Coś niedobrego dzieje się w postrzeganiu otaczającego nas świata z młodymi polskimi filmowcami, choć czas teraźniejszy nie jest tu odpowiedni, bo proponowane przez nich kino nie od teraz naznaczone jest programowym pesymizmem.
Tyle, że obecnie obrazy Polski i Polaków, malowane niemal wyłącznie w ciemnych barwach zaczynają dominować w programach kolejnych festiwali, więc można mówić o pewnym trendzie nie zaś pojedynczych przypadkach. Jednocześnie młodzi filmowcy zdaja się być w ogóle nie zainteresowani rejestracją nadwiślańskiej rzeczywistości AD 2022, nie interesuje ich współczesność w wymiarze społecznym, kulturowym o watkach polityczno- obywatelskich nie wspominając.
Po Krakowie, gdzie tydzień wcześniej pokazywano dokumenty, animacje i krótkie fabuły zawodowców, goszczący uczestników rozpoczynających swą filmowa przygodę 58. edycję Ogólnopolski Konkurs Filmów Niezależnych (kiedyś amatorskich, stąd „A” w skrócie) także prezentował cały katalog dramatów ludzkich. Starość, samotność, choroba, niepełnosprawność, uzależnienia wszelkiego typu, trudne relacje z otoczeniem- po takim ładunku pesymizmu i niewiary w odwracalność ludzkiego losu, trudno myśleć o przyszłości.
Tradycją takich jak koniński przegląd imprez jest publiczna ocena wybranych tytułów, dokonywana w obecności autorów przez profesjonalne jury. Tegoroczne w składzie: Krzysztof Majchrzak (przewodniczący), Maria Zmarz- Koczanowicz, Piotr Domalewski, Łukasz Grzegorek i Łukasz Maciejewski, po wielokroć i wyraźnie formułowało pytanie skierowane do wszystkich obecnych twórców: dlaczego wasze filmy są tak dołująco smutne, skąd w was tyle pesymizmu i postrzeganiu świata wyłącznie w najciemniejszych barwach? Jasnych odpowiedzi nie było, były oczywiste stwierdzenia, że taki jest świat!
Jest pewna prawidłowość w twórczych działaniach debiutantów znana od lat i niestety, jak dowodzą ostatnio realizowane filmy, wciąż praktykowana. Nauczyciele zawodu podpowiadają temat na debiut wedle sprawdzonego przed zdrady wzorca: zrób film o tym czy o czymś co znasz najlepiej, więc uwaga młodych filmowców kieruje się ku rodzinie, w stronę najbliższego otoczenia lub na znane sobie z obserwacji patologie, nieszczęścia i skrajności.
Jedynym elementem, który ratuje niektóre z tych produkcji jest pewien dystans wobec bohatera czy sytuacji albo poczucie humoru. Ratowali się nim, by wobec własnego zaangażowania w pokazywane sytuacje nie popaść w psychiczną ruinę, miedzy innymi Maja Markowska autorka przyjmujących „Papierosów” (reżyserka opiekuje się umierającym dziadkiem a ich relacja jest pełna prawdziwej bliskości) czy Jakub Ciosiński, który przez wiele lat rejestrował burzliwe życie swej trzypokoleniowej rodziny a całość zatytułował przewrotnie „Ten obrazek jest bardzo ładny”.
W Koninie prawdziwi amatorzy mogą porównać swe propozycje z tymi, podpisanymi przez studentów szkół filmowych z Łodzi, Warszawy, Katowic czy Gdyni. I niektórzy jak Dominik Cywiński („Koniec na dzisiaj”- ledwie 2. Minutowa fabułka z kapitalnym finałem) błyskają albo brawurowym pomysłem, lub jak Mateusz Jarmurski zapisują się w pamięci bardzo sprawnie wymyśloną i plastycznie zrealizowaną animacją („Wizyta”). Inni nie ukrywają, że tylko bawią się w kino bo umożliwia im to bez większych wydatków, dostępne niemal dla każdego urządzenia do rejestracji obrazu i dźwięku.
Patron konińskiego festiwalu, profesor Jerzy Kluba, jako rektor łódzkiej Filmówki był uczulony na to, by jego studenci nie kopiowali nauczycieli, nie powielali mistrzów, doceniał i promował ich własną drodze do pomysłu i zawodu. Inny z wielkich polskiego kina, Krzysztof Kieślowski, którego imię nosi szkoła filmowa przy Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, wielokrotnie powtarzał, że najważniejsza w pracy dokumentalisty jest odpowiedź na pytanie: po co i w jakim celu uruchamia kamerę? O obu tych „przykazaniach” nie powinno zapominać pokolenie, do którego należeć będzie przyszłość polskiego kina. (Janko)