23 FEBIOFEST PRAGA: Jak dobrze mieć sąsiada

? śpiewały kiedyś Alibabki, ale hasło pozostaje aktualne, a więc… Jak dobrze mieć sąsiada, który w magicznej Pradze urządza od kilkunastu lat w marcu świetny festiwal filmowy.

Febiofest, którego 23 edycja właśnie się zakończyła, ma wierną publiczność, która licznie zapełnia sale kompleksu kinowego na Strachovie, ma zawsze starannie i interesująco skomponowany program, ma ? a jakże- swój czerwony dywan, na którym w tym roku przechadzali się: włoski klasyk Marco Bellocchio, hiszpańska gwiazda Carmen Maura, szkocki aktor i reżyser Peter Mullan oraz w finale znakomity brytyjski scenarzysta Peter Morgan (The Queen, Ostatni król Szkocji, Rush). Ten ostatni poza spotkaniem z dziennikarzami i widzami, dał świetny wykład mistrzowski dla fachowców z Barrandova i innych wytwórni, stacji telewizyjnych i firm producenckich.
Ale Febiofest to nie tylko filmy (sekcja konkursowa oraz kilka innych tematycznych, narodowych i autorskich) ale także modna obecnie w Europie Culinary Cinema, łącząca pokazy filmowe z degustacja specjałów przygotowanych przez mistrzów kuchni oraz część muzyczna. I oczywiście Febiofest Junior. Ma też swoją kontynuacje w kilku miastach Republiki Czeskiej oraz mutację na Słowacji, gdzie teraz są prezentowane zestawy filmów festiwalowych.

PL + CZ

Współpraca miedzy naszymi kinematografiami ma długą historię, w której były lata intensywnego działania, ale były też momenty przestoju. Od mniej więcej dekady nasze relacje i kontakty na wszystkich polach są coraz lepsze. Polskie kino, znowu  cieszy się tu uznaniem i przyjmowane jest z rosnącym zainteresowaniem przez nowe pokolenie kinomanów, działalność PISF jest wręcz stawiana za modelowy wzór instytucji animującej, wspierającej i upowszechniającej kulturę filmową (narodowy fundusz kinematografii nad Wełtawą zajmuje się tylko finansowym wspieraniem projektów), a do dystrybucji kinowej wchodzą kolejne nasze obrazy. Tak się szczęśliwie złożyło, że w okresie trwania festiwalu miały miejsce premiery dwóch filmów, zrealizowanych w koprodukcji polsko- czeskiej, obie szeroko komentowane i relacjonowane. Mowa o dramacie Ja, Olga Hepnarova! (w roli tytułowej Michalina Olszańska, za kamerą Adam Sikora) oraz filmie Michała Koszałki Czerwony pająk, w którego praskiej premierze wzięli udział aktorzy Julia Kijowska i Filip Pławiak. Oboje odpowiadali także na pytania widzów pokazu festiwalowego. W planach są kolejne produkcje, jak to zwykle bywa nie sposób ustalić szczegóły, ale rokowania są więcej niż obiecujące. Także dzięki aktywności Instytutu Polskiego w Pradze od kilku już lat w programie Febiofest-u prezentowane są liczne polskie filmy, tym razem w sekcji Panorama Kina Światowego pokazano: 11 minut Jerzego Skolimowskiego, Demona Marcina Wrony (gościem imprezy był odtwórca jednej z głównych ról w tym filmie, izraelski aktor Itay Tiran), Karbala Krzysztofa Łukaszewicza oraz Obce niebo Dariusza Gajewskiego. Miał on jedną z najlepszych konferencji prasowych całej imprezy, gospodarzy zainteresował szczególnie temat i geneza filmu oraz szczegóły koprodukcji z partnerem szwedzkim.

HERBERT I INNI

Para dyrektorów programowych festiwalu, Hana Celova i Stefan Uhrik, wykonała gigantyczna pracę, by spośród setek a może nawet tysięcy filmów, wybrać kilkadziesiąt z myślą o sekcji konkursowej i kilku dodatkowych (m.in.: Balkan Beats , Czech Track, World Cinema Panorama, Made in USA, Latin American Panorama). W najważniejszej New Europa Competition (przed kilku laty zwyciężył tu Chrzest Marcina Wrony, a blisko wygranej był film Macieja Pieprzycy Chce się żyć) znalazło się 12 tytułów, poddanych surowej ocenie 33-osobowego jury, złożonego z wybranych drogą losowania kinomanów. Taki pomysł ma swoje ewidentne plusy, bo skład gwarantuje różnorodność w każdym wymiarze, ale ma też minus w postaci ?szalejącej demokracji?. Wszystko zależy od przewodniczącego, którym jest zawsze uznany twórca o niekwestionowanym autorytecie. W tym roku jury zapewne miało niejaki kłopot z wyborem zwycięzcy, bo zestaw był wyjątkowo mocny i wyrównany. Ostatecznie Grand Prix i po 5 tys. euro dla reżysera i przyszłego czeskiego dystrybutora, otrzymał islandzkio-duński film Runara Runarssona Sparrows. To opowieść o sympatycznym i wrażliwym siedemnastolatku, dla którego wspólna wyprawa za miasto z ojcem i dziadkiem, staje się okazją do wykonania nie tylko symbolicznego skoku w dorosłość. Świetnie zagrany i zrealizowany obraz był już wyróżniony m.in. w Chicago i San Sebastian.

Podobnie jak niemiecki Herbert Thomasa Stubera z zapadającą w pamięć kreacją Petera Kurtha. Kiedy były bokser a potem trener, mający za sobą także kontakty z przestępczym pół świadkiem, dowiaduje się o śmiertelnej chorobie postanawia uporządkować życie osobiste i uczuciowe. Nie będzie to jednak łatwe, bo córka  nie chce go znać, wnuczka się go boi, a aktualna partnerka traci cierpliwość po kolejnych wybuchach agresji wytatuowanego olbrzyma i definitywnie go opuszcza.

Wspaniałą kreację zaproponowała uznana słowacka aktorka, Emilia Vasaryova w roli wychodzącej po latach z nałogu alkoholowego gwiazdy ekranu, która próbuje rozpocząć nowe życie. Ewa Nova może nie zaskakiwała oryginalnością fabuły, ale z pewnością dawała samą przyjemność w obserwacji aktorstwa najwyższej próby.

Tegoroczny praski konkurs miał zresztą szczęście do aktorskich popisów, bo poza wymienionymi na ekranie brylowali jeszcze Juliette Binoche (The Waid) i Peter Mullan (Hector). Zaskakująco dojrzałą rolę zaproponowała też młoda polska aktorka, Michalina Olszańska w dramacie Ja, Olga Hepnarova! Filmie, dodajmy, opowiadającym prawdziwą historię ostatniej skazanej na karę śmierci i straconej w byłej Czechosłowacji kobiecie. Była to kara za spowodowanie wypadku samochodowego, w którym zginęło 8 oczekujących na przystanku tramwajowym osób, a kilkanaście innych zostało rannych. Olga wjechała w przystanek celowo i z rozmysłem, to był atak na społeczeństwo, żyjące w zakłamaniu i spolegliwej akceptacji dla władzy. I własne samobójstwo, bo Olga nie miała wątpliwości, że zostanie stracona. A wcześniej doznała wszystkich możliwych szykan, jakie państwo na poły totalitarne mogło zaoferować młodej wrażliwej oraz kochającej inaczej kobiecie. Owo wspomniane zaskoczenie dojrzałą i świadomą grą wzięło się zaś z tego, że Michalina jest w zawodzie dopiero od niedawna, a tu na dodatek prowadzona była przez parę debiutantów ? Petra Kazdę i Tomasa Weinreba.

ŻYCIE, JAK W ? MEKSYKU ALBO INNYM URUGWAJU!

Febiofest daje okazję do intensywnego przeglądu tego wszystkiego, co dzieje się ciekawego w wybranej corocznie kinematografii. Kino latynoamerykańskie od zawsze dostarczało obyczajowo-formalnych fajerwerków i tu się nic nie zmieniło. Meksykański Jeremy to filmowy portret małego geniusza, widziany jego oczami i komentowany jego słowami. Wyposażony w IQ 160 ośmiolatek nie ma cienia wątpliwości, że nie będzie mu łatwo w otoczeniu leniwych i nieznoszących odmienności rodaków, ale znajduje dla nich czasem słowa wsparcia i otuchy, bo przecież Einstein czy Maria Curie również nie mieli łatwo!

Albo taki Clavier, wytatuowany mistrz sztuk walki, który ma obsesję na punkcie tuningowanych samochodów i dziesięcioletniego syna, którego matka nie chce go znać. Czemu nie trudno się dziwić, bo Clavier to ciężki przypadek niezbyt bystrego osiłka, który najbardziej w życiu kocha siebie i swoje samochody. Zwabiony informacją, że w malej osadzie pracuje mistrz dekorowania aut niezwykłymi malowidłami, trafia do miejsca i na ludzi jak z narkotycznego snu. A w nim nic nie będzie takie, jak mu się wydaje. Jeśli ktoś lubi odjazdowe kino, z tłumem oryginałów zaludniających ekran, temu urugwajska wycieczka do krainy prowincjonalnych dziwaków, spodoba się na pewno.

Z Urugwaju bardzo blisko do Macedonii, bo i tu zakręconych filmowców nie brakuje. Szkoda, że zapatrzeni w Emila Kusturicę usiłują mniej lub bardziej wiernie odwzorować na ekranie jego styl i sposób opowiadania. Stole Popov, autor To The  Hilt, robi to tak dosłownie, że możemy niemal zgadywać jak zachowa się postać na ekranie albo jak wybrzmi pointa. Zrealizowany sporym nakładem sił i środków, blisko trzygodzinny fresk o Bałkanach z początku XX wieku nie wstrząsnął, jak pewnie skrycie planowali producenci, Hollywoodem, gdzie kilka lat temu nominacje do Oscara otrzymał reżyser.
JANUSZ KOŁODZIEJ