POLSKA SZKOŁA FILMOWA- 60 LAT PÓŹNIEJ

Polska szkoła filmowa, ta spod znaku Andrzeja Wajdy, Andrzeja Munka i Jerzego Kawalerowicza, to bez wątpienia najważniejsza formacja artystyczna w dziejach rodzimej kinematografii, która rozsławiła nasze kino na całym świecie.

Nie mniej ważna i równie honorowana okazała się polska szkoła animacji, w której rej wodzili Jan Lenica, Walerian Borowczyk, Daniel Szczechura czy Witold Giersz. Termin polska szkoła animacji wymyślili zachodni krytycy na określenie istnej lawiny znakomitych filmów zrealizowanych nad Wisłą w latach 60. i 70. ubiegłego wieku, które zaczęły zgarniać najwyższe laury na wielu prestiżowych festiwalach na całym globie. Trudno było znaleźć wiele cech wspólnych łączących te dzieła, więc stwierdzono, że znakiem rozpoznawczym polskiej szkoły animacji jest? różnorodność. Termin polska szkoła filmowa nie wymyślili ? jak powszechnie sądzono ? zachodni krytycy, a ? co udowadnia Marek Hendrykowski w swej nowej, jakże odkrywczej książce, zatytułowanej po prostu Polska szkoła filmowa ? Antoni Bohdziewicz oraz Aleksander Jackiewicz, i to właśnie ich koncepty przyjęte [zostały] przez zachodnich krytyków i publicystów filmowych, żywo zainteresowanych nowym fenomenem w kinie za żelazną kurtyną. Polska szkoła filmowa i polska szkoła animacji. Przypadkowa zbieżność terminów. Tak przynajmniej do tej pory sądzono. Nic podobnego! Już we wstępie do swej książki Hendrykowski wśród twórców formacji artystycznej, której ją poświęcił, obok Wajdy, Munka, Kawalerowicza, Hasa, Kutza, wymienia Lenicę, a w dalszych partiach pisze także o dokonaniach Borowczyka, Szczechury, Bielińskiej i Haupego, zaś pośród arcydzieł polskiej szkoły filmowej stawia Labirynt Lenicy. Hendrykowski w swojej książce przyjął opcję podwójnego spojrzenia, to ? jak sam pisze we Wprowadzeniu ? ponowne rozpoznanie fenomenu polskiej szkoły filmowej, uwzględniające zarówno historyczne konteksty, jak i dzisiejszą perspektywę spojrzenia na to zjawisko. Podobnie postąpił Tadeusz Lubelski, w wydanej niemal w tym samym czasie, swej nowej książce, zatytułowanej Nowa fala 60 lat później. O pewnej przygodzie kina francuskiego (nawiasem mówiąc, książka Hendrykowskiego mogłaby nosić tytuł Polska szkoła filmowa 60 lat później. O pewnej przygodzie kina polskiego). Obaj ci nie tylko filmowi krytycy, historycy, teoretycy, a po prostu fantastyczni pisarze ? nie waham się użyć tego terminu ? od dawna zajmują się wnikliwie opisywanymi zjawiskami, ich aktualne dokonania to swoiste résumé, niezwykle odkrywcze résumé. Jakie są te rewolucyjne konstatacje Hendrykowskiego? Niektóre tak ewidentne, że wręcz? wcześniej niedostrzegalne (U licha! Już przeszło czterdzieści lat mówię prozą, nic o tym nie wiedząc ? zauważył pan Jourdain, bohater Molierowskiego Mieszczanina szlachcicem). Po pierwsze, ?szkoła? nie była ?szkołą?, a formacją ideowo-artystyczną, po drugie, nie była i nie jest (jej refleksy można przecież odnaleźć w wielu produkcjach ostatnich lat, np. Idzie i Zimnej wojnie Pawła Pawlikowskiego, W ciemności Agnieszki Holland, Domu złym i Wołyniu Wojciecha Smarzowskiego) zjawiskiem ani monogłosowym, ani monotematycznym, a wieloautorskim (resp. polifonicznym) projektem tego, czym ambitne kino i odkrywczo uprawiana sztuka filmowa powinny się stać, czym mają one być dla swoich widzów i jaka rola społeczna przypada w tym filmowcowi jako odpowiedzialnemu twórcy, po trzecie, wspomniani twórcy to nie tylko wspomniani reżyserzy, a aktorzy, operatorzy, scenografowie i przedstawiciele innych, równie twórczych filmowych profesji (Było kiedy tylu fajnych chłopców i dziewcząt, co ? pyta Maciek Chełmicki, swego przyjaciela Andrzeja w legendarnej sekwencji z płonącymi kieliszkami spirytusu w Popiele i diamencie), po czwarte, arcydzieła tej formacji to nie tylko głośne kinowe pełne metraże, a również kilkuczy kilkunastominutowe ?dodatki?, jak choćby Ambulans Janusza Morgensterna, Przy torze kolejowym Andrzeja Brzozowskiego, Piwo i Na melinę Stanisława Różewicza czy animowany Labirynt Jana Lenicy, po piąte? Książka Hendrykowskiego jest frapującą, godną polecenia lekturą, zwłaszcza na wrzesień, kiedy podczas gdyńskiego festiwalu ma premierę wiele nowych rodzimych filmów. Czy ?szkolne? tropy odnajdziemy w którymś z nich?

JERZY ARMATA