NA WYSPACH HULA GULA

A robi się to tak. Z hukiem słyszanym we wszystkich zaprzyjaźnionych mediach rzuca się dotychczasową robotę w telewizorze i wyjeżdża na wyspy Hula Gula. Nigdy wprawdzie nie było się gwiazdą ani tym bardziej osobowością ekranową ale od czego koleżanki i koledzy tak samo średnio nadający się do pracy na wizji czy tylko z mikrofonem (jedna bezkarnie krzyczy na widzów od lat). Gromadnie informują o wyjeździe przyjaciółki, niby mimochodem podając dokładne miejsce zesłania i jego hotelowy charakter, słusznie dedukując, że zesłana zna powiedzenie iż nie ma darmowych obiadów i jak nadejdzie pora to… Pora nadeszła dość szybko bo „ulubienica ekranu i mikrofonu” (tak, tak, bo przecież nie widzów!) w trymiga uwinęła się z uruchomieniem świadczącej usługi dla ludności turystycznej kwatery i starym jak świat sposobem postanowiła zapewnić sobie niezbędną dla rozwoju biznesu frekwencję.

Ano udzieliła kilkunastu wywiadów mniej lub bardziej znanym krajowym mediom o tym, jak świetnie sobie poradziła na nowej drodze zawodowego życia, jak pomogli jej najbliżsi, jak to na wyspach Hula Gula jest bajecznie, ciepło i znajomo oraz przyjaźnie. To ostatnie za sprawą tabunu  celebrytów, które była redaktorka a teraz menadżerka turystyczna zaprosiła w pierwszej kolejności w swe skromne, hotelowe progi. Każda z gwiazd i gwiazdeczek musiała rzecz jasna, pochwalić się zdjęciem pod palmami, z głową w paszczy krokodyla albo innego lamparta, z drinkiem z parasolką w opalonej dłoni i z kochankiem w roli podnóżka pod zgrabną swą nóżką. Metoda zatrybiła, kto żyw leciał na wyspy Hula Gula, by wykopać grajdoł na plaży obok tych znanych i lubianych co to grają w naszych ulubionych komediach romantycznych i mają za mężów na przykład siatkarzy.

A teraz kiedy pierwszy kurz opadł i interes już się tak nie kręci, miss kamery i obiektywu znowu wszędzie gdzie się da, obwieszcza światu, że ostatecznie rzuca zawód bo chce zająć się wyłącznie świadczeniem usług turystycznych dla ludności. I dodaje do tego tuzin zdjęć w otoczeniu zachwyconych tubylców, które zaprzyjaźnione i zachowujące resztki opalenizny media ochoczo drukują.

WD- 40