Czterdziestolatka życie po życiu

Z serialami telewizyjnymi z reguły bywa tak: jedne się starzeją i bezwarunkowo trafiają do lamusa historii, inne długo trzymają fason i stale powracają na antenę, z zadowoleniem i zainteresowaniem oglądane przez kolejne pokolenia widzów.

Te pierwsze, opiewające problemy aktualne, po prostu się dezaktualizują. Niektóre z nich, podpisane przez utalentowanych twórców, mają jeszcze walor zapisu obyczajów czy stanu ducha społeczeństwa w danej epoce. Drugie, trzecie i czwarte życie jest udziałem seriali historycznych, często ekranizacji klasyki, jak Noce i dnie czy Królowa Bona.

Polak potrafi

Czterdziestolatek (scenariusz Krzysztof Teodor Toeplitz, reżyseria Jerzy Gruza) jest tu swego rodzaju wyjątkiem. Po raz pierwszy został pokazany w telewizji w 1975 roku, a więc ponad czterdzieści lat temu i odtąd regularnie powraca na antenę w różnych kanałach i w niezbyt odległych od siebie odstępach czasu. Co takiego jest w Czterdziestolatku, że stale jeszcze bawi i interesuje, choć w zasadzie nie powinien? Jest przecież bezpośrednio podwiązany do aktualnej problematyki społecznej lat 70.

A połowa lat 70. w Polsce to apogeum tzw. gierkowskiego dobrobytu konsekwentnie i nachalnie lansowanego przez wszechobecną propagandę sukcesu. Jej sprawnym realizatorem był m.in. prezes Telewizji Polskiej Maciej Szczepański. Nie tylko on. W publicystyce króluje wówczas kult nowoczesności, postępu, poszukiwanie pozytywnych wzorców spod znaku skądinąd nośnego hasła Polak potrafi. Stawiano w dużym stopniu na średnią i wyższą kadrę techniczną (serialowy inżynier Karwowski był jej egzemplifikacją), wśród której miała się rozegrać bitwa o nowoczesność i materialne standardy odpowiadające krajowi ? jak wówczas pisano ? z pierwszej dziesiątki najbardziej uprzemysłowionych potęg świata. Ówczesna publicystyka (m.in. wyraziście artykułowało to Życie i Nowoczesność, cotygodniowy dodatek do Życia Warszawy) nawoływała do odcięcia się od polskiego marazmu, gnuśności, bezproduktywnego marzycielstwa, polskiego piekła zazdrości i zawiści. W imię wyższych celów. Jeśli zostaniemy na starym udeptanym polu ? przekonywali publicyści – czeka nas cywilizacyjna degradacja.

Bez moralizowania

Jednym z publicystycznych harcowników był Krzysztof Teodor Toeplitz, autor scenariusza Czterdziestolatka oraz Czterdziestolatka dwadzieścia lat później. Wcześniej poważył się zaatakować narodową świętość ? powieść radiową Matysiakowie. Widział w niej apoteozę zapyziałości, braku ambicji indywidualnych i zbiorowych, poprzestawania na małym, uporczywego trwania przy starym wbrew pędzącej do przodu części nowoczesnego świata.

W tej oto atmosferze stworzony Czterdziestolatek był dzieckiem swojego czasu. Odpowiadał na wszystkie podstawowe hasła dekady. Tyle że dekada pod koniec jakby się zawaliła. A co z serialem? Serial o dziwo przetrwał i paradoksalnie ma się nieźle.

Bohaterem jest Stefan Karwowski (Andrzej Kopiczyński), budowniczy Trasy Łazienkowskiej i Dworca Centralnego, a potem Trasy Toruńskiej, typowy przedstawiciel średniej kadry technicznej. Przeżywa kłopoty właściwe dla swego wieku: frustracje przemijania, odchodzącej młodości itd. Do tego dochodzą lekko naszkicowane problemy zawodowe i celną kreską zarysowane problemy rodzinne. Karwowski jest bardzo przeciętny, podobnie jak jego żona Madzia (Anna Seniuk). Nie dostrzeżemy w nich ani nonkonformizmu, ani szerokich horyzontów, ani jakiegoś zauważalnego pędu do przodu? A jeśli już, to raczej drobny snobizm ukazany w tonacji wyrozumiałej dla ludzkich słabości (portret przodka czy słynny łuk Karwowskiego).

Ten ton akceptacji czy pobłażliwości dla wszystkiego, co otacza bohaterów, korzystnie przysłużył się serialowi. Tym bardziej, że sporo tu humoru i dowcipu w dobrym stylu. Wielkie budowy socjalizmu są tylko tłem dla toczącego się wartko życia, a wszystko to zostało ukazane w tonacji zabawnej, z wyraźną nutą sympatii dla otoczenia. Nawet dla niezapomnianego Maliniaka (w wykonaniu Romana Kłosowskiego), jakże charakterystycznego zarówno w swoim buńczucznym chamstwie, jak i koniunkturalizmie.

Z pewnością także dobrze przysłużył się serialowi fakt, że KTT, znany publicysta i krytyk filmowy, przy pisaniu scenariusza potrafił przełamać swoją skłonność do pouczania i moralizowania.

Kobieta Pracująca

Autorski stosunek do spraw i problemów, które w swym ekranowym życiu rozstrzygają inżynierostwo Karwowscy, twórcy ujęli w zabawny cudzysłów. Wykładają go mianowicie dwie postacie zapewne specjalnie w tym celu stworzone dla potrzeb serialu, luźno związane z akcją. Pierwszą jest przyjaciel domu, lekarz Karol (w wykonaniu Leonarda Pietraszaka), który z równym znawstwem rozprawia o przyczynach spadku erotycznych zainteresowań Karwowskiego, jak i wypowiada się na tematy bardziej ogólne. Karol, pan przystojny i elegancki, jest samotnikiem, trochę dziwakiem. To dobrze skonstruowana postać.

Lepiej niż dobrze została pomyślana Kobieta Pracująca, która żadnej pracy się nie boi w brawurowym wykonaniu Ireny Kwiatkowskiej. Jej monologi o życiu, już to nasycone realizmem, już to groteską czy jawnym nonsensem, są majstersztykiem przewrotnego humoru. Dobrze wpisują się w realistyczną konwencję opowieści, nie łamiąc bynajmniej jej stylistycznej jednorodności. Na motywach monologów Kobiety Pracującej powstało z czasem kilka zabawnych widowisk telewizyjnych.

Fotografia

Czym jeszcze broni się serial? Wiarygodnością tła obyczajowego. Na budowie jest cwaniakowaty Maliniak i usłużna kreślarka pani Zosia. Pojawiają się też różni decydenci ze swoimi koniunkturalnymi pomysłami. W laboratorium warszawskich Filtrów, w którym pracuje hydrolog Karwowska, siedzi nadęty docent Gajny i panie w pełnym przekroju wiekowo-mentalnym, od nastolatki w mini po przedwojenną inteligentkę z zasadami. Ten realistyczny sztafaż ułatwiający identyfikację z bohaterami serialu, jest dobrze wypośrodkowany. Ani nazbyt nowoczesny, ani zbyt anachroniczny.

W ten sposób powstała jak gdyby fotografia pewnej warszawskiej rodziny z połowy lat 70., a w sumie bogaty zapis nastrojów, mód i opinii, które w tamtych czasach towarzyszyły Polakom. Niektórzy nawet są zdania, że w tej fikcyjnej opowieści jest więcej prawdy o latach 70. niż w niejednym dokumencie. Może?
Na pewno Czterdziestolatek, ani ciąg dalszy (choć nie miał on już tego waloru świeżości), nawet po czterdziestu latach nie przynosi ujmy jego autorom. A także świetnym aktorom charakterystycznych ról.

*     *     *
W 2014 roku Rada m.st. Warszawy nadała nazwę Ronda Czterdziestolatka skrzyżowaniu ulicy Chałubińskiego, alei Jana Pawła II i Alej Jerozolimskich.
BARBARA KAŹMIERCZAK