Rozmowa z Andrzejem Strzeleckim.
ANDRZEJ STRZELECKI ? REŻYSER, AKTOR, AUTOR SZTUK, SATYRYK. TWÓRCA WARSZAWSKIEGO TEATRU RAMPA. ZA CZASÓW STUDENCKICH ZAŁOŻYCIEL KABARETU KUR. OBECNY REKTOR AKADEMII TEATRALNEJ IM. ALEKSANDRA ZELWEROWICZA W WARSZAWIE. TAKŻE GRACZ I DZIAŁACZ GOLFOWY. DLA MILIONÓW WIDZÓW TELENOWELI KLAN SERIALOWY DR KOZIEŁŁO-KOZŁOWSKI.
? Czy telewizja to dobre miejsce na rozwój zawodowy i życiowy? Jak pan sądzi jako rektor Akademii Teatralnej?
? Kształcimy ludzi do tego, żeby uprawiali zawód aktora a telewizja jest jednym z miejsc, gdzie mogą się w nim realizować. W sposób różny, niekiedy nawet szlachetny i naprawdę artystyczny. To zależy od wielu czynników. Telewizja pod tym względem nie jest miejscem szczególnym. Wszędzie można robić rzeczy dobre i do kitu. Kiedy ja rozpoczynałem studia, telewizja też była, działała…
? I dawała takie same możliwości? Tego samego wymagała?
? Oczywiście, że się zmieniła. Nie wszyscy pamiętają, że w latach 70. TVP była druga w Europie, po BBC, jeśli chodzi o jakość programów, przekaz. Teraz wszytko się zglobalizowało, zunifikowało. Powstało pojęcie formatu, które wtedy nie istniało Myśmy, owszem, jako twórcy telewizyjni, niekiedy wzorowali się na przedsięwzięciach gdzieś widzianych, ale było to kreatywne. Teraz zmieniła się telewizja, zmienił się teatr. Świat się zmienił.
? W telewizji jest dziś ciekawiej, szerzej, łatwiej, a może trudniej?
? Trudniej, bo programów jest kilkaset do wyboru. Ja zaczynałem od dwóch.
? A finansowo?
? Często mam wrażenie, że mówienie o pieniądzach w przypadku kultury to temat zrozumiały acz, że tak powiem ?w drugiej kolejności odśnieżania?. Funkcjonowanie kultury jest zawsze pochodną głowy, myślenia a my mamy trochę bałaganu na tym odcinku. Oczywiście, projekt musi się później jakoś zmaterializować, pieniądze są niezbędne, ale kolejność jest moim zdaniem odwrotna ? najpierw trzeba łeb uporządkować, później patrzeć, co z tego wynika i szukać środków na pokrycie tego wszystkiego. Kasa zawsze była domeną producentów, ale dawniej artyści mieli znaczący wpływ na jej dystrybucję. Dziś stali się zakładnikami tych, co wiedzą lepiej, na co wydawać pieniądze.
? Czy mimo tego można się w telewizji przebić?
? Problemem jest fetysz oglądalności. Ale jest też ogólnie więcej produkowanych rozmaitych przedsięwzięć i w tym sensie może być łatwiej, ale bez gwarancji, bo projekty pojawiają się i znikają. Wszystko robi się w pędzie. Nie tylko dlatego, że technologia na to pozwala. Zamiast dawnych oryginalnych seriali kręconych kamerami filmowymi, realizuje się gotowce. A z perspektywy czasu, jak się spojrzy np. na historię PRL-u to, trzy projekty Jurka Gruzy, czyli podwójne ?Czterdziestolatki? i ?Wojna domowa? na początku a na finał ?Tygrysy Europy?, stworzyły ? w lekko krzywym zwierciadle ? obraz sporego wycinka historii tego kraju. To były przede wszystkim świetne scenariusze.
? Znajdziemy w tych serialach także zapis historii polskiej telewizji?
? Jak ktoś się będzie chciał jej doszukać to znajdzie. Ja sam doświadczyłem technologicznego skoku. Byłem w telewizji Szczepańskiego, jako młody człowiek. Pamiętam telerecording, gdzie dwóch ludzi stało i na “raz, dwa, trzy” musieli równo puknąć w dwie maszyny, bo jak się tylko któryś z nich spóźnił, to zacierał to, co było rejestrowane i nie dawało się tego odtworzyć. A potem w ciągu dwóch lat wymieniono na Woronicza cały osprzęt, dzięki któremu możliwy był zapis i montaż. Kolosalna zmiana w sposobie produkcji, ale nie w koncepcie samej telewizji.
? Czyli?
? W dziale rozrywki powstawały kiedyś scenariusze oryginalnych projektów – Olgi Lipińskiej, Jerzego Gruzy, Przybory i Wasowskiego i szeregu innych. A dzisiaj rozrywka to wór, w którym się mieści wszystko – i festiwale, i teleturnieje, i różnego rodzaju gry. Niełatwo nad tym zapanować.
? Równie trudno jak nad wątkami Klanu? Gra pan w tasiemcowym serialu…
? Miałem tam być na chwilę, jako kontrapunkt dla Stockingera, a już ponad dziesięć lat tam jestem. Kiedyś mój kolega szkolny, producent Paweł Karpiński zapytał, czy bym nie zagrał, a ja uznałem, że potraktuję ten udział misyjnie.
? W jakim sensie?
? Od lat gram w golfa, byłem współzałożycielem Polskiego Związku Golfa. Uznałem, że jako serialowy lekarz-golfista, będę mógł pokazać ludziom, że golf to nie tylko samochód, który wzniecił kurz przejeżdżając przez wieś i to coś, co się nosi pod szyją, ale również dyscyplina sportowa.
? Przyjmując stanowisko rektora, nie myślał pan o opuszczeniu serialu?
? Kiedy zobaczyłem tytuł w gazecie “Rektor z klanu”, tym bardziej postanowiłem się nie wycofywać. Ludzie, którzy mnie wybrali, wiedzieli, kim jestem, co zrobiłem, co robię. Uznałem, że byłoby aktem daleko posuniętej pychy i niestosowności, gdybym w tej sytuacji nagle się wycofał. I byłoby to źle postrzegane również przez kolegów.
? Formuła wieloletniego serialu nie przez wszystkich jest dobrze oceniana.
? Bo też prawdopodobnie nie jest to serial dla wszystkich. Uprawiając zawód publiczny nieustannie wystawiamy się na mechanizm oceniający. Mnie żadne oceny nie przeszkadzają, bo choć jestem częścią tego serialu, tak naprawdę, nie mam kiedy go oglądać. Mam inną optykę ? uczestnika.
? Wokół seriali budowane są dziś ramówki. Nie licząc bloków informacyjnych i sportowych, wygląda to jak jedyna “stała” w telewizji.
? Ta stałą powinny też być premiery Teatru Telewizji. Kiedyś raz w tygodniu była polska prapremiera dużego spektaklu, był Teatr Sensacji w czwartki i Teatr Młodego Widza. Telewizja produkowała przynajmniej trzy teatralne wydarzenia w tygodniu. W tygodniu!
? Jaki musiałby być teraz spektakl Teatru Tv, żeby mógł rywalizować z innymi produkcjami?
? Ten rodzaj podejścia do sprawy jest nie do przyjęcia. Są rzeczy, które powinno się robić dla honoru domu. Nigdy i nigdzie nie będzie się tak blisko z twarzą aktora jak w teatrze TV. Poza tym ja mam niepomiernie lepsze zdanie o publiczności, niż mają prawdopodobnie ci, którzy czytają słupki z oglądalności. Bo kiedy mówimy aktor, to myślimy Gajos, Janda a raczej nie wymieniamy nazwisk uczestników zdarzeń medialnych, czy jakichś celebryckich ekscesów.
? Teatr nazwiskami stoi?
? Nie tylko. Ludzie widzą jakość. Jakość przekazu. Tylko muszą mieść możliwość zobaczenia tej jakości. Kiedy rodził się pomysł kanału Kultura uważałem, że dla polskiego rynku i społeczeństwa jest to za wcześnie, że nie jesteśmy na takim etapie, jak Francuzi, którzy mają swoje ARTE. I niewykluczone, że miałem rację. Dawniej istniało zobowiązanie prowadzenia w publicznej telewizji kulturalnej ścieżki. Powstanie TVP Kultura niejako zwolniło główne kanały z tego obowiązku. I w ten sposób zapomniano o tych, do których kanał Kultura nie dociera.
? W głównych kanałach nie brakuje za to rozrywki, która chyba powinna być bliska założycielowi studenckiego kabaretu Kur.
? W ostatnich kilkunastu latach rynek kabaretowy został zawłaszczony przez pozaaktorskie grupy. Dawniej istniała koegzystencja, jak we wczesnych latach, na przykład, Egidy. Obok Jonasza Kofty, Janka Stanisławskiego i Pietrzaka, którzy prowadzili dialog ze wspaniałym aktorem Kazimierzem Rudzkim, jako przedstawicielem odchodzącego świata, występowali też zawodowi aktorzy ? choćby Basia Kraftówna. Dziś ludzie występujący w kabaretach sprofesjonalizowali się. Bywają świetni do tego stopnia, że zawodowi aktorzy mogą mieć obawy, czy nie wypadną przy nich gorzej.
? Kto ich tak płoszy?
? Jak patrzę na rozwój Joanny Kołaczkowskiej i widzę to, co ona potrafi zagrać i jakim jest nieprawdopodobnym talentem, to mogę powiedzieć, że jeśli miałbym dziś szukać spadkobierczyni Ireny Kwiatkowskiej, widzę ją w Kołaczkowskiej właśnie. Postacią wybitną w gatunku jest Robert Górski.
? Wymienił pan dwa nazwiska a kabaretów jest cała masa.
? Wolę mówić o pozytywach, niż o masie zjawisk, które śmiecą. Ale ?sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało?. Mamy gospodarkę rynkową. Jest towar, na który jest nabywca, więc ten towar się sprzedaje. I tu trzeba kropkę postawić.
? Młodzi kabareciarze uczą się warsztatu w praktyce, a pana studenci? Jako rektor zgadza się pan na ich aktorskie próby przed dyplomem?
? To jest dylemat. Z jednej strony my za tych młodych ludzi, za ich przygotowanie, odpowiadamy. Z drugiej – kino, telewizja szukają młodych twarzy, a teatry nie gwarantują, jak dawniej, zatrudnienia po dyplomie. Rynek się zmienił. I gdybym jako rektor zabronił przedzawodowych prób, brałbym na siebie część odpowiedzialności za to, że nie poznają świata, do którego będą musieli w pewnym momencie wejść. Nasi studenci biorą więc udział w poważnych, dużych produkcjach, nie tylko telewizyjnych. Na przykład w najnowszym filmie Smarzowskiego Wołyniu grają dwie główne role. Teraz tylko na pierwszym roku pilnujemy studentów, bo to jest czas selekcji, przesiewu, ale od drugiego roku staramy się iść młodym ludziom na rękę. To chęć pomocy w niełatwym tranzycie pomiędzy komfortowym inkubatorem, jakim jest szkoła a życiem zawodowym.
? Jest pan z jakichś osiągnięć swoich podopiecznych szczególnie dumny?
? Z wielu. Nie wypada mi wymieniać nazwisk. Fakt, że studenci AT uczestniczą w znaczących produkcjach teatralnych i filmowych kraju jest wyróżnikiem naszej szkoły również w skali europejskiej. Gdzie indziej droga z uczelni na szczyt bywa niepomiernie dłuższa i bardziej kręta.
? Klanu pan nie ogląda, to co pana ciągnie przed telewizor?
? Jestem sportowcem, więc nocami śledzę ligę angielską, NBA. Teraz, ku mojej radości, pojawił się golf. I filmy dokumentalne, które czasami pokazuję też swoim studentom. Np. o Jerzym Bossaku. Świetny portret człowieka, filmowca, ale też obraz Polski, część naszej historii. Oglądanie takich dokumentów daje poczucie ciągłości, niezwykle ważnej. Kultura opiera się na ciągłości.
? Nie kusiło pana, żeby skrzyknąć po czterdziestu latach Marka Siudyma, Krzysztofa Majchrzaka, Witolda Zborowskiego, Joachima Lamżę i reaktywować Kura?
? Nie kusiło. Stanisław Zieliński w Snach pod Fumarolą napisał: ?Każdy czas ma swój okres?. Jest rzeczą naturalną, że każde pokolenie posiada zestaw, set kodów, którymi się posługuje. Są potrawy, których czas przydatności do spożycia minął. Strasznie ciężko latać cały czas w krótkich spodenkach. Natomiast przyznam się pani, że myślałem o czymś innym.
? Kabaretowo?
? Nie, ale dowcipnie, autoironicznie. Amatorami telewizji, w sposób naturalny, są osoby ? i tu jest nieszczęście, bo one wypadają z jakiegokolwiek rynku reklamowego ? należące do tzw. grupy 55+. Oni oglądają telewizję rzetelnie. Dla nich można by coś zrobić ? o zmaganiu się z czasem. Nie tylko biologicznym, ale technologicznym i mentalnym. To może być źródłem komizmu.
? Skoro mamy pracować do 67 roku życia, duża grupa z przedziału 55+ okazać się może wkrótce całkiem atrakcyjna dla reklamodawców.
? I wtedy być może uda się coś dla niej zrealizować w naszej telewizji. Mam nawet pewne projekty, pomysły a nawet teksty, ale ktoś musiałby się tym zainteresować. A potem, przy pomocy medium, jakim jest Internet, zapowie się ten projekt ludziom, którzy małego ekranu unikają. Bo obok mechanizmu odwracania się ludzi, zwłaszcza młodych, od telewizji, istnieje również mechanizm pozwalający niezwykle łatwo skrzyknąć się za pomocą internetowej sieci. W sprawie oglądania jakieś telewizyjnego programu też.
? Na koniec ? co jest w uczeniu młodych ludzi najważniejsze?
? Odpowiedzialność. I to aby w zmieniającym się świecie znaleźć sposób na język służący dobremu porozumieniu we wszystkich płaszczyznach. Uczących z uczonymi, nadawców z odbiorcami, artystów z decydentami? Wreszcie ? aby uznać, że uczenie kogoś młodego jest również uczeniem siebie i najlepszym sposobem na poznawanie świata, który zmienia się szybko i stale. No i na koniec ? aby potrafić uznać ten świat nie za gorszy od tego, który się znało i za którym się niekiedy tęskni, ale ? po prostu ? za inny.
Dziękuje za rozmowę.
Rozmawiała: Jolanta Gajda- Zadworna