Koronawirus zamknął kina, stadiony, przedszkola i szkoły. Te ostatnie mają zgodnie z zaleceniami stosownego ministerstwa i rządu, prowadzić naukę zdalnie czyli online.
Bardzo to chwalebne w dobie powszechności Internetu, ale? Ale nie w każdym polskim domu jest jeszcze komputer, a jeśli jest to jak z niego korzystać, kiedy na przykład dzieci w wieku szkolnym jest więcej albo mali uczniowie muszą dzielić się dostępem do urządzenia z rodzicami, zarabiającymi w sieci na życie? Pytań wiele, dobrych odpowiedzi brak.
A można był wykonać prostą pracę myślową i przypomnieć sobie, że telewizor albo monitor, jest dostępny i używany w 97% polskich domów. Często tych ekranów jest więcej, bo w pokoju dziecięcym, w sypialni, kuchni.
A skoro są wszędzie odbiorniki to można ten fakt wykorzystać uruchamiając na okres przymusowych ferii ogólnopolską i ogólnodostępną TELEWIZJĘ EDUKACYJNĄ w najbardziej dostępnym paśmie telewizji publicznej! I przygotować na przedpołudnia w redakcjach tego nadawcy programy, wykłady, pokazy z niemal wszystkich przedmiotów i dziedzin. Tak, jak ?za starej Polski? edukowano telewizyjnie polskie dzieci i każdy, kto uczestniczył w tej formie nauczania nie zaprzeczy, że była dobra, potrzebna i spełniała swoje zadanie. Wspomagana dzisiaj tysiącami dostępnych w archiwach stacji i kanałów tematycznych materiałów, mogłaby stać się naturalnym i pożądanym, choć wymuszonym sytuacją, powrotem do źródeł czyli funkcji edukacyjnej telewizji.
Z przekazanych ostatnio prawie 2 miliardów na media publiczne, można by szybko i z oczywistą korzyścią dla polskich dzieci i młodzieży uruchomić ogólnodostępną i powszechną TELEWIZJĘ EDUKACYJNĄ. Ale z Woronicza, z centrali TVP nie dobiegają żadne odgłosy, świadczące o tym, że ktoś tam, podobnie i realnie, myśli o swym młodym odbiorcy. Bo powtórki spektakli Teatru TV czy ekranizacji lektur w kanałach tematycznych to działania doraźne i obliczone głównie na efekt propagandowy. (jk)