Odszedł scenarzysta i reżyser Piotr Szulkin (1950-2018), jeden z najznakomitszych, najbardziej oryginalnych polskich filmowców.
Zostały po nim niezmiernie oryginalne filmy o rozpiętości, stylu i różnorodności tematyki tak wielkiej, że zestawione razem wyglądają na dzieła nakręcone przez całkiem różnych artystów. Niemal nie do wiary, że Dziewcę z ciortem, Kobiety pracujące, Życie codzienne, Golema, O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji, Mięso, Ironicę i Ubu Króla podpisał jeden i ten sam twórca. Zdumiewająco szeroka perspektywa wyobraźni ? od epoki średniowiecza po futurystyczne wizje SF ? mówi wiele o skali talentu, jaki miał. To samo można powiedzieć o Szulkinie adaptatorze. Gustav Meyrink, Herbert George Wells, Alfred Jarry, Sławomir Mrożek, Janusz Krasiński, Bertolt Brecht ? wszyscy oni, choć bardzo różni, spotykają się ze sobą w jego twórczości. Rzadko który polski reżyser był człowiekiem tak oczytanym i zorientowanym w literaturze rodzimej i światowej jak Szulkin. Sam mawiał o sobie, że dokonując adaptacji pojedynczego dzieła, w istocie filmuje nie jednego, lecz równocześnie wielu autorów, do których lekturowa pamięć adaptatora powraca i co rusz odzywa się echem.
Niezwykły w jego inscenizacjach był związek, łączący ekranową wizję z rzeczywistością. Najbardziej dokuczała mu teraźniejszość. Zdarzenia na ekranie przebrane w kostium groteski, nie są u niego fikcją bez adresu, lecz sytuacjami dramatycznymi z głęboko osobiście przeżytym odniesieniem do realnego świata. Z ośmiu spektakli Teatru Telewizji, jakie reżyserował w latach 1977-1997, najbardziej zapamiętałem Tango Mrożka, Czapę Krasińskiego i Karierę Artura Ui Brechta, wystawioną w scenerii dawnej fabryki Norblina na warszawskiej Woli z udziałem Jana Peszka, Henryka Bisty, Marka Walczewskiego i rapera Piotra Marca Liroya.
Był mistrzem ekranowej groteski. Gdyby Szulkin urodził się w Anglii, a nie w Gdańsku, prawdopodobny scenariusz jego artystycznego życia uczyniłby go jednym z członków Monty Python Flying Circus. Miał wyjątkowo przenikliwe, gorzko-ironiczne spojrzenie na to, co go otacza. Dowiódł tego, ekranizując po swojemu odczytaną Wojnę światów Wellsa, której dodał podtytuł Następne stulecie. To dzieło mistrzowskie ? jedno z najważniejszych dokonań artystycznych pamiętnego dla naszej kinematografii sezonu 1980-1981. W warunkach skrajnej mizerii i niedostatku środków na realizację reżyser osiągnął dwustuprocentowy rezultat ekranowy, scena po scenie ukazując potęgę masowego rażenia telewizji wyprowadzonej przez władzę na ulice, jak najbliżej obywateli. Niesamowite w Wojnie światów ? Następnym stuleciu jest to, co Szulkin zrobił z motywem ?misyjności telewizji?. Nie znam drugiego filmu, który w sposób równie sugestywny obnażyłby opłakane społeczne skutki przejęcia tego medium przez osobników całkowicie wyzutych z przyzwoitości i cynicznie wykorzystujących telewizję do manipulowania ludźmi w imię wywróconej na nice, bezczelnie przez nich serwowanej, kłamliwej ?misji?. Falsyfikacja wszelkich wartości dokonywana na masową skalę poprzez codzienne fałszowanie prawdy o rzeczywistości, osiąga w Wojnie światów ? Następnym stuleciu poziom stężenia całkowicie obezwładniający społeczeństwo. Futurologiczna wizja jutra przybiera postać realnego dzisiaj. Nośność i klasę fantastyki filmowej uprawianej w takim wydaniu dostrzegł Europejski Kongres Stowarzyszeń Fantastyki Naukowej EUROCON, przyznając w 1984 roku autorowi ekranizacji Wojny światów nagrodę dla najlepszego reżysera SF. Filmy Szulkina zachowują swe walory mimo upływu lat. Kto wie, może nadejdzie czas, kiedy odrzucony przez publiczność ostatni fi lm, nakręcony przez niego piętnaście lat temu Ubu Król według sztuki Alfreda Jarry?ego, zostanie ponownie odkryty jako prorocza alegoria kraju, który pod władzą politycznych miernot, szarlatanów i głupców pogrąża się w degrengoladzie.
MAREK HENDRYKOWSKI