żal przygotowane przez Magdę Umer jako impreza towarzysząca Festiwalowi Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu w 1989 roku, czy tegoroczne Scenki i obscenki?, czyli koncert w Opolu z okazji setnych urodzin Jeremiego Przybory.

Sam Przybora nie miał złudzeń co do popularności swego cyklu. Program adresowany do inteligencji ? pisał w swoich wspomnieniach w 1998 roku ? która od zakończenia wojny do dziś nie odgrywa w tym kraju większej roli ? nie może mieć większej widowni. Był sceptyczny, ale przy okazji dotknął istotnego problemu: otóż nie ma czegoś takiego, jak kabaret uniwersalny. Kabaret musi trafiać do określonej grupy ludzi, nie do wszystkich.
Dzisiejsze kabarety są podobno dla wszystkich.\

Pomysły pani L.

Kabaret Olgi Lipińskiej emitowany od lat 70., a potem w miarę regularnie w latach 2005-2010, miał ponad 100 wydań i kilka cykli (Właśnie leci kabarecik, Kurtyna w górę). Poprzedził go Gallux show tejże autorki, w którym mocną pozycję zajmował Jan Tadeusz Stanisławski jako ekspert od wszystkiego, czyli profesor mniemanologii stosowanej.
Lipińska także broniła etosu inteligenta i człowieka kulturalnego, ale inaczej, w sposób bardziej dosadny, zadziorny, punktując i ośmieszając światek politycznych układów, naiwność i wady narodowe Polaków, zaborczość Kościoła. Wielu krytyków uważało, że obsesyjnie straszy widmem państwa wyznaniowego. Odcinała się przy każdej okazji, że nie z religią walczy, lecz z przejawami arogancji i pychy Kościoła.

Każdy program zawierał kilka mini-cykli, z których najbardziej nośny publicystycznie i rozrywkowo okazał się ten wiejski, o rodzinie Wściekliców, pt. Nasza chata rozśpiewana.

Pani L. skupiła wokół siebie grono cenionych autorów. Pisali dla niej Agnieszka Osiecka, Andrzej Jarecki, Wojciech Kejne, Marek Piechota, ale czerpała także ze skarbca literatury, z Mickiewicza, Słowackiego, Witkacego, a najczęściej z Gałczyńskiego.

Dobre, bo? dobre

Kabarety Przybory i Wasowskiego oraz Olgi Lipińskiej były najbardziej ambitnymi, autorskimi propozycjami telewizyjnej rozrywki. Ale i Kraków miał swoje w tej dziedzinie osiągnięcia, emitując sympatyczne Spotkania z balladą (jednym z prowadzących był Jerzy Stuhr), i Poznań zapisał się w historii polskiej telewizji kabaretem Tey, w którym zdobyli ogólnopolską popularność Zenon Laskowik i Bohdan Smoleń. Przez pewien czas brylowali na antenie ze swoim absurdalnym humorem Wojciech Mann i Krzysztof Materna, realizując cykle (niektóre we współpracy z Grzegorzem Wasowskim, synem Jerzego) Mądrej głowie?, Za chwilę dalszy ciąg programu i Bardzo ostry dyżur.
W zgrzebnej, siermiężnej rzeczywistości PRL-u kabarety dostawały skrzydeł, zgrabnie i sprytnie wymijając zalecenia, instrukcje i pouczenia władzy. Wiele udawało się powiedzieć, sporo zasugerować, niemało przemycić w monologu czy piosence. To ich wartość dodana.

Takie były zabawy, spory w one lata? ? by powołać się na pierwszego wśród klasyków. Jest co wspominać i o czym pamiętać.
BARBARA KAŹMIERCZAK